Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Cyfrowa technologia przekształciła się z narzędzia, którego używamy, w środowisko, w którym żyjemy. Diego Hidalgo, badacz i autor książek Anestesiado oraz Retomar el control wyjaśnia, jak powoli rezygnujemy nie tylko z naszych funkcji poznawczych — ale z całej ludzkiej natury. Wyłączny wywiad dla Aletei:
Aleteia: Technologia staje się nieodłączną częścią naszego życia. Nazywasz to „stanem gazowym” technologii. Co masz na myśli?
Diego Hidalgo: Aby to wyjaśnić — gdy mówię o technologii gazowej, odnoszę się do modelu, który nazywam „trzema epokami technologii cyfrowej”. Najpierw, od lat 70. lub 80. do około 2007–2012, mieliśmy do czynienia z tym, co nazywam „technologią stałą”. Nasza relacja z technologią przypominała wtedy relację z przedmiotem — mogliśmy ją wziąć do ręki lub odłożyć wedle woli. Komputer osobisty był przykładem takiej technologii: włączałeś go, gdy chciałeś go użyć, i wyłączałeś, gdy kończyłeś. Świadomie wykonywałeś zadania, a czas spędzony przy urządzeniu definiował interakcję.
Potem przeszliśmy do epoki „technologii ciekłej” — ery smartfonów, w której nadal częściowo tkwimy. W tej epoce technologia przenika wszystkie sfery życia i staje się mniej kontrolowalna. Dzięki smartfonom zaczęliśmy w sposób absolutny zlecać funkcje poznawcze — pamięć (nie pamiętamy numerów telefonów - mamy je w komórce), orientację przestrzenną (nie pamiętamy planu miasta - mamy mapy google) i tak dalej! Ciecze się rozlewają, często bez naszej zgody, a my pijemy wiele razy dziennie. Taka jest metafora.
A teraz wchodzimy w kolejną fazę – gazową?
Dokładnie tak. Teraz wkraczamy w to, co nazywam „stanem gazowym” technologii. Urządzenia stają się tak małe i niewidoczne — technologia ubieralna (okulary), inteligentne głośniki, potencjalnie nawet implanty. Przestajemy zauważać, że w ogóle z nich korzystamy. Są tak splecione z naszym życiem, że korzystanie z nich staje się jak oddychanie. Bez jedzenia przeżyjesz kilka dni, bez picia jeden–dwa dni, ale bez oddechu – tylko kilka minut. Technologia jest dziś tak obecna i aż tak stajemy się od niej uzależnieni.
Zlecamy coraz więcej ludzkich funkcji — nie tylko poznawczych. Oddajemy maszynom naszą pamięć, uwagę, a nawet zdolność do budowania relacji. Na przykład czat GTP podpowie jak zagadać do kogoś, by cię polubił. Możesz stać się bardziej efektywny, tak. Ale koszt to zależność.
Jakie są zagrożenia związane z takim zlecaniem wszystkiego maszynom?
Jednym z zagrożeń jest uzależnienie, dosłowne. Przykład: kilka tygodni temu w Hiszpanii nastąpiła przerwa w dostępie do prądu — jeden dzień bez technologii i nagle wiele osób nie mogło funkcjonować. Jeśli już nie potrafisz nic zrobić samodzielnie, stajesz się kruchy.
Ale poza tym chodzi o satysfakcję z życia. Co sprawia, że czujemy się naprawdę żywi? Można o tym debatować, ale myślę, że wielu zgodzi się co do podstaw: pokonywanie przeszkód, nawiązywanie głębokich relacji, podejmowanie znaczących decyzji. Wszystko to wymaga wysiłku, obecności, a nawet dyskomfortu.
Jeśli to wszystko zlecamy — jeśli maszyna rozwiązuje każdy problem, podejmuje każdą decyzję, pośredniczy w każdej interakcji — tracimy coś zasadniczego. Maszyny mogą podejmować „lepsze” decyzje, ale jakim kosztem? Relacje są trudne, bo ludzie są niedoskonali. Więc kusi nas by powiedzieć: „Pogadam raczej z AI niż z człowiekiem”. To mnie niepokoi.
Co się z nami dzieje — z naszą ludzką naturą — w takim scenariuszu?
Zaczynamy zlecać nie tylko zadania, ale nasze człowieczeństwo. Funkcje poznawcze, reakcje emocjonalne, relacje, rozwiązywanie problemów — wszystko. Co wtedy zostaje?
To jest pytanie. Gdybyś komuś pokazał obraz przyszłości, w której ludzkość jest zasadniczo nieobecna, powiedziałby: „To straszne, nie chcę tego”. Ale to nie jest zmiana nagła. Ona dokonuje się stopniowo. Krok po kroku.
Za każdym razem, gdy stajemy przed dylematem — pozostać człowiekiem czy zlecić coś maszynie - outsourcować — kuszeni jesteśmy łatwiejszą ścieżką. Wybór człowieczeństwa często oznacza wybór wolniejszego, bardziej wymagającego, czasem bolesnego doświadczenia. Ale właśnie w tym chronimy coś o wiele głębszego.
Musimy widzieć te krótkoterminowe koszty nie jako straty, ale jako długoterminowe inwestycje w nasze człowieczeństwo. Problem w tym, że era gazowej technologii — szczególnie połączona ze sztuczną inteligencją — wzmacnia to napięcie między natychmiastową przyjemnością a długofalowym dobrem. Te dylematy istniały zawsze, ale dziś są intensywniejsze.
Chcesz uczyć się języka latami — czy kliknąć jeden przycisk? Te skróty są kuszące. Jeśli nie zbudujemy świadomego oporu, będziemy coraz bardziej się zsuwać w stronę automatyzacji — aż nie zostanie już nic do zautomatyzowania.

Czy duchowość też można zlecić? Czy jest coś, co pozostaje święte i nietknięte przez technologię?
To bardzo ciekawe pytanie. Teoretycznie duchowość powinna być jedyną rzeczą, której nie da się zlecić. Chodzi o twoje życie wewnętrzne, o relację z czymś wyższym — z Bogiem. Niezależnie od tego, czy ktoś jest religijny czy nie, duchowość zakłada głębię, refleksję, wnętrze.
Ale nie bądźmy naiwni. Technologie ciekłe i gazowe nie zatrzymują się z szacunkiem przed bramą twojej duszy. Aby mieć życie duchowe, trzeba umieć być obecnym, słuchać, uważnie przyjmować. A to niezwykle trudne w społeczeństwie ciągłego rozproszenia.
Jak masz czytać tekst święty, jeśli w ogóle zatraciłeś zdolność czytania?
Nie możemy dzielić życia na „godziny świeckie” i „godziny duchowe”. Nie da się prowadzić hiperpołączonego życia i myśleć, że przeżyjesz potem bogate życie duchowe przez pół godziny dziennie dzięki aplikacji medytacyjnej. To tak nie działa.
Czy widziałeś przypadki, gdy technologia wpływała bezpośrednio na praktykę duchową?
Oczywiście. Śpiewam w chórze kościelnym w Maroku. Ostatnio zauważyłem, że kilka osób sprawdzało telefony podczas prób — a nawet podczas nabożeństw. Dlaczego? Bo nuty mają w telefonie. Nagrywają partie głosowe. To praktyczne, tak — ale to też proteza. Pokazuje, jak technologia wkroczyła nawet do przestrzeni sacrum.
Inny przykład: kazania. Kuszące jest dla księży, pastorów, imamów czy rabinów używać ChatGPT do pisania homilii. I widziałem efekty — brzmią świetnie. Ale co tracimy?
Czytałem tekst o francuskim księdzu, który opisywał swój proces przygotowania niedzielnego kazania: codzienne czytanie Ewangelii przez tydzień, medytacja nad nią, pozwolenie, by przemówiła. To spotkanie ze Słowem karmiło zarówno jego, jak i jego wspólnotę.
Jeśli zastąpimy to streszczeniami wygenerowanymi przez AI, nawet jeśli brzmią dobrze, tracimy sedno procesu.
Czy to też nie wiąże się z naszym postrzeganiem niedoskonałości — i rosnącą jej nietolerancją?
Tak, dokładnie. My, ludzie, jesteśmy niedoskonali. Zapominamy wersety Pisma. Plączemy się w myślach. Ale jeśli każdą niedoskonałość traktujemy jako problem, który trzeba naprawić maszyną, sprowadzamy istnienie do problemu technicznego.
A to w sferze duchowej jest szczególnie niebezpieczne.

Na koniec — co możemy zrobić? Jak opierać się tej fali i zachować nasze człowieczeństwo, relacje, dusze?
Wielkie pytanie. I odpowiadam na nie z pokorą. Nie mam wszystkich rozwiązań. Ale myślę, że wszystko zaczyna się od ponownego odkrycia wartości czasu.
Musimy na nowo nauczyć się, że życie nie polega na natychmiastowym zaspokajaniu potrzeb. Poczucie spełnienia nie płynie z natychmiastowego zadowolenia każdego impulsu. Pojawia się przez wysiłek, przez czekanie, przez akceptację niedoskonałości.
Bardziej konkretnie: potrzebujemy barier.
Barier fizycznych. Bez technologii w sypialni. Bez telefonów przy posiłkach.
Barier czasowych. Nie pozwól, by urządzenia wypełniały każdą sekundę. Pozwól sobie na ciszę, na powolność.
Barier funkcjonalnych. Jest różnica między użyciem komputera do pisania a scrollowaniem TikToka przez godzinę.
Barier wiekowych. Wszyscy jesteśmy podatni na technologię, ale dzieci i nastolatki szczególnie. W idealnym świecie nie dawano by im smartfonów przed 16. czy 18. rokiem życia. Znam neurobiologów, którzy mówią: 25 lat. Ja mam 41 lat i nadal nie dałem sobie smartfona!
Nie dlatego, że jestem lepszy — ale dlatego, że wiem, jak bardzo jestem podatny. Wszyscy jesteśmy. Te narzędzia są stworzone, by to wykorzystywać. Jeśli się nie przeciwstawimy, będą nas kształtować bardziej, niż zdajemy sobie sprawę.
Diego Hidalgo – pisarz, mówca, przedsiębiorca i orędownik humanizmu cyfrowego. Od ponad dwóch dekad bada społeczne i filozoficzne konsekwencje technologii cyfrowej. Absolwent Sciences Po i Uniwersytetu Cambridge. W 2007 roku prowadził jedno z pierwszych badań nad wpływem Facebooka na relacje społeczne. Autor książek Retomar el control: 50 reflexiones para repensar nuestro futuro digital oraz Anestesiados: La humanidad bajo el imperio de la tecnología (wydanych po francusku i hiszpańsku). Współzałożyciel pierwszej w Hiszpanii platformy carsharingowej Amovens. Dyplomata Zakonu Maltańskiego w Maroku. Iluzjonista.
W Polsce przebywał jako prelegent konferencji "Uwaga smartfon".

