Nikt nie ma ochoty dołączyć do grona faryzeuszów! Mają się za lepszych od innych, nie mają miłosierdzia dla grzeszników, nie potrafią przystosować się do zmian w społeczeństwie, a za ich moralnością kryje się prawdopodobnie wyparcie lub skandaliczne powiązania skutkujące niesprawiedliwością. Jak więc zakwestionować pewne zachowania w naszym otoczeniu, nie wychodząc przy tym na faryzeusza?
Tak, „nie sądźcie”, ale…
Paradoksalne jest to, że w gruncie rzeczy, w historii judaizmu, reakcja faryzeuszy była właściwa – powrót do czystości, głoszonej przez Torę w czasach, gdy greckie pogaństwo szerzyło swoje polityczne i kulturowe wpływy na Bliskim Wschodzie, opór wobec zajęcia świątyni przez potomków Machabeuszy, którzy nie należeli do linii kapłańskiej.
Faryzeusze jasno przeciwstawiali się tym naruszeniom, dystansowali się od nich (sens zawarty w tym słowie prawdopodobnie dobrze ich określa). Mieli ogromny wpływ, zwłaszcza wśród zwykłych ludzi. Ich gorliwe studiowanie Biblii zapewniało im autorytet moralny i religijny, jako „uczeni w prawie” zasiadali w Sanhedrynie. W czasach Jezusa, to oni byli tymi najbardziej gorliwymi.
O tej gorliwości zaświadcza św. Paweł, gdy przywołuje swoją młodość (Flp 3, 6). Jednak odwrotną stroną medalu tej gorliwości była zatwardziałość serca: duchowa pycha, pierwszeństwo zewnętrznego zachowywania przepisów Prawa nad nawróceniem serca, pogarda wobec „tego tłumu, który nie zna Prawa, [i który] jest przeklęty” (J 7, 49), i wreszcie odrzucenie nowości Ewangelii. Tak więc nie chcemy popaść w faryzeizm.
Ryzykujemy jednak popadnięcie w pułapkę, która jest jego przeciwieństwem – relatywizm. To znaczy wszystko tolerować, nie pozwolić sobie na najmniejszy osąd, zgodzić się na mówienie wszystkiego i na każde działanie. I tak niespodziewane odwrócenie sytuacji sprawia, że czyste sumienie zmienia front. Możemy stworzyć sobie moralność o zmiennej geometrii, stworzyć swoją własną, osobistą religię i oceniać z góry tych, którzy uparcie bronią „swoich przekonań” lub „przekonań Kościoła”, zakładając, że zasadniczo Bóg nie ma zasad! Będziemy nawet przekonani, że stoimy po stronie Ewangelii: czyż Jezus nie dał przykładu miłosierdzia? Czy nie powiedział „Nie sądźcie” (Mt 7, 1)?
Odważ się mówić prawdę, nie raniąc nikogo
Miłosierdzie dla wszystkich – tak, z pewnością, ale nie dla wszystkiego. Nie oceniaj swojego brata – tak, ale również upomnij go, gdy grzeszy (Mt 18, 15). Miłosierdzie Jezusa nie oznacza współdziałania. On kocha najgorszego nawet grzesznika, ale nienawidzi grzechu. Zapominamy nieco o gwałtowności, z jaką dokonał oczyszczenia świątyni (J 2, 13-16). Niemal nie cytujemy Jego groźnych słów na temat skandalu (Łk 17, 1).
Być liberalnym, tolerancyjnym, otwartym? Te nowe wartości mogą kryć w sobie nową moralność, która odrzuca wszelki sprzeciw. Potrzeba wiele śmiałości, żeby odważyć się wrzucić do tego mechanizmu ziarnko piasku, jakim jest prawda i choć trochę odwagi, by nie stanąć po stronie tych, którzy zachowują ostrożność, a nawet milczą na temat nieakceptowalnych zmian zwyczajów i prawa.
Alain Bandelier

Czytaj także:
A gdyby ta cnota nadawała kierunek każdej twojej modlitwie?

Czytaj także:
To błogosławieństwo rewolucjonizuje znaczenie słowa szczęście