Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Bóg o nas nie zapomina i cieszy się, że udało nam się przerwać pokoleniowe schematy zaniedbań” – mówi Aletei Aleksandra.

Rodzina zgotowała jej piekło
„Miłość, czyli Bóg potrafi zmienić życie” – zaczyna swoją historię Aleksandra. Pochodzi z dysfunkcyjnego domu. Jej mama jest Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, tata zaś z narcystycznymi cechami osobowości. Jako dziecko była skazana na emocjonalne zaniedbania i samotność.
„Nie miałam w dzieciństwie nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć, do kogo mogłabym się wypłakać i komu mogłabym się zwierzyć z tego, co mnie boli, z czym sobie nie radzę. Moich rodziców nigdy nie obchodziła sfera uczuć” – opowiada Aletei Aleksandra.
Jako nastolatka zaczęła mieć problemy w szkole, nie potrafiła nawiązać relacji z innymi dziećmi. „Właściwie to nie wiedziałam, co to znaczy być w relacji, bo nikt mnie tego nie nauczył i nie pokazał” – podkreśla.
W dorosłym życiu Aleksandra zmagała się z nerwicą lękową. Przez kilka lat przyjmowała leki, ale po ich odstawieniu choroba zaatakowała z podwójną siłą.
„Przez siedem żyłam w totalnym lęku. Objawy somatyczne towarzyszyły mi od rana do wieczora. Nie mogłam się opędzić od natrętnych myśli” – opowiada.
Silna depresja, nerwica i lęki
Do tego doszła depresja. Aleksandra nie chciała już żyć, nie wyobrażała sobie przyszłości. Wspomina, że była wtedy na dnie i tylko wiara w Boga nie pozwalała jej w tamtych beznadziejnych momentach popełnić samobójstwa.
„Podjęłam walkę o siebie, o wyjście z nerwicy. Przez ponad lata oswajałam lęk, oduczałam się nawyków lękowych, ignorowałam natrętne myśli, które powstawały w mojej głowie, sekunda po sekundzie” – mówi Aleksandra.
To było życie w ogromnym cierpieniu, prawdziwe „piekło”.
„Co ciekawe, to w tym cierpieniu nauczyłam się ogromnych pokładów cierpliwości oraz pokory. A poziom lęku miałam naprawdę wysoki, nie potrafiłam w spokoju siedzieć ani leżeć” – podkreśla.
Zdarzały się także natrętne myśli dotyczące wiary. „Mimo to chodziłam do kościoła na mszę św., spowiadałam się, choć każda spowiedź, przygotowanie się do niej to była pustka w głowie, na skutek ciągle odczuwanego lęku. W sumie to będąc w zaburzeniu lękowym miałam poczucie, że to się nigdy nie skończy” – opowiada Aleksandra.
Jezus uczynił cud!
Akceptacja lęku pozwoliła, krok po kroku, kontrolować swoje reakcje i przejąć kontrolę nad światem emocji. Aleksandra nauczyła się ignorować dokuczliwe objawy somatyczne i nie zwracać uwagi na zbliżające się ataki paniki. W końcu się udało!
„Któregoś dnia nerwica, na skutek walki o siebie każdego dnia, «zniknęła»” – dodaje kobieta. „A ja rozpoczęłam kolejną pracę nad sobą, aby już nigdy do tego «piekła» nie dopuścić” – podkreśla.
Aleksandra chodziła na psychoterapię. Dzień po dniu nauczyła się akceptować i kochać samą siebie. Pozbyła się etykiety „odmieńca” i „nadwrażliwca”, które otrzymała w rodzinnym domu.
„Okazało się, że jestem normalnie czującym człowiekiem. Pokochałam siebie, i to był dla mnie CUD. Możliwy dzięki miłości Boga, jakiej doświadczyłam od Niego. To On postawił na mojej drodze wspaniałą terapeutkę, od której otrzymałam zainteresowanie, ciepło, uważność i ogrom serdeczności” – wspomina.
Aleksandra dostrzegła w końcu swoją wartość, godność i piękno. Terapia zmieniła ją o 180 stopni. W kobiecie umarła dawna jej część, narodziła się zaś nowa. Poczuła się szczęśliwa. Była zupełnie innym człowiekiem, jej relacje z ludźmi także się zmieniły.
Małżeństwo na skale
Relacje między nią a jej mężem także nie były już takie same.
„Mój mąż również pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej. Wspólne, trudne, rodzinne doświadczenia przez jakiś czas spajały nasz związek. Z czasem coś się rozsypało” – tłumaczy Aleksandra.
Małżonkowie zdecydowali, że będą walczyć o związek. Poszli wspólnie na terapię. „Momentami było naprawdę ciężko. Były chwile, które mnie przerastały i musiałam wesprzeć się na Bogu, bo sama bym tego nie uniosła” – przyznaje.
Jak jest teraz?
„Mój mąż się zmienia, dojrzewa i uczy się mówić o swoich emocjach. Jesteśmy bardziej otwarci na siebie, nie mamy oporów, aby mówić sobie o tym, co w danej chwili czujemy” – opowiada Aleksandra. W ich małżeństwie panuje spokój.
„Widzę owoce tej naszej pracy nad sobą. Mamy szansę wreszcie stworzyć normalny, zdrowy dom. Bez krzyku, zaniedbań emocjonalnych, pielęgnując wzajemną troskę, miłość i uważność na potrzeby. Dom, w którym nikt nie ucieka od emocji, także tych trudnych” – mówi Aleksandra.
Przed nią jeszcze jedna, ważna decyzja, dotycząca zmiany dotychczasowej ścieżki rozwoju zawodowego. Jej marzeniem jest praca z drugim człowiekiem, z jego emocjami. Aleksandra przyznaje, że ogromną radość sprawia jej dzielenie się z innymi swoim wsparciem i zrozumieniem. „Jestem empatyczną osobą, to mam w tym łatwość. Ten talent od Boga czeka na pomnożenie” – podkreśla.
„Dziękuję Bogu za wszystko, co mam”
Relacje z rodziną nie należą do najłatwiejszych. Stawianie granic jest szczególnie trudne wobec bliskich, z którymi łączą nas silne więzi. Szacunek do siebie może powodować niezrozumienie i izolację.
„Wierzymy, że Bóg o nas nie zapomina i cieszy się, że udało nam się przerwać pokoleniowe schematy zaniedbań” – mówi Aleksandra.
Opowiada, że dzięki Niemu udało się jej pokonać nerwicę i depresję. Bóg podał jej pomocną dłoń, gdy inni się o niej zapomnieli. Dzieląc się świadectwem życia podkreśla, że Miłość pozwala przetrwać życiowe burze.
„W świecie, w którym tak wiele małżeństw się rozpada, warto mówić o tym, jak Bóg potrafi przemienić życie i relacje. Boże małżeństwa są nadzieją, przypominają również o tym, że sami z siebie nic nie możemy. Gdy budujemy z Jezusem, nawet beznadziejnie po ludzku sytuacje, jesteśmy w stanie unieść. Częste przyjmowanie komunii świętej, spowiedź – pozwalają na utrzymanie z Nim relacji. Wtedy możliwe jest podejmowanie mądrych, przemyślanych decyzji” – tłumaczy Aleksandra.