Wychodzą do nich regularnie, niezależnie od pogody. Zabierają ciepłe napoje oraz kanapki i ruszają na ulice. „Może za każdym razem, gdy stwarzamy taką przestrzeń spotkania, zamieniamy ją jednocześnie, choćby na chwilę, w dom?”
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wspólnota Hanna z Krakowa
Wspólnota Hanna, działająca w Krakowie, jest grupą młodych ludzi, która już 4. rok troszczy się o osoby doświadczające bezdomności. Zazwyczaj spotkania rozpoczynają się od przygotowania kanapek i ciepłych napojów, czasem ciepłego posiłku. Następnie grupa modli się za ubogich przyjaciół i wychodzi do nich na krakowskie Planty w okolice Teatru Słowackiego, aby porozmawiać, podzielić się dobrym słowem i kanapką.
W obliczu pandemii funkcjonowanie członków wspólnoty uległo znaczącej zmianie, co jednak nie zniechęciło ich do kontynuowania swoich działań. Przygotowując kanapki we własnych domach, wyruszają co tydzień dwuosobowymi zespołami w wyznaczone miejsca, aby poszukiwać swoich bliskich z Plant i ciągle utrzymywać relacje.
Swoje cotygodniowe spotkania w czasie pandemii postanowili uwieczniać w postaci notatek z tzw. „patroli”. Przeczytajcie kilka z nich.
Czytaj także:
14 łóżek do umierania. S. Michaela Rak, jej wileńskie hospicjum i list do Boba Dylana
Patrole na ulicach Krakowa
Wychodzimy na patrole mimo intensywnych kropli deszczu. Jak zwykle. Nie opuściliśmy żadnej środy, więc ta nie stanowi wyjątku.
Patrole – czyli dwu- lub trzyosobowe grupy, które zabierają ze sobą ciepłe napoje oraz kanapki i wyruszają w różne strony Krakowa w poszukiwaniu znajomych osób w kryzysie bezdomności, ubogich lub osób, które dopiero mamy poznać. Pandemia sprawiła, że nie możemy spotykać się tak jak kiedyś na „kółku” (skwer im. Andrzeja Wajdy), więc znaleźliśmy inny sposób kontaktu z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.
Zanim jednak skierujemy nasze kroki na spotkanie z człowiekiem, czytamy słowa rozważania do Ewangelii: „Może to On [Jezus] miał w sobie coś takiego, że zamieniał miejsca, w których Go przyjmowano, w dom? Może właśnie tak” (fragment, G. Ryś, Moc nadziei, s. 148-152).
W pewien sposób te słowa dodają nam sił i prowadzą wszędzie tam, gdzie tego dnia mamy dotrzeć. To pragnienie tworzenia domu w miejscach, w których go nie ma, stało się na przestrzeni lat uczuciem znaczącym i bliskim.
Zatrzymujemy się więc przy konkretnych ludziach i rozmową, słowem czy kanapką staramy się choćby na chwilę stworzyć osłonę przed uderzeniami kropel deszczu, przed bólem, cierpieniem, samotnością, brakiem. Słuchamy o wzlotach i upadkach, o nowej pracy, powrotach, wyjazdach, końcu wszystkiego i nadziejach na początek.
Spotkania, które „stwarzają dom”
– Moglibyście napisać o nas wszystkich tutaj książkę! – zaznacza pan Wojtek, który już od długich lat jest osobą w kryzysie bezdomności. Jego kolega obok przytakuje. – To przecież są tak unikalne historie!
Trudno nie zgodzić się z panem Wojtkiem. Co środę wsłuchujemy się w każdy pojedynczy głos. Powoli w naszych sercach zapisują się te unikalne historie o trudnej przeszłości, ogromnych pasjach, relacjach, radościach, zawodach, smutkach, życiu na ulicy i marzeniach na przyszłość. Historie, których nie sposób ignorować, które chce się objąć i odpowiedzieć: „Rozumiem, dziękuję, że się tym dzielisz. Może nic w tym momencie nie mogę zrobić, ale słyszę cię i te słowa są ważne”.
Wracamy z patroli i tradycyjnie rozmawiamy o tych historiach, o tym, co czujemy, jak możemy być bardziej i kim są osoby, które spotykamy.
Może za każdym razem, gdy stwarzamy taką przestrzeń spotkania, zamieniamy ją jednocześnie, choćby na chwilę, w dom? Może jedno słowo, podarowanie kanapki czy skinienie głową zaczynają budowę fundamentów? A może z czasem, z każdą kolejną obecnością, powstają ściany, widoczny staje się dach? I może chociaż na chwilę przestaje padać…
Oni czekają na nas, a my na nich
– Od razu zobaczyłem, że czekali na nas. Czekali na nas jak na dobrych przyjaciół – o reakcjach osób w kryzysie bezdomności opowiada z uśmiechem Artur, który po raz pierwszy przyszedł dziś na spotkanie naszej wspólnoty, a potem wyruszył z nami na patrol.
Po chwili dodaje: – Spotkałem dzisiaj różnych ludzi, ze swoimi problemami, którzy powoli próbowali stanąć na nogi. Co jednak ich łączyło, to taka radość, gdy podchodziliśmy i pytaliśmy o zdrowie. Od razu podnosiły się głosy i śmiechy. Mówili, że u nich w porządku.
Czekali na nas. Potrzebowaliśmy dzisiaj Artura, który tak trafnie przypomniał nam istotę cotygodniowych patroli, podczas których wychodzimy w małych grupach na poszukiwanie naszych znajomych, osób ubogich czy w kryzysie bezdomności. Często powtarzamy, że te kanapki czy herbaty, które ze sobą zabieramy są tylko pretekstem, żeby się spotkać.
Oczekiwanie na rozmowę, spotkanie jest więc czymś niezwykle pięknym i przynoszącym nadzieję. Nagle zaczynamy rozumieć, że my każdego tygodnia też czekamy.
Czekamy na te znajome twarze, które często rozpoznajemy już z daleka i głosy drżące z radości lub smutku. Czekamy na słowa poważne lub swobodne dotyczące codzienności, na proste i trudniejsze historie, których będziemy znów słuchać.
Zobacz piękne wideo o tym, że każdy z nas jest aniołem z jednym skrzydłem:
Nasze serca się rozgrzewają
Ostatecznie czekamy na szczerość, a czasem jej brak, na porywające dialogi lub milczenie będące próbą zrozumienia, na energię lub ospałość, na te wszystkie elementy, które tworzą między nami przedziwną relację pogłębiającą się z każdym kolejnym czekaniem.
– Wiecie gdzie możemy zrobić bierzmowanie? Chcemy wziąć ślub! – pytają nas dzisiaj Ania i Michał, którzy dostrzegają siłę we wzajemnym wsparciu mimo trudnej sytuacji życiowej.
– Mam gdzie wrócić, ale na razie jestem tutaj. Jest mi ciężko, mógłbym pracować, ale nie daję rady… – opowiada młody Tomek ze zrezygnowaniem.
– Wsiadam w pociąg i jadę odszukać moją drugą połówkę! – wyznaje dziś zadowolony Ryszard. – Może jeszcze na mnie czeka! – dodaje z uśmiechem, a my przytakujemy, jeszcze chwilę rozmawiamy i ruszamy dalej.
Ruszamy na spotkanie kolejnych słów, radości czy bezsilności. I powoli nasze serca się rozgrzewają, mimo że nie zawsze jest ciepło i optymistycznie. Czekają na nas. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo my czekamy na nich.
Czytaj także:
Franciszek oddał pałac na noclegownię dla bezdomnych. Meble mają z Hiltona!
Ludzkie historie: Lajkonik i „ochroniarz papieża”
Mówił nam, że jego pseudonim to Lajkonik i że jest liderem grupy gangsterskiej. Opowiadał o swoim odważnym życiu, o planach, o tym co posiada i co jeszcze musi z tym zrobić, jak sprzedać. Przez cały czas obok gangstera stał jego wujek, który w okolicach ust miał zaczerwienioną maseczkę.
Pytaliśmy go, kto go uderzył i skąd ta krew. Odpowiedział, że to tylko dżem. Śmialiśmy się, a Lajkonik dalej rozpędzał się w swojej historii. Nie przerywaliśmy mu, bo w deszczową środę, jak ta dzisiejsza, ciężko było odnaleźć więcej ludzi niż kilkoro schowanych w zakamarkach Krakowa.
Mimo to, w tym samym czasie, gdy Lajkonik snuł swoją opowieść, kilka ulic dalej, drugi patrol przechodził Plantami. O tej porze było już ciemno, pusto, padał deszcz. Z daleka dostrzegliśmy jednak jakąś postać.
– To na pewno pani Tereska – mówi nasza Iwonka i ma rację. Wiedziała od razu, dobrze rozpoznając już znajome osoby. Nowych twarzy uczyli się natomiast nasi nowi członkowie wspólnoty, którzy na patrole wyszli po raz pierwszy. Pierwsi też dzisiaj zostali zwerbowani do zdjęcia.
Przy Teatrze Bagatela jedna dziewczyna usłyszała, że jest piękna. Wzruszyła się. Mówi, że dawno nikt jej tego nie powiedział. W okolicach dworca kolejny patrol spotkał pana Bogdana, który opowiadał o swoich kilkunastoletnich praktykach karate i o tym, jak został ochroniarzem papieża.
Dzieci tej samej ziemi, która wszystkich nas gości
Wszyscy dziś usłyszeliśmy różne historie. Z jednej strony świetnie je znamy, z drugiej ciągle są dla nas nowością. Jednym ufamy, innym nie wiemy czy ufać, ale i tak słuchamy. Tyle możemy zrobić.
I mimo że wszystkie te opowieści ciągle przybierają zaskakujące formy, akcję czy uczucia, to niezmienne pozostaje nasze pragnienie uważności i szanowania momentów, podczas których zostają nam powierzane.
„Snujmy marzenia jako jedna ludzkość, jako wędrowcy stworzeni z tego samego ludzkiego ciała, jako dzieci tej samej ziemi, która wszystkich nas gości, każdego z bogactwem jego wiary czy jego przekonań, każdego z jego własnym głosem, wszystkich jako braci!” – czytaliśmy dzisiaj przed wyjściem na patrole fragment encykliki papieża Franciszka Fratelli Tutti.
Wędrujemy więc dalej po Krakowie z termosami i kanapkami, marząc, że słowa, które słyszymy, się nie zagubią, a ludzie, których spotkamy coraz częściej, przyjmowani będą z miłością.
Rozeznanie w sercu i konkretne działanie
Z powodu wprowadzonych ograniczeń spotkaliśmy się dziś w mniejszym gronie, ale mimo wszystko nasza „manufaktura” najlepszych kanapek się nie zatrzymała i tradycyjnie włożyliśmy w ich przygotowanie dużo serca. Ale na tym etapie wykorzystanie serca się nie zakończyło.
Często podczas spotykania osób ubogich czy doświadczających bezdomności nie wiemy, co robić. Jak zareagować, pokierować, co powiedzieć. Nie jesteśmy ekspertami. Jeżeli już mamy jakieś doświadczenie, to tylko w ciągłej nauce wewnętrznego rozeznania. Rozeznania w sercu – tak jedna osoba z naszej wspólnoty to dziś nazwała.
To dzięki tej wewnętrznej modlitwie w danym momencie reagujemy. Angażujemy się tak, jak w konkretnej chwili jesteśmy prowadzeni. I nagle po prostu wykonujemy kolejny ruch. Mimo braku pewności czy gotowych odpowiedzi.
Nagle czujemy, że kupimy komuś obiad, porozmawiamy dłużej, zawrócimy z naszego biegu i zagadamy, skiniemy głową, odpowiemy na pytanie, podarujemy książkę…
Gdy ktoś nas pyta, jak my to robimy, odpowiadamy właśnie tak – rozeznajemy w danym momencie. I ufamy, że droga, którą wybierzemy, będzie tą dobrą i pokierowaną w konkretnej chwili decyzji.
Angażujemy się więc nieustannie, a każde działanie jest wyjątkowe, bo podyktowane odpowiedzią na wewnętrzny głos modlitwy.
Braliśmy ich sobie do serca
„Jesteśmy stróżami dalekich braci, my wszyscy! Jesteśmy ich orędownikami, jesteśmy za nich odpowiedzialni, to znaczy wzywani do wzięcia za nich odpowiedzialności, do wzięcia ich sobie do serca. Chcesz wzrastać w wierze? (…) Zatroszcz się o dalekiego brata, o daleką siostrę” – przeczytaliśmy dzisiaj fragment homilii papieża Franciszka podczas naszej wspólnej modlitwy online po powrotach z patroli.
Zostały z nami te słowa na czas omawiania bieżących sytuacji. Z upływającymi minutami, gdy wspominaliśmy różne spotkania, wyzwania, trudności i współpracę minionego tygodnia, klarował się w naszej wspólnej przestrzeni obraz poruszający, ujmujący i jednocześnie przynoszący nadzieję.
Zanurzeni nagle w tak wielu trudnościach, brakach czy pustce, które są związane z naszymi bliskimi z Plant, wspólnymi siłami staraliśmy się być w ostatnich tygodniach na nasz sposób stróżami tych naszych dalekich czy bliskich braci.
Angażowaliśmy się w pomoc, wsparcie, rozmowę, działanie, wysłuchanie, doradzenie, zorganizowanie, po prostu bycie. Szliśmy tam, gdzie czuliśmy się posłani, tam, gdzie czekali na nas bliscy z Plant i troszcząc się o siebie nawzajem, „braliśmy ich sobie do serca”.
– Najważniejsze są teraz relacje. W tym czasie pandemii – powiedział spokojnie i w skupieniu jeden z członków naszej wspólnoty. – Bądźmy uważni. Nie bójmy się konfrontować z trudnymi sytuacjami. Jako wspólnota mamy siłę.
Pełni wrażliwości, podnosimy więc głowy na zbliżające się dni. Razem mamy siłę, żeby troszczyć się o naszych dalekich czy bliskich braci, nasze dalekie czy bliskie siostry.
Wspólnota Hanna to katolicki ruch świeckich angażujący się w pomoc osobom doświadczającym bezdomności w Krakowie. Wspólnota spotyka się w każdą środę o godzinie 17:00 przy ul. Kopernika 9 (parafia św. Mikołaja). W trakcie pandemii działania wspólnoty nadal trwają, choć w zmodyfikowanej formie. Jeśli chcesz wspomóc działalność wspólnoty, zapraszamy do kontaktu z jej liderami za pośrednictwem Facebooka.
Czytaj także:
Był alkoholikiem, menelem i pił denaturat. Teraz w „Betlejem” ma pomnik nie do obalenia