separateurCreated with Sketch.

Ksiądz potrzebuje małżeństwa? Jasne! Nawet kilku!

ŚLUB
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ksiądz, żyjąc bez żony i dzieci ma być specjalistą od małżeństwa i rodziny? To wy macie nimi być, chrześcijańscy małżonkowie!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

"Gdybyście mieli żony i dzieci, bylibyście bardziej życiowi. Gdyby ksiądz żył w małżeństwie, to wiedziałby z jakimi problemami ludzie borykają się na co dzień. Mając rodzinę, nie bujałby ksiądz w obłokach…"

W moim niedługim (póki co) życiu celibatariusza usłyszałem te czy podobne argumenty już nie raz i nie dwa. I to wcale nie od ludzi spoza czy z peryferii Kościoła, ale od takich fest zaangażowanych „ultrakatoli”.

 

Po co jest celibat?

I co ja na to? Odpowiadam więc: celibat jest po to, żebym był bardziej dyspozycyjny; żonaci duchowni prawosławni prowadzą zupełnie inny typ duszpasterstwa itd. Może i tak, ale to takie techniczne tłumaczenie. Trochę małostkowe. No bo jak to? Mój celibat to tylko tak „dla wygody”, żebym był sprawniejszy duszpastersko? Nie tędy droga. Spróbujmy inaczej.

Celibat to coś więcej niż brak seksu, żony i dzieci. To rezygnacja z relacji na wyłączność z jakimkolwiek człowiekiem, by być wyłącznie dla Niego. Bo cała moja posługa, wszystko co robię jako ksiądz, z tego bycia dla Niego i z Nim wynika. Wszystko co będzie tylko ze mnie, a nie z tego „sam na sam z Nim”, będzie dla was po prostu trujące.

Częścią tej mojej wyłączności dla Niego jest brak małżeństwa. Nieraz bolesny. Tak jak dla Was, małżonkowie, częścią Waszej wierności jest rezygnacja ze wszystkich innych miłostek i zakochań, które przecież zdarzają się po drodze. Nieraz bolesna jest wierność, prawda? Tak już lepiej. Bliżej prawdy i bliżej sedna. Tyle, że to jeszcze nie jest odpowiedź na postawiony na początku zarzut.

 

Ksiądz ekspertem od wszystkiego?

Więc co ja na to? Ja na to, że w samym postawieniu sprawy w taki sposób, w jaki została postawiona, tkwi zasadniczy błąd. Jaki? Ksiądz ma być ekspertem od wszystkiego? Ksiądz ma się na wszystkim znać? Jasne, że my księża chętnie się na to łapiemy. No bo jak tu zaprzeczyć komuś, kto przychodzi i mówi: „Ty to taki mądry jesteś, tak wszystko wiesz, tak we wszystkim doradzisz”... Trudno nie złapać się na taki lep.

Ale w gruncie rzeczy to niebezpieczny dla obu stron mit, jednocześnie uparcie pielęgnowany przez obie strony. Nieprawda! Ksiądz nie jest i nie ma być ekspertem od wszystkiego! Nie jest jego zadaniem znać się na wszystkim.

Przypominał o tym Benedykt XVI, kiedy w czasie pielgrzymki do Polski przemawiał w katedrze warszawskiej: „Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego – aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego”.

Ksiądz, żyjąc bez żony i dzieci, wybrakowany o ten akurat wymiar ludzkiej miłości, wcale nie ma być specjalistą od małżeństwa czy od rodziny. To wy macie nimi być, chrześcijańscy małżonkowie! To waszego świadectwa o życiu waszej ludzkiej miłości Bożą miłością potrzeba waszym braciom i siostrom, i światu. I nam, księżom. To wy macie się zmagać o to, by znaleźć ewangeliczną drogę dla waszego małżeństwa i waszej rodziny wśród codziennych trosk i kłopotów.

Ja mogę i mam obowiązek przypominać wam Ewangelię. Ale biedny będę i wy będziecie biedni, jeśli zacznę wam mówić, jak konkretnie macie wychowywać wasze dzieci, jaką podjąć pracę, jakie decyzje. Nie wolno mi. I wam nie wolno tego oczekiwać. Ksiądz nie jest od bycia ekspertem we wszystkim. Nasze drogi do świętości biegną nieraz tuż obok siebie, ale jednak obok i każdy idzie po swojej. Tak jest i lepiej, i piękniej, i bezpieczniej.

 

Ksiądz potrzebuje małżeństw

A tak na marginesie, to chyba każdemu księdzu przydałoby się małżeństwo. Księdzu potrzeba małżeństwa. Najlepiej od razu kilku, bo jedno zamęczy. Wpadłem ostatnio na trzy dni do domu. Trzy dni, trzy wieczory. Każdy spędzony u innego młodego małżeństwa. Jak mi to było potrzebne!

Nie żeby mieć przykłady na ambonę, nie żeby być na czasie z problemami młodych. Żeby odetchnąć wami, waszą świeżą jeszcze miłością! Żeby zobaczyć waszą drogę – tak inną od mojej – i zachwycić się. A przez to z nowym zachwytem spojrzeć na moją. Żeby przez chwilę być gościem waszego domu, przyjacielem rodziny, bo przecież dom i rodzinę mam tworzyć w mojej parafii. Tyle, że inaczej. Zatem zgoda. Tak, w ten sposób księdzu od czasu do czasu naprawdę potrzebne jest małżeństwo.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: