Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Na końcu doliny, pośród wzgórz Dolenjskej, w miejscowości Dvor, znajduje się gospodarstwo „pri Lekcu”, na którym wychowało się sześciu chłopców. Dwóch z nich wybrało drogę kapłańską – najstarszy Martin Golob, proboszcz w Grosupljem, oraz piąty z kolei Matija Golob, tegoroczny neoprezbiter. Także w dalszej rodzinie nie brakuje powołań kapłańskich i zakonnych – mama Anika i tata Tine mają oboje po jednym bracie księdzu. To właśnie dzięki bratu ojca, ks. Lojze, Anika i Tine poznali się prawie czterdzieści lat temu – był wtedy kapłanem w Homcu, rodzinnej parafii mamy Aniki.

Odwiedziliśmy rodzinę Golobów przed prymicją, którą Matija odprawił w parafialnym kościele św. Marcina 6 lipca. Do swobodnej i pełnej śmiechu rozmowy, oprócz rodziców i neoprezbitera, dołączył Tomaž z żoną Ewą i trójką dzieci (Uršką, Filipem i Tomažem), którzy swoje życie zbudowali na rodzinnym gospodarstwie. Żonaci są także Luka, który z żoną Niną ma córkę Nežę, oraz Peter z żoną Ewą. Najmłodszy Blaž jest jeszcze studentem.
Oprócz rolnictwa w waszej rodzinie najczęstszym powołaniem jest kapłaństwo. Jak wam się to udaje, kto modli się o powołania?
Tine: Trochę się modlimy, a dużo pracujemy – i tak przychodzi powołanie. Modlimy się codziennie, ale nie przesadzamy. Jesteśmy zwyczajnymi chrześcijanami, niedzielnymi, jak wszyscy inni parafianie.
Anika: O powołania kapłańskie modlimy się od zawsze. „Ojcze nasz” w tej intencji to u nas stały zwyczaj.

Jak to jest być ojcem, matką, bratem księdza?
Anika: To dla nas zaszczyt, że możemy być rodzicami księdza. Zawsze byliśmy dumni z Lojze (Goloba – przyp. red.) i z Francija (Šuštarja – przyp. red.). Już kiedy się poznaliśmy, brat Tinego, Lojze, powiedział, że jeszcze i my będziemy mieli jakiegoś księdza w rodzinie. Nigdy nikogo nie zmuszaliśmy do wyboru drogi życiowej, zostawialiśmy im ich własną, a właściwie Bożą wolę.
Matija: Czasem jednak zasiali w nas trochę wątpliwości. (śmiech)
Tomaž: Jeśli któryś z nich narzekał na seminarium, tata mówił, żeby uciekł i więcej tam nie wracał.
Tine: Trzeba dobrze to przemyśleć przed święceniami, bo inaczej może to być wielka szkoda – dla niego samego, dla rodziny, dla parafii… dla wszystkich.
Tomaž: Jako brat księdza też musisz uważać na swoje zachowanie, co robisz i co mówisz. Zwłaszcza jeśli jest tak jak u nas, że Martin jest znany także szerzej. Ich posługa również nas mobilizuje, byśmy starali się być lepszymi chrześcijanami.

Między Martinem a Matiją jest spora różnica wieku. Czyje powołanie bardziej was zaskoczyło?
Anila: Nigdy nie byliśmy zaskoczeni, oni to nosili w sobie.
Tine: Kiedy mój ojciec zmarł, Martin i Tomaž byli moją prawą ręką przy pracy. Kiedyś, podczas dojenia krów, Martin powiedział mi, że idzie do seminarium. To był dla mnie szok, było mi ciężko. Jednej pary rąk do pracy miało już nie być. A jednak często wracał do domu, czasem nawet uciekał z seminarium, żeby pomóc. Potem się przyzwyczailiśmy. A przy Matiji było inaczej…
Tomaž: Matija od małego mówił, że będzie księdzem. Martin nigdy tak nie mówił, był bardziej żywiołowy, lubił towarzystwo, miał dużo koleżanek, choć nigdy dziewczyny. Jego decyzja była wtedy szokiem dla znajomych i młodzieży.
Jak wspominacie dzieciństwo Matiji, skoro już wtedy mówił, że zostanie księdzem? Czy ma jakąś historię podobną do papieża Leona XIV?
Tine: Nigdy nie bawił się w księdza, ale już w wieku siedmiu lat napisał list, że zostanie księdzem.
Anika: „Jestem Matija, kiedy dorosnę, będę księdzem…”
Matija: „… najpierw będę wikariuszem, potem proboszczem, a na końcu zostanę papieżem Benedyktem XVII.” (śmiech)
Anika: Kiedy Martin poszedł do seminarium, Matija był trochę urażony, pytając, czy teraz on też będzie mógł pójść.

Matija, czy przez to, że twój brat jest księdzem, trudniej było ci zdecydować się na kapłaństwo?
Matija: Nie. Gdy Martin poszedł do seminarium, miałem dziewięć–dziesięć lat i już nie mówiłem głośno, że zostanę księdzem.
Anika: Miał też problemy z głosem, całe liceum mutował. Przedtem czytał czytania, występował w szkole, a potem już nie mógł.
Matija: Z tego powodu nawet zastanawiałem się, czy kapłaństwo jest dla mnie. Było mi ciężko z myślą, że ludzie mieliby słuchać takiego głosu. Myślałem nawet, że pójdę do klasztoru jako brat. Ale po wizycie u foniatry i logopedki, po ćwiczeniach głos się poprawił.
Jak udało wam się wychować wszystkich synów w wierze?
Tine: Nigdy ich nie zmuszaliśmy do chodzenia do kościoła.
Anika: Ponieważ i tak nigdzie nie wychodziliśmy, zawsze było przyjemnie iść na mszę świętą.
Matija: I nie było to oczywiste, że idziesz na mszę świętą – musiałeś się postarać. W niedzielę trzeba było wstać wcześniej niż w inne dni i najpierw zająć się bydłem. Podczas triduum, gdy msza święta była wieczorem, nie mogliśmy iść wszyscy do kościoła. A jeśli ktoś czasem się buntował, bracia mu mówili, że jest kiepski.
Tomaž: Msza święta zawsze była czymś wyjątkowym.
Tine: Moja żona Ani jest w tych sprawach dość stanowcza. Rano bolały mnie plecy, ale do wieczora poprawiało się na tyle, że mogłem iść na mszę świętą.
Anika: Jeśli potrafisz wydoić krowy, to i w kościele posiedzisz. Nigdy jednak msza święta nie była wymówką, by nie pracować.

Jakie były dla was największe wyzwania wychowawcze, zwłaszcza że mieliście sześciu synów?
Tine: To było cudowne! Cały czas byliśmy razem, wszystko robiliśmy razem, żaden nie chciał zostawać przy mamie, wyjątkiem był Matija – on lubił jej pomagać. Lubił też dotrzymywać towarzystwa babci. Kiedy mieszkaliśmy razem z moimi rodzicami, po śmierci ojca chłopcy chętnie towarzyszyli babci. Najbardziej przypadł jej do serca Matija.
Anika: Cieszyliśmy się z każdego dziecka. Potem wychowywali się nawzajem. Zawsze mieli dużo pracy i zajęć. Najtrudniej było w deszczowe dni, kiedy wszyscy byli w domu – wtedy było znacznie żywiej.
Czy zdarzało im się coś zbroić?
Anika: Oczywiście, ale nigdy nie przekraczali granic. Wieczorem zawsze godzili się na nowo. Mieliśmy zasadę, że razem się modlimy i sobie wybaczamy. Każdego wieczoru jedno z dzieci prowadziło modlitwę – zwykle to, które było najbardziej rozgniewane.
Matija: Musiałeś wtedy pokonać swoją złość.
Eva: Nagrali nawet całą serię filmów w stylu „Rocky’ego” i „Rambo”.
Anika: U nas nie było filmów romantycznych, sama znam tylko te akcyjne. Przy kiszeniu kukurydzy trzeba było najpierw część skosić ręcznie, pamiętam, jak nosili tę kukurydzę i wręcz rywalizowali, kto więcej załaduje i doniesie. Na stodołowym poddaszu mieli worki treningowe, robili pompki, wieczorami grali w piłkę nożną. Zawsze potrafili urozmaicić sobie pracę.

Co Matija lubił najbardziej robić, poza pomaganiem mamie i dotrzymywaniem towarzystwa babci?
Tomaž: Przede wszystkim prace ręczne, lubił sprzątać, doić krowy i poić cielęta.
Jak wyglądały wasze wakacje na gospodarstwie, jeździliście kiedyś na urlop?
Tine: Zawsze byliśmy w domu, nad morze nie jeździliśmy. Martin i Tomaž kilka razy pojechali z wujkiem.
Anika: Wszyscy też ministrantowali i jeździli z księdzem nad morze, kiedy zabierał animatorów i ministrantów.
Matija: Nas, młodszych, już Martin zabrał.
Tine: Martin do dziś co roku wynajmuje busa i zabiera wszystkich braci z żonami i dziećmi na jednodniową wycieczkę. Oczywiście bez nas, rodziców.










