Drogi przyjacielu–marudo, oto dobra nowina: twoje źródło inspiracji jest absolutnie niewyczerpane. Ponieważ życie rodzinne, praca, relacje z przyjaciółmi, jednym słowem, życie jest niezawodną machiną stale napędzaną utrapieniem. Problemem jednak jest znalezienie osoby, której możemy ponarzekać. Płaczliwemu dziecku trudno znaleźć osobę skłonną je wysłuchać, a co dopiero dorosłemu…
Nie łatwo otworzyć się przed bliskimi, jeszcze trudniej przed osobą najbliższą: mężem lub żoną. Chodzi o ograniczoną skuteczność tego rozwiązania: chcieliśmy tylko ponarzekać na stan ogrodu, a druga strona po chwili już idzie naprawiać kosiarkę. A przecież nie szukamy rozwiązania od ręki, potrzebujemy najpierw się wygadać, opowiedzieć co jest nie tak, a także dlaczego i w jaki sposób to nie gra. I tak oto zostajemy z naręczem tłumionych żali, wciąż dźwigając na barkach nasz ciężar.
Od jeremiad…
Stąd potrzeba przyjaciela, zaprawionego w słuchaniu, któremu możemy ponarzekać na zmiany klimatyczne, nie ryzykując, że ten zaraz pobiegnie wyłączyć swój zraszacz. Jednak uskarżanie się mężowi lub żonie, lub co gorsza, swoim dzieciom, z powodu ich rzeczywistych lub urojonych mankamentów, a także narzekanie na czym świat stoi, nie na wiele się zda. Ponieważ taka skarga zawiera przesłanie: „Od ciebie zależy mój los”.
A przecież drugi człowiek nie jest panem naszego losu, nie powinniśmy zrzucać na niego tej odpowiedzialności, nie powinniśmy podtrzymywać w nim takiego złudzenia, drugi człowiek nie jest wszechmogący. Ostatecznie człowiek wiecznie zniechęcony sprawia, że rodzi się w nas pragnienie ucieczki, działa deprymująco i zaraźliwie, co kończy się tym, że wokół niego robi się pusto. Tak brzmi zła nowina.
… do „Lamentacji”
Tak więc, jeśli potrzebujemy komuś ponarzekać, na szczęście Bóg zna nas bardzo dobrze. I gotów jest przyjąć na siebie wszystkie nasze niezadowolenia, duże i małe. Darujmy sobie trzecioligowe jeremiady i ośmielmy się na prawdziwą lamentację, czerpiącą z samego serca Psalmów.
Płacz „z głębokości wołam do Ciebie, Panie” (Ps 130, 1), słowa „to właśnie Ty mój los zabezpieczasz” (Ps 16, 5b), nie oznaczają obrzucania Go oskarżeniami, ale w rzeczywistości są deklaracją miłości. Zamiast zadręczać całą rodzinę niepotrzebnym utyskiwaniem, lepiej „oblegać” samego Boga. Serce Jezusa jest nieskończenie łagodne. On wysłucha nas do końca, nie wstając w międzyczasie, podczas gdy my mówimy, żeby sprawdzić skrzynkę na listy.
On, który przeszedł przez krzyż bierze na serio krzyk tego, kto czuje się bezsilny, zmęczony, samotny albo opuszczony. Ten czas spędzony z Jezusem zmartwychwstałym odnawia w nas radość i czyni nas na nowo zdolnymi wyśpiewać: „Biadania moje zamieniłeś mi w taniec” (Ps 30, 12). Porzućmy skargi, by przejść do pięknej sztuki Lamentacji, która rodzi uwielbienie: „Sznur mierniczy wyznaczył mi dział wspaniały i bardzo mi jest miłe to moje dziedzictwo” (Ps 16, 6). Zaraźliwa radość gwarantowana!
Jeanne Larghero

Czytaj także:
Staruszkowie, kwarantanna i miłość. Zobaczcie, co za energia! (wideo)

Czytaj także:
Jak sobie radzić z toksycznym narzekaczem? 5 porad