Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Idea sklepu socjalnego przeciwdziała stygmatyzacji. Sama nazwa "sklep" już powoduje określone skojarzenia – to miejsce robienia zakupów. Każda osoba, która do nas przychodzi jest klientem. My, jako fundacja, przywracamy godność osobom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej – mówi Aletei Mikołaj Rykowski, prezes fundacji "Wolne Miejsce".
Anna Gębalska-Berekets: Spichlerz... a w nim produkty o połowę tańsze albo za symboliczną kwotę. Każdy może zrobić u państwa zakupy?
Mikołaj Rykowski: Zakupy mogą zrobić osoby posiadające z MOPS-u zaświadczenie o niskich dochodach, które wystarczy okazać w sklepie. Skierowanie można także wyrobić u nas. W części kawiarnianej pracują wolontariusze, którzy przeprowadzają krótki wywiad na temat sytuacji materialnej danej osoby. Jeśli ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, to ją otrzyma.
3,75 zł za kilogram parówek, makarony za symboliczną złotówkę, dżemy za 2 zł, ubrania i ręczniki po kilka złotych. Niskie ceny to jedyny powód otwarcia sklepu, czy jest w tym jakieś głębsze przesłanie?
Nasza fundacja "Wolne Miejsce" powstała kilka lat temu, a wszystko zaczęło się od zaproszenia samotnego sąsiada na Wigilię. Nie chcieliśmy, aby puste miejsce było u nas w domu jedynie tradycją.
Pan Darek podczas rozmowy powiedział nam, że do tej pory święta Bożego Narodzenia były dla niego najgorszymi dniami w roku. Z roku na rok przy naszym wigilijnym stole było coraz więcej osób potrzebujących wsparcia. Czuli się bardzo samotni. Jednak gdy ich liczba przekroczyła 30, zaczęliśmy wraz z żoną organizować wigilię w restauracji, a następnie w jednej z hali widowiskowych w Katowicach.
Puste miejsce przy świątecznym stole zmieniło nie tylko nasze życie, ale również życie pana Darka, który odzyskał radość życia. I tak jeden gest wsparcia spowodował, że nasz ruch działa obecnie w 25 miastach. Zawsze chcieliśmy pomagać i to nie tylko te dwa razy w roku, ale w sposób ciągły. Zależało nam na tym, aby osoby samotne i potrzebujące mogły przyjść, porozmawiać, by nie czuły się wyizolowane. W ten sposób zrodziła się idea sklepów socjalnych.
Pomysł na stworzenie takich sklepów zrodził się w Austrii. Tam fundacja SOMA prowadzi 16 socjalnych dyskontów. Inspirowaliście się ich działaniem?
Tak. Dyskonty socjalne łączą w sobie trzy zasadnicze funkcje. Oprócz sprzedaży produktów o bliskim terminie ważności, które są nawet o połowę tańsze niż w innych sklepach, jest także druga idea – nie marnowania żywności.
Gdybyśmy nie pozyskali tych produktów od firm, prawdopodobnie zostałyby one zutylizowane i trafiły na śmietnik. Trzecia funkcja zaś to kontakt z drugim człowiekiem – temu służy część kawiarniana "Spichlerz Caffe", w której można porozmawiać z wolontariuszami. Została utworzona po to, aby ludzie mogli się ze sobą spotkać, poznać, wejść w relację, a poprzez to również i pomóc sobie nawzajem.
Myślą przewodnią część kawiarnianej jest spotkanie z drugim człowiekiem. Czy kawiarnia jest otwarta dla każdego?
"Spichlerz Caffe" jest otwarty dla każdego, nie trzeba mieć żadnego skierowania. Można przyjść posiedzieć, porozmawiać, pobyć z drugim człowiekiem.
Planujecie coś jeszcze?
W Warszawie sklep socjalny działa od niedawna. Po takim okresie stabilizacji planujemy organizację spotkań tematycznych, spotkań z prelegentami oraz warsztatów kulinarnych.
W Biblii spichlerz wypełniony ziarnem symbolizuje dobrobyt, miejsce, gdzie można czuć się bezpiecznie. Z tym ma się kojarzyć ten sklep?
Spichlerz symbolizuje obfitość. Owszem to słowo zaczerpnięte z Biblii, a więc dobrego źródła. Każdy potrzebujący znajdzie u nas to, co dla niego ważne. Dla jednego będzie to produkt spożywczy, na który dotychczas brakowało mu środków, inny zaś spotka drugiego człowieka, z którym będzie mógł porozmawiać i napić się kawy.
Jako fundacja służymy innym swoją obecnością. Pandemiczne ograniczenia pokazały, że spotkanie z drugim człowiekiem, słuchanie go, obecność to są sprawy wręcz fundamentalne. U nas nikt nie musi szybko robić zakupów, wręcz odwrotnie. Można zostać przez dłuższy czas, porozmawiać z wolontariuszami. Podzielę się z panią pewną historią z dnia otwarcia.
Słucham uważnie!
Po oficjalnym otwarciu sklepu w Warszawie pojechaliśmy z przyjaciółmi zwiedzić miasto. Wieczorem przyjechaliśmy ponownie do sklepu. Zapytaliśmy siedzących tam ludzi, jak się czują. Oni odpowiedzieli: "Wspaniale. Nie chce nam się w ogóle wracać do domu". To było wspaniałe odczucie i piękne zakończenie tego dnia, ale też zapowiedź tego, co przed nami.
Będzie to miejsce pomocne dla ludzi w stanach depresyjnych związanych z izolacją. Rozmawiałem z naszą wolontariuszką, która wydaje ludziom skierowania. Osoby nie boją się przyznawać do tego, że cierpią na depresję. To, co kiedyś było pewnym tematem tabu, teraz przestało nim być. Ludzie stwierdzają, że potrzebują pomocy. Dlatego będziemy chcieli działać w profesjonalny sposób i tak też pomagać wszystkim, którzy do nas przyjdą.
Macie w planach jest otwarcie kolejnych sklepów?
Podpisałem właśnie umowę na otwarcie sklepu w Krakowie. Za dwa, trzy tygodnie zostanie otworzony sklep w Dąbrowie Górniczej. Będą też inne lokalizacje: Toruń, Bydgoszcz, Włocławek, Sosnowiec, Tychy, Kołobrzeg, Gorzów Wielkopolski, Przemyśl, Tarnów.
Jest też dzień otwarty. W każdą sobotę każdy chętny może przyjść do sklepu i zrobić zakupy...
Tak, w każdą sobotę jest dzień otwarty. Wtedy jest wyprzedaż towaru.
Osoby, które przychodzą, nie czują się stygmatyzowane z powodu swojej sytuacji materialnej?
Idea sklepu socjalnego przeciwdziała stygmatyzacji. Sama nazwa "sklep" już powoduje określone skojarzenia – to miejsce robienia zakupów. Każda osoba, która do nas przychodzi jest klientem. My, jako fundacja, przywracamy godność osobom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej. W wielu placówkach pomocowych osoby nie mogą wybierać do końca tego, czego potrzebują. Dostają coś, co im przysługuje.
Oczywiście, nie umniejszam roli tych miejsc, one są bardzo potrzebne. Ale my pomagamy w nieco inny sposób. Przychodzący do nas ludzie sami wybierają to, czego potrzebują, to oni decydują. Nie ma u nas nic za darmo. Każdy płaci za to, co wybrał. Owszem w dyskoncie są niskie ceny, ale osoby, które u nas robią zakupy, nie czują zażenowania.
Mamy z małymi dziećmi nie muszą odmawiać pociechom zakupu smakołyków czy kilku sztuk lizaków. Muszę przyznać, że na początku baliśmy się, że nasi klienci będą czuli się gorszymi. Praktyka jednak rozwiała te wątpliwości. Wszystko u nas jest nowe: regały, ubrania, nowoczesny ekspres do kawy – w takim miejscu stygmatyzacja znika.
Wspomniał pan o ubraniach. One też są w okazyjnych cenach?
Firmy produkujące odzież przekazują nam różne modele ubrań. Są nowe, z metkami. Najdroższy u nas jest trzyczęściowy garnitur – kosztuje 30 zł. Cieszy nas, kiedy kobiety przychodzą do sklepu, przymierzają ubrania, o których marzyły. To ogromna radość patrzeć na szczęście drugiego człowieka.
Sklepy socjalne to tylko jedna z wielu inicjatyw fundacji. Od kilku lat fundacja we współpracy z samorządami organizuje wigilie i śniadania wielkanocne dla osób potrzebujących.
Od wielu lat organizujemy wigilie i śniadania wielkanocne dla osób potrzebujących. Przed pandemią zorganizowaliśmy spotkanie wielkanocne pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie dla 2,5 tys. osób. W katowickim spodku odbyła się wigilia dla 3,5 tys. ludzi. To są zawsze duże wydarzenia.
Przez pandemiczne obostrzenia musieliśmy zmienić nieco formułę pomocy. Zorganizowaliśmy pomoc mobilną. Polegało to na tym, że samotne osoby dzwoniły do nas i informowały nas o tym, czego najbardziej potrzebują. Podawali nam adres. My zaś gotowaliśmy potrawy, pakowaliśmy je do hermetycznych pojemników i zawoziliśmy pod wskazane miejsce.
Dołączaliśmy kartkę z życzeniami świątecznymi i dodatkowe prezenty. Do 25 polskich miast rozwieźliśmy aż 30 tys. takich pakietów. Pomimo pandemii nie zmieniliśmy możliwości pomocy, a jedynie jej formułę.