W Polsce rośnie liczba bezdomnych. Ostatni spis pokazał, że jest ich w całym kraju ponad 36 tys., to o 10 tys. więcej, niż jeszcze kilka lat temu. Czy są skazani na swój los?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pomimo pracy licznych stowarzyszeń, które otrzymują dotacje na walkę z bezdomnością, problem narasta. Odwracamy wzrok, kiedy widzimy osobę obdartą, dźwigającą w reklamówkach swój dobytek. Kręcimy głową z dezaprobatą, gdy przyjdzie nam jechać z cuchnącym “dziadkiem”. Ale bezdomni to także osoby podobne do nas, które straciły dom przed chwilą, w wyniku eksmisji, po kłótni rodzinnej, w następstwie utraty pracy…
Każdy bezdomny był kiedyś “domny”. Ale nie każdy marzy o własnym domu. “Wielu boi się samotności” – opowiada Arkadiusz Dobrowolski, który kieruje schroniskiem Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta we Wrocławiu. “Takim osobom łatwiej jest żyć w grupie, we wspólnocie niż samotnie we własnym mieszkaniu. Boją się powrotu do kieliszka, boją, że sami sobie nie poradzą”.
Jednak większość bezdomnych pragnie pozbyć się tego stygmatu. Anna Łojewska, która opisała swoją historię w książce “Pamiętnik z dekady bezdomności” straciła mieszkanie jako stosunkowo młoda osoba.
Miała też problemy ze znalezieniem pracy. Dobrym pomysłem wydało jej się zamieszkanie w nowopowstałym ośrodku dla bezdomnych, jednym z pierwszych w Polsce, w poznańskiej “Barce”. Straciła dach nad głową, a jednocześnie miała pomagać innym nieszczęśnikom w podobnej sytuacji. Opisuje, jak trudnym, niemalże niemożliwym zadaniem było wyjście z bezdomności i powrót do normalnego życia.
Bohdan Aniszczyk, prezes Towarzystwa im. św. Brata Alberta, jednej z największych organizacji pomagających bezdomnym zauważa ten problem. “Stosunkowo najłatwiej wyjść z bezdomności kobietom z dziećmi. Mogą one liczyć na większe wsparcie i mniejszy ostracyzm ze strony społeczeństwa“.
Towarzystwo pomaga natomiast głównie mężczyznom. Wielu z nich podejmuje pracę “na czarno”, bo ujawnienie dochodów mogłoby skutkować koniecznością płacenia alimentów rodzinom, a to odebrałoby im samym środki do życia. “Coś się jednak zmienia” – cieszy się Aniszczyk – “Ostatnio nasi podopieczni ze schroniska brali udział w projekcie unijnym, w wyniku którego kilkoro z tych, którzy, jak nam się wydawało, resztę życia spędzą w schronisku, niezdolni do samodzielnej egzystencji i do wyjścia z szarej strefy pracuje legalnie, a nawet zaczęła płacić alimenty“. Bezdomni mają do wyboru: życie “na dziko”, pobyt w noclegowniach, z których mogą wychodzić w dzień, pobyt w schronisku, w którym wielu zostaje już na zawsze. “Ostatnio w Gdańsku pracownicy naszego Towarzystwa postanowili postawić na usamodzielnienie się osób bezdomnych” – dodaje prezes.
Najpierw postawili barak, w którym takie osoby mieszkały w wydzielonych pokojach. Kiedy to się sprawdziło, poprosili o lokale socjalne miasto. Kilka udało im się zdobyć, ale więcej nie. Wtedy zdecydowali się wynajmować mieszkania na wolnym rynku. A przecież tak robi większość osób, którzy chcą się usamodzielnić, prawda? Niektórzy całe życie wynajmują przecież mieszkanie. “Wreszcie ludzie, znajdujący się wcześniej pod naszą opieką zaczęli sami wynajmować mieszkania za swoje pensje, a my dorzucaliśmy do czynszu 100, 200zł” – opowiada.
“Co zrobić, gdy spotkamy na swojej drodze bezdomnego?” – mówi Arkadiusz Dobrowolski – “Przede wszystkim nie bądźmy obojętni“. Jeśli zwróci się do nas z prośbą o pieniądze na bułkę, kupmy mu ją. Porozmawiajmy, potraktujmy jak człowieka. Można poinformować o okolicznych schroniskach, udzielanej pomocy. “Choć czasem możemy spotkać się z odpowiedzią, że takie schroniska są na przykład płatne” – uśmiecha się pan Arkadiusz – “Najgorsze jednak, to potraktować bezdomnego jak powietrze, odgrodzić się murem obojętności” – dodaje.