Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedyś był zwykłym misjonarzem w Chulucanas. Dziś jest papieżem. Ale dla niej wciąż pozostał „padrinho” – ukochanym chrzestnym.
Ojciec duchowy i przewodnik młodego zakrystianina
Mildred Camacho ma 29 lat i mieszka w Peru. Jest mamą i z uśmiechem mówi o swoim ojcu chrzestnym: „Padrinho, kochamy Cię! Niech żyje długo i szczęśliwie!”. Tym chrzestnym jest papież Leon XIV – dawniej po prostu ojciec Robert Prevost, augustianin, który przez wiele lat pracował w Chulucanas.
Historia ich relacji sięga kilku dekad wstecz. Ojciec Mildred - Héctor Camacho, miał zaledwie czternaście lat i służył jako zakrystianin w katedrze w Chulucanas, gdy młody ojciec Robert Prevost przybył do Peru jako misjonarz. Działo się to w latach 80. ubiegłego wieku. Szybko stał się dla Héctora kimś ważnym, duchowym przewodnikiem i przyjacielem.
Więź ponad czasem i przestrzenią
„Zawsze uczył nas wiary w Boga, szacunku, uprzejmości i tego, że warto się starać, by coś w życiu osiągnąć” – wspomina Héctor. Wpływ ojca Roberta okazał się tak silny, że nawet po latach, gdy Héctor przeniósł się do Trujillo na studia, ich więź się nie urwała. Ojciec Robert nadal towarzyszył mu duchowo i wspierał w działaniach charytatywnych.
Kiedy zmarła matka ojca Roberta, Héctor poprosił o zgodę, by jego córka mogła nosić jej imię – Mildred. Ale na tym się nie skończyło. Poprosił także, by ojciec Robert został ojcem chrzestnym dziewczynki.
Chrzest, który zapadł w serce
Chrzest Mildred odbył się w parafii św. Józefa Robotnika w Chulucanas. Choć w dzieciństwie nie widywali się często, wspomnienia i nauki chrzestnego głęboko zapadły w serce dziewczyny.
„Nie mam z nim wielu wspomnień, ale wiem, że to, co robił, zaprowadziło go tam, gdzie jest dziś” – mówi Mildred z podziwem.
Szczególnym skarbem są dla niej krótkie wiadomości, które otrzymywała od ojca Roberta przy okazji mszy świętych i uroczystości kościelnych. Zawsze znajdował chwilę, by pozdrowić rodzinę. Te momenty, choć krótkie, miały dla niej ogromne znaczenie.
„Żyj z radością”
Ostatni raz Mildred widziała swojego padrinho 10 sierpnia ubiegłego roku, gdy przyjechał do Chulucanas na obchody 60-lecia diecezji. To wtedy powiedział jej, że może minąć sporo czasu, zanim znów się spotkają.
„Zawsze mi powtarzał: 'Żyj radośnie, żyj szczęśliwie.' I ja te słowa bardzo sobie cenię, razem z jego prośbą o modlitwę” – wyznaje Mildred. „Uczył nas, że wiara to nie tylko chodzenie na mszę świętą, ale życie w miłości i bycie światłem dla innych. To dawało mi nadzieję nawet w trudnych chwilach”.
Marzenie o spotkaniu
Dziś Mildred marzy, że papież Leon XIV kiedyś znów odwiedzi Peru. Gdyby tylko miała szansę go zobaczyć, gotowa byłaby spędzić noc na ulicy, by choć przez chwilę być blisko. „Przytuliłabym go i powiedziała z głębi serca: 'Padrinho, kochamy Cię!’”.
Ze skromnego pokoju do pałacy Watykańskich
Ojciec Robert Prevost mieszkał w parafii św. Józefa Robotnika w skromnym pokoiku. W tym samym miejscu przez wiele lat żył także sługa Boży, ojciec Juan McKniff– ceniony za swoją miłość i prostotę augustianin. Dożył 85 lat i był jedynym amerykańskim augustianinem, który po rewolucji 1959 roku otrzymał zgodę Fidela Castro na pozostanie w komunistycznej Kubie.
Obecnie przy parafii wznoszone jest mauzoleum, w którym zostaną złożone szczątki ojca Juana sprowadzone z USA. Jego pamięć będzie trwać wśród ludzi, których tak bardzo kochał.
