separateurCreated with Sketch.

Marta czy Maria? Do której jesteś bardziej podobny?

SAINT MARTHA,MARY,JESUS
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Edifa - 29.07.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

29 lipca we wspomnienie świętej Marty Ewangelia wydaje się ukazywać kontemplacyjne życie Marii w opozycji do aktywnego działania Marty. Czy jednak naprawdę płynie z niej właśnie taki wniosek? Czy stoimy przed wyborem: albo zajmiemy miejsce Marty albo Marii?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wyobraźmy sobie tę scenę: Jezus, bliski przyjaciel rodziny, przybywa w gościnę do Betanii. Cóż to za radość, móc Go przyjmować! Marta z entuzjazmem zabiera się do pracy, jest tyle do zrobienia! Ale jej siostra Maria zachowuje się tak, jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Cały czas spokojnie siedzi u stóp Jezusa, tak jakby posiłek miał się sam przygotować, tak jakby zostawić wszystko na głowie innych było dla niej zupełnie naturalne.

Marta protestuje… Prawdopodobnie każda gospodyni domowa utożsamia się czasami ze słowami tej skargi! Jak przyjemnie byłoby sobie usiąść, zamiast stać przy kuchni! To wspaniałe móc słuchać gościa, ale pod warunkiem, że jest ktoś, kto będzie go obiegał. Tak właśnie myśli Marta i trudno nie przyznać jej racji.

 

Kiedy stajemy się niewolnikami spraw materialnych

Czy Jezus to zauważył? Z całą pewnością tak. Po pierwsze dlatego, że przez trzydzieści lat widział swoją matkę, jak przygotowywała posiłki, prała, sprzątała, tak jak każda inna mama na świecie. On dobrze wie, że nic się samo nie zrobi. On doświadczył zarówno ciężaru zmęczenia, jak i radości ze smacznego posiłku. Jezus nie bagatelizuje ani nie podważa faktycznej wartości pracy Marty. Nie lekceważy jej. Nawet więcej, On domyśla się, że za posługiwaniem Marty stoi jej ofiarność, ona pragnie, aby wszystko było doskonałe ze względu na Jezusa. A o codziennej krzątaninie Jezus powiedział: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”(Mt 25, 40).

„Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług” (Łk 10, 40). Problem z postawą Marty polega na tym, że w pewnym sensie to posługiwanie stało się dla niej priorytetem. Istnieje ryzyko, że większą wagę będzie przywiązywała do posiłku niż do swojego gościa. Możemy zaobserwować podobne zjawisko w przeróżnych dziedzinach: w instytucjach, które bardziej dbają o swoje własne struktury niż o życie, któremu z założenia powinny służyć, w postawie katechistów zatroskanych bardziej o kwestie dydaktyczne niż o samego Pana; i jeszcze u rodziców, którym bardziej leżą na sercu szkolne wyniki dzieci niż całościowy rozwój ich osobowości.

 

Jak nie stracić z oczu tego, co najważniejsze?

Co jest naszym życiowym priorytetem? Na to pytanie musimy nieustannie udzielać sobie odpowiedzi, by nie tracić z oczu tego, co najważniejsze ani się nie rozpraszać. Nie możemy pozwolić, by coś pochłonęło naszą uwagę do tego stopnia, że pozbawi nas wolności. Często skarżymy się, że jesteśmy przepracowani, stale w biegu, że nie mamy chwili, by spokojnie odetchnąć… Czy to nie przypadkiem dlatego, że tak jak Marta, troszczymy się i niepokoimy o zbyt wiele rzeczy?

„Potrzeba tylko jednego” – powiedział do Marty Jezus (Łk 10,42). Z perspektywy tej jednej niezbędnej rzeczy, nie ma żadnej opozycji między miejscem Marty a Marii. Niezależnie od tego, jakie mamy powołanie – karmelitanki czy matki, pustelnika czy szefa firmy – naszym podstawowym zadaniem jest zatrzymać się u stóp Jezusa, by Go słuchać. „Bóg sam wystarczy”: to zdanie nie jest prawdziwe tylko w odniesieniu do osób zakonnych, ale do każdego z nas.

Jezus powtarza nam tak jak Marcie, że tym, co powinno otwierać nasz plan na każdy dzień jest modlitwa. Tym, co powinno stać na pierwszym miejscu w hierarchii naszych trosk jest wypełnianie woli Bożej. Tym, co powinno figurować na pierwszym szczeblu drabiny naszych ambicji jest poszukiwanie Królestwa. Wszystko inne będzie nam przydane.

Naturalnie powołanie Marty nie równa się powołaniu Marii. Kobieta, która jest matką nie będzie spędzała na modlitwie tyle czasu, ile karmelitanka; franciszkanin nie będzie znał się na ekonomii tak jak szef korporacji. Każdy ma swoje miejsce. Tym, co się zmienia w zależności od naszego stanu jest sposób, w jaki poszukujemy i otrzymujemy „to jedno, czego potrzeba”. A to zawsze jest takie samo. Bóg stworzył nas dla siebie i, jak mawiał święty Augustyn, „niespokojne jest serce nasze, póki w Nim nie spocznie”… niezależnie od tego, czy jesteśmy Martą czy Marią!

Christine Ponsard


MISJONARKA
Czytaj także:
Kobiety misji – imponują oddaniem, pracowitością i pomysłowością


EWA DABROWSKA
Czytaj także:
Dr Ewa Dąbrowska: Posty to potęga lecznicza [nasz wywiad]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: