separateurCreated with Sketch.

Podczas misji poznała dziewczynkę, którą przyjęła jako swoją chrześniaczkę.

Ema Verdinek in deklica Teresa iz Mozambika
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kristina Knez - publikacja 10.09.25
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Boża opatrzność tworzy najpiękniejsze historie. Kiedy Ema została matką chrzestną dziewczynki w Mozambiku, nie wyobrażała sobie, że kiedyś pozna ją osobiście. Ich spotkanie w misji w Namaachi to historia wdzięczności, nadziei i przyjaźni.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Ema Verdinek wróciła kilka dni niedawno z Afryki, gdzie była nie pierwszy raz. W zeszłym roku pojechała tam, ponieważ chciała odwiedzić swoją przyjaciółkę Ivanę Žigon, która spędziła rok na misji w Mozambiku. Przez cały czas były w kontakcie – Ivana opowiadała jej o wszystkim, czego doświadczyła, ale Ema czuła, że nie da się tego wszystkiego ująć w słowa ani zdjęcia. Dlatego podjęła decyzję: „Jadę do Afryki, aby zobaczyć to, czego Ivana nie potrafi opisać słowami”. Doświadczenie Mozambiku tak ją poruszyło, że w tym roku wróciły tam razem z Ivaną. „Odwiedziłyśmy przyjaciół” – mówi Ema.

Czy możesz nam najpierw zdradzić, kto jest dla Ciebie szczególnie ważny w Mozambiku?

Oczywiście – kiedy moja przyjaciółka Ivana wyjechała do Mozambiku, chciałam być w jakiś sposób związana z jej podróżą i pracą, więc zdecydowałam się zostać matką chrzestną dziecka w Mozambiku. Przydzielono mi dziewczynkę o imieniu Teresa. Już w pierwszym tygodniu pobytu Ivany w Afryce spotkała się z nią, co wydało mi się czymś naprawdę wyjątkowym – że dostałam dziecko z drugiego końca świata, które będę wspierać, a moja przyjaciółka już ją poznała.

Początkowo nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek pojadę do Afryki, ponieważ nie jestem osobą szczególnie żądną przygód, ale powoli rosło we mnie pragnienie. W niedzielę misyjną przeczytałam fragment Pisma Świętego: „Wyjdź z twojej ziemi do kraju, który ci wskażę” (Rdz 12,1).

To bardzo do mnie przemówiło. Kiedy przyjechałam do Namaacho, gdzie przez trzy tygodnie towarzyszyłam Ivanie, spotkałam Teresę. Było to trochę niezręczne, ponieważ nie mówię po portugalsku, ale przytuliłyśmy się i poczułam szczególną więź. Spotkałyśmy się również w tym roku.

Ema Verdinek, misijon Mozambik

Oprócz Therese jest tam również serdeczna siostra Lucilia, portugalska misjonarka, która od ponad 50 lat pracuje w Mozambiku, bibliotekarka Lalita, wolontariuszka Rita, a także Ernesta, Palmira i jeszcze kilka osób, które zajmują miejsce w moim sercu.

Właśnie wróciłaś z Afryki. Jakie słowa najlepiej opisują Twoje odczucia po powrocie?

Obecnie mam wrażenie, że Afryka wymyka mi się z rąk. W pewnym sensie się tego spodziewałam, ponieważ tak samo było w zeszłym roku. Jest to trudne, ponieważ po powrocie życie tutaj nie zatrzymuje się – w niedzielę przyjechałam, przywitałam się z bliskimi, podzieliłam się z nimi wrażeniami, a w poniedziałek musiałam wstać wcześnie, przypomnieć sobie, że znów jestem w domu, i wrócić do pracy.

Jedną z najtrudniejszych rzeczy po powrocie jest europejski harmonogram, tempo, w którym wszyscy coś gonimy. Tutaj czas jest naprawdę wielkim darem. Afryka jest we mnie gdzieś schowana w kącie. Wszystkie uczucia są tutaj, ale nie miałam jeszcze czasu, aby naprawdę spokojnie się z nimi oswoić.

Wierzę, że doświadczenie misji to także wstrząsające doświadczenie. Co zapadło Ci w pamięć?

Największym szokiem był dla mnie powrót do domu w zeszłym roku. Doświadczenie to było intensywne ze względu na różnice, z którymi się spotkałam. Jeśli z pierwszej podróży do Afryki zapamiętam twarz sześcioletniej dziewczynki Palmyry, która o czwartej po południu była sama w domu z rocznym braciszkiem i tego dnia jeszcze nic nie jadła, to w tym roku najbardziej zapamiętam to, że teraz jest w internacie u sióstr w Namaachi i jest uśmiechnięta. Kiedy tam dotarliśmy, te ręce, które wcześniej były głodne jedzenia i uścisków, objęły mnie najmocniej. Zmiany są więc możliwe i to właśnie daje mi nadzieję.

Ema Verdinek na misijonu v Mozambiku

Mieszkały u sióstr salezjanek. Czym się zajmują?

W centrum w Namaachi znajduje się internat, w którym mieszka około 70 dziewcząt z rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji społecznej. Oprócz tego mają szkołę podstawową i średnią, do której uczęszczają zarówno dziewczęta z internatu, jak i dzieci z okolicy – dziewczęta i chłopcy. Mają też przedszkole, które jest tam prawdziwym przywilejem i nie jest tak często spotykane jak u nas. Uczęszczają do niego tylko dzieci, których rodziców stać na to, lub te, które mają chrzestnych.

Ponadto posiadają piekarnię, duży ogród, zajmują się również hodowlą kurczaków. W ten sposób zapewniają sobie pożywienie i dodatkowe dochody, a jednocześnie tworzą miejsca pracy dla mieszkańców. To naprawdę dobra praktyka.

Jesteś wychowawczynią przedszkolaków. Czym różnią się słoweńskie dzieci od swoich rówieśników w Mozambiku?

W zasadzie wszędzie są tacy sami – lubią się bawić, lubią twoją uwagę, są głośni… może tam nawet trochę bardziej. Jedna różnica utkwiła mi w pamięci: często widzę, że dzieci u nas się nudzą, mimo że mają do dyspozycji mnóstwo zabawek. Tam tego nie widziałam. Dziecko zawsze sobie radzi – coś znajdzie i bawi się. Pamiętam chłopców, którzy podczas przerwy grali w piłkę nożną, ale nie mieli piłki, tylko plastikową butelkę wypełnioną piaskiem i świetnie się bawili. A kiedy przynieśliśmy im prawdziwe piłki... Radość! To nie jest coś, co każdy ma w domu.

Dzieci w Mozambiku są zmuszone do przejmowania odpowiedzialności: za swoje młodsze rodzeństwo, za przynoszenie wody ze studni do domu i za inne rzeczy, których europejskie dzieci (i dorośli) nawet sobie nie wyobrażają.

Misijon Mozambik

I jeszcze – dzielenie się jedzeniem. Mały ciastko może być wszystkim, co uczeń ma na poranną przekąskę, a nawet to dzieli się z co najmniej dwoma przyjaciółmi. Widziałam taką scenę wiele razy i za każdym razem mnie to wzruszało. Niestety u nas częściej widzę coś przeciwnego, jak trudno jest dzieciom się czymś dzielić, mimo że mają wszystkiego pod dostatkiem.

Jak wyglądał wasz dzień na misji?

Najpierw chciałabym powiedzieć, że bardziej niż na misję pojechałam do Mozambiku, aby odwiedzić przyjaciół, których tam mam. Byłam z nimi, mieszkaliśmy razem przez trzy tygodnie. Poświęciłam im swój czas, talenty, siebie.

Dzień często zaczynał się od mszy świętej z siostrami, potem było śniadanie, a potem praca. Ivana jest znana wśród sióstr z rysowania, więc szybko dostałyśmy zadania, które obejmowały pędzle i farby do ścian. W Afryce lubią kolorowe ściany, więc razem z Ivaną pomalowałyśmy sporą powierzchnię ściany fragmentami Biblii dotyczącymi stworzenia świata i potopu.

Ema Verdinek in Ivana Žigon

Poza tym lubiłyśmy spędzać czas z dziewczynkami; razem bawiłyśmy się, śpiewałyśmy, tańczyłyśmy, rozmawiałyśmy. Czasami chodziłyśmy też na spacery ścieżkami między afrykańskimi domkami, żeby zobaczyć ich proste życie, a także na targ i do przyjaciółki, z którą nawiązałyśmy kontakt już w zeszłym roku. Trochę czasu poświęciłyśmy również na program chrzestny – dziewczynki napisały listy do rodziców chrzestnych, a my je sfotografowałyśmy.

Jakie spostrzeżenia będą Ci towarzyszyć w nadchodzącym roku, również w pracy z dziećmi?

Jedną z ważniejszych rzeczy jest z pewnością wdzięczność za wszystko, co mam, i poczucie obowiązku, aby traktować to z szacunkiem. Czasami pojawia się smutek lub poczucie winy – na przykład, gdy odkręcam kran i mam ciepłą wodę, a gdzie indziej jej nie ma. Ale zrozumiałam, że moje złe samopoczucie nic im nie pomaga. Ważne jest, abyśmy byli wdzięczni i szanowali dobra, które uważamy za oczywiste.

Zwracam na to szczególną uwagę w przypadku jedzenia. Już wcześniej miałam pełen szacunek do jedzenia, tak mnie wychowano, ale Afryka pokazała mi twarze i imiona głodnych dzieci – teraz, kiedy widzę dzieci kręcące nosem nad obiadem w przedszkolu, przypominam sobie konkretną dziewczynkę z Mozambiku. „Głodna Afryka” nie jest już odległą ideą, ale konkretnymi ludźmi, których znam.

Z Afryką zetknęłaś się po raz pierwszy dzięki projektowi Botrstvo w ramach Centrum Misyjnego Słowenii. Jak sponsorowanie zmieniło życie Twoje i Twojej podopiecznej?

Kiedy otrzymałam pierwszą pocztówkę ze zdjęciem i imieniem, poczułam szczególną radość. Już wcześniej zdarzało mi się coś podarować, ale w przypadku bycia matką chrzestną ma się przed sobą twarz konkretnego dziecka. To robi różnicę. Ma się wrażenie, że nie jest to już kropla w morzu potrzeb (chociaż nigdy nie jest tylko tym), ale mały dar, który zmienia życie danej osoby.

Ema Verdinek in Ivana Žigon

Najpiękniejsze było to, że pojechałam tam osobiście. Nie jest to zwyczajowe, ponieważ matki chrzestne zazwyczaj nie odwiedzają swoich podopiecznych. Moja przyjaciółka Ivana powiedziała mi, że moja obecność miała znaczenie nie tylko dla Teresy, ale także dla innych dziewcząt. Kiedy zobaczyły, że „matka chrzestna” naprawdę przyjechała – że matki chrzestne nie są tylko niewidzialnymi postaciami z daleka – inne dziewczynki również poczuły się bardziej związane z ideą, że gdzieś tam ktoś o nich myśli.

A jeśli któryś z czytelników chciałby w ten sposób myśleć o kimś i wspierać tę osobę, może wypełnić formularz i zostać chrzestnym pod tym linkiem.

Stałaś się mostem między chrzestnymi tutaj a dziewczynkami tam. Wrócisz tam jeszcze?

Tak!

Artykuł jest tłumaczeniem ze słoweńskiego wydania Aletei.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!