Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przepis na manufakturę hostii? Weź trzech chłopaków, samych muzułmanów – Sadię, Madiego i Adama – i Kalabryjczyka. Gotowe!
Brzmi jak początek nieprawdopodobnego, poprawnego politycznie dowcipu: czarnoskóre chłopaki, jeden biały i dwie religie. Nieprawdopodobne – owszem, ale nieprawdopodobnie piękne. Ta opowieść zaczyna się na łodzi, która odbiła od brzegów Libii, a kończy (czy raczej: zaczyna na nowo) pod wieżą katedry pod wezwaniem Wniebowzięcia Maryi Panny w Cosenzy. To tutaj Umile Trausi prowadzi sklep z dewocjonaliami i wyrabia wysokiej jakości hostie – według tradycyjnej receptury, z prostych składników. Niewielki elektryczny piecyk każdorazowo wypieka nie więcej niż trzydzieści opłatków.
„Wypiekałem je tutaj do 1992 roku” – opowiada Umile Trausi w wywiadzie udzielonym "Vanity Fair".
„Zamówień było tyle, że pracowaliśmy z żoną nawet nocami, lejąc chochlę za chochlą. W końcu mieliśmy już dosyć. Zaczęła się przemysłowa produkcja opłatków: z jednej strony zakładasz worek mąki, a z drugiej wychodzą zamknięte worki opłatków. Sprowadza się je z Polski, ale to coś zupełnie innego niż hostie wyrabiane ręcznie”.
Co jest potrzebne, żeby zrobić hostię? Mąka, woda i trochę fachu. Umile Trausi postanowił dodać do tego jeszcze szczyptę solidarności. Bo przecież Ciało Chrystusa jest w istocie chlebem łamanym za wszystkich. Czy można o tym lepiej przypomnieć, niż oddając wyrób hostii w ręce trzech młodych muzułmanów? Przedziwna operacja integracji religii!
„Tak, jestem muzułmaninem, ale ta praca nie stanowi dla mnie żadnego problemu” – mówi dwudziestoletni Madi Vanity Fair. I dodaje: „Wręcz przeciwnie. To dla mnie okazja, żeby podziękować religii wyznawanej w waszym kraju – w kraju, który mnie przyjął”.
Jest Senegalczykiem. Pozostali dwaj czeladnicy pochodzą z Wybrzeża Kości Słoniowej. Wszyscy trzej weszli na pokład łodzi w Libii – każdy z inną historią i innymi marzeniami.
Madi studiował ekonomię. Wyjechał, bo zamarzyła mu się „wolność i nowe możliwości”. We Włoszech chodzi na kurs wyrobu makaronu, jest na stażu w supermarkecie, który proponuje mu zatrudnienie.
„Ale ja stawiam wszystko na projekt ręcznego wyrobu makaronu i hostii. Skoro przyjechałam do Włoch, to chcę robić coś, w co wierzę, zrealizować się jako przedsiębiorca” – mówi w wywiadzie dla "Vanity Fair".
Projekt to spółdzielnia o nazwie SAM, od inicjałów trzech młodych przedsiębiorców. Kapitał początkowy – 1500 euro – przekazała Fundacja „Con il Sud” wraz z Associazione Famiglie Nuove (Stowarzyszenie nowych rodzin) i organizacją pozarządową AMU.
„W branży hostii jest wielka konkurencja, ale i wielki popyt. Kiedyś wyrobem hostii zajmowało się utworzone specjalnie w tym celu zgromadzenie sióstr. Piekarnia była w każdej diecezji. Potem, wraz z kryzysem powołań, rynek uległ zmianie. Produkcję przejęły wielkie zakłady, które eksportują opłatki na cały świat. Ale ciągle jest miejsce na wyroby niszowe, wysokiej jakości, z rzemieślniczej mąki. A wartość dodaną stanowią trzej muzułmanie gotowi wypiekać symbol religii chrześcijańskiej. Działamy w porozumieniu z diecezją Cosenzy, która zezwoliła nam na dostarczanie hostii na całym swoim obszarze” – mówi Salvatore Brullo, dyrektor generalny sycylijskiej spółdzielni Fo.co, inicjatora projektu.
I tak wypiekane w Cosenzy hostie są nie tylko pokarmem dla duszy tych, którzy przyjmują je z wiarą w czasie mszy świętej, ale także dla tych, którzy starannie i cierpliwie je wypiekają i są z tego dumni. Nie w imię jednego credo, lecz w imię szacunku dla innej religii i symbolu, z którego my sami często nie jesteśmy tak dumni jak ci trzej muzułmanie.
„Mam wielki zapał do pracy i wiem, że dam radę. Miejmy nadzieję, że przy tych hostiach pomoże nam także wasz Bóg” – mówi dwudziestojednoletni Sadia, z bliznami na ramionach i nogach, i pewnie też na sercu.
Ci młodzi ludzie uczynili z hostii życiową szansę na nowe życie, a my, którzy wierzymy, że te hostie staną się Ciałem Chrystusa, pamiętajmy, by uczynić z nich szansę na życie wieczne, zawsze wtedy, kiedy to możliwe.
Historia o trzech muzułmanach, wypiekających opłatki w magazynie pełnym świętych figur, monstrancji i ornatów, brzmi nieprawdopodobnie. Ale czyż my, katolicy, nie przywykliśmy do tego, by wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu wierzyć w niemożliwe cuda, nawet wtedy, kiedy wszystko wydaje się stracone?