separateurCreated with Sketch.

Mama 6 dzieci, nieuleczalnie chora: Czuję, że Bóg trzyma mnie na rękach [wywiad]

RODZINA SOBECKICH
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magdalena Sobecka dowiedziała się o nieuleczalnym raku w dniu, w którym urodziła 6. dziecko – synka Kazika. Razem z mężem Bartłomiejem pracowali dotąd w przedszkolu leśnym w Bydgoszczy. – Mieliśmy dobre życie – mówią. I nie tracą wiary i nadziei.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

– Wiara na pewno daje mi nadzieję. Kiedy po porodzie leżałam kilka dni w szpitalu, zewsząd dostawałam przekazy, że Pan Bóg mnie kocha i On mi nie dał tego raka za karę. Czuję, że trzyma mnie na rękach. Piękne jest również to, że osoby, które są daleko od Kościoła, piszą do mnie i zapewniają o modlitwie – opowiada Aletei Magdalena Sobecka.

Anna Gębalska-Berekets: Narodziny dziecka i jednocześnie informacja, że w pani ciele ukrywa się rak. Pamięta pani dobrze ten dzień i diagnozę lekarzy?

Magdalena Sobecka (MS): W trakcie cesarskiego cięcia pobrano ode mnie wycinek wątroby, ale dopiero od mojego męża dowiedziałam się, że w moim ciele ukrywa się nowotwór. Pomyślałam sobie wtedy, że pewnie wytną zmianę i wszystko będzie dobrze. Trafiliśmy do Regionalnego Centrum Onkologicznego i tak okazało się, że to nie jest rak, który można tak po prostu wyciąć. Można go uśpić, ale nie ma na niego lekarstwa. Lekarz przekazał mi, że mój organizm zostanie wprowadzony w stan menopauzy, że czeka mnie renta. Popłakałam się.

Bartłomiej Sobecki (BS): Na początku byłem bardzo zamknięty na pomoc i wsparcie innych ludzi. Przyjąłem postawę, że poradzę sobie ze wszystkim sam. Być może wynikało to z cierpienia wewnętrznego? Z czasem pomyślałem sobie, że jestem egoistą, bo zamykam się na dobro, które ludzie chcą nam nieść.

RODZINA SOBECKICH

Magdalena i Bartłomiej Sobeccy: Dzieci codziennie modlą się o zdrowie dla mamy

16 sierpnia urodził się Kazio, a 3 września była już pani po pierwszej chemii. Miała pani chociaż możliwość przytulenia najmłodszego synka?

MS: W szpitalu mogłam przytulać Kazia, położne przynosiły go do mnie. Nie mogłam jednak karmić go piersią ani nie byłam w stanie go podnieść.

Nowotwór hormonozależny rozwijał się przez całą 6. ciążę. Odczuwała pani jakieś symptomy?

MS: Tak, ale nie myślałam o nich w kategoriach rozwijającego się nowotworu. Bóle kręgosłupa, piersi, żołądka – te dolegliwości przypisywałam ciąży. Zwłaszcza, że była to moja siódma ciąża – przed narodzinami Kazia straciliśmy naszego synka Rocha.

BS: Zaprosiliśmy do nas naszą znajomą fizjoterapeutkę, aby zaradziła jakoś bólom kręgosłupa u Magdy. Masaże nie zniwelowały bólu. Magda miała problemy z wyprostowaniem się, dlatego zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę lekarską. Lekarz od razu wysłał nas na porodówkę, żeby ratować Madzię i jak najszybciej wywołać poród. Żona trafiła od razu na salę operacyjną.

Dzieci wiedzą, że jest pani chora? Jak reagują, gdy nie mogą się przytulić?

MS: Przyjmuję chemię regularnie. Na weekend zawsze ktoś z naszej rodziny zabiera dzieci do siebie. Do opieki zostaje nam najmłodszy synek. Powiedzieliśmy też dzieciom, że nie będą mieli kolejnego rodzeństwa. Byli zawiedzeni, bo każde z naszych dzieci witaliśmy na świecie z wielką radością i wdzięcznością Bogu za ten dar.

BS: Dzieci wiedzą, że ich mama jest chora i codziennie się modlą o jej powrót do zdrowia.

RODZINA SOBECKICH

Magdalena i Bartłomiej Sobeccy – leśne przedszkole w Bydgoszczy

Oboje pracowaliście do tej pory jako nauczyciele w jednym z bydgoskich przedszkoli. Powiedzieć, że wasze życie zostało wywrócone do góry nogami, to chyba za mało?

MS: To prawda, ale możemy liczyć na pomoc. Rodzice dzieci z przedszkola bardzo nas wspierają.

BS: Zawsze mogliśmy liczyć na pomoc przedszkola. Co niedzielę wystawcy z Bydgoskiego Frymarku przywożą nam z dobrego serca ekologiczne warzywa, mięso. Magda ma specjalną dietę, dbamy o to, aby mięso, które spożywa, było pozbawione hormonów. Fundacja Kreatywnej Edukacji oraz Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy zorganizowali nawet koncert charytatywny dla Magdy. Tysiące ludzi wpłaciło dar serca. Każda złotówka to ogromna pomoc, mamy z czego opłacić lekarstwa, dietetyka.

W waszym przedszkolu dzieci uczą się w lesie!

BS: Większość czasu spędzaliśmy w lesie. Każdy dzień w przedszkolu to inna forma aktywności. Całość edukacji polega na tym, że jest to nauka przez zabawę. Dajemy różne możliwości aktywności: jedno dziecko maluje szyszkę, drugie zajmuje się zupełnie czymś innym. Ze zwykłego patyka robiliśmy breloki oraz ramki, ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Las to przestrzeń, w której dzieci mogą obserwować to, jak wygląda cykl życia, jak zmienia się przyroda.

RODZINA SOBECKICH

Magdalena i Bartłomiej Sobeccy: Mimo trudności łapiemy życie

Zawsze też byliście aktywni zawodowo...

BS: Jesteśmy rodzicami szóstki dzieci, więc nigdy nie marnowaliśmy czasu. Moja żona zajmowała się dodatkowo pracą rękodzielniczą, haftowała, malowała, wytwarzała lalki. Teraz przeszła na zwolnienie lekarskie, a ja jestem na urlopie ojcowskim. Musiałem też zawiesić działalność gospodarczą, nie byłem w stanie normalnie pracować.

W jednym z wywiadów mówicie, że mimo trudności łapiecie życie. Powiedzcie, proszę, jak to wygląda w codzienności?

BS: Żyjemy tu i teraz. Rano przygotowuję śniadanie, w tym czasie Madzia się ogarnia. Potem budzimy dzieci. Po śniadaniu dzieci sprzątają po sobie, a my mamy czas na to, aby się jeszcze chwilkę pomodlić. Zaczynamy lekcje – nasze dzieci są w edukacji domowej. Przygotowuję obiad. Często jest tak, że Magda nie ma siły, aby zająć się Kaziem. Śmieję się, że mam etat w domu! Popołudniami pomaga nam mama żony, a wtedy ja mam chwilę, aby się przewietrzyć. Dbamy też o aktywność fizyczną naszych dzieci. Po popołudniowym spacerze szykujemy kolację, potem jest kąpiel, modlitwa i czytanie książek.

MS: Marzą nam się wspólne wakacje!

Dalej zbieracie pieniądze na leczenie. Co jest teraz najbardziej potrzebne?

BS: Nadzieja.

RODZINA SOBECKICH

Wiara w walce z chorobą

Wiara pomaga wam w walce ze śmiertelnym wrogiem?

MS: Wiara na pewno daje mi nadzieję. Kiedy po porodzie leżałam kilka dni w szpitalu, zewsząd dostawałam przekazy, że Pan Bóg mnie kocha i On mi nie dał tego raka za karę. Czuję, że trzyma mnie na rękach. Piękne jest również to, że osoby, które są daleko od Kościoła, piszą do mnie i zapewniają o modlitwie.

BS: Widzimy dobro ludzi. Jechaliśmy kiedyś główną ulicą Bydgoszczy i staliśmy na światłach. W pewnym momencie nieznajomy mężczyzna zapukał w szybę i wręczył nam obrazek. Powiedział, że wie o sytuacji Magdy i będzie się za nas modlił. Muszę też powiedzieć, że mieliśmy dobre życie. Jesteśmy 12 lat po ślubie i ten czas spędzaliśmy szczęśliwie. Dzieci, które pojawiały się na świecie, jeszcze bardziej umacniały i budowały naszą miłość.

Cierpienie przeżywane z wiarą ma dla was większy sens?

BS: Cierpienie to trudne doświadczenie, ale nie jest pozbawione sensu. Pozwala cieszyć się tym, co się ma. Zawsze starałem się wszystko zaplanować i gubiłem dobre rzeczy. Kiedy zaczęliśmy żyć danym dniem, widzę możliwości: możemy porozmawiać, obejrzeć razem film. Cierpienie zmienia perspektywy.

MS: Przeżywając cierpienie, jestem z nim sam na sam. Kiedy bóle są bardzo silne i nie mogę spać, modlę się do Boga. Modlitwa daje mi siłę.

O co się modlicie?

BS: O nadzieję, ale i o to, abyśmy potrafili przyjąć wolę Pana Boga w naszym życiu.

Magdalena Sobecka: Ufam, że niebo jest dla mnie otwarte

Pani Magdaleno, myśli pani o swojej śmierci? Opowiada pani, że nie ma złej wizji. Jaką więc pani ma?

MS: Jeśli będę umierała, to ufam, że niebo jest dla mnie otwarte. Bartek zostając z dziećmi, tu, na ziemi, będzie miał gorzej. Jeśli jednak odejdę, to w odniesieniu do perspektywy życia wiecznego trudno mieć złą wizję.

Rozmawiacie z dziećmi o śmierci?

BS: Dla nas ten ostatni czas był trudny pod wieloma względami. Straciliśmy nasze dziecko. Dzieci były na pogrzebie swojego brata, potem zmarli moi dziadkowie i byli pochowani w jednym dniu. Pamiętam taki dzień, jak Jeremiasz, nasz najstarszy syn, powiedział: „Mama jest w szpitalu, chyba umrze tak jak dziadek i babcia”. Widziałem, że syn cierpi i musi przepracować temat śmierci. Rozmawiamy z dziećmi o cierpieniu i o śmierci. Częścią naszej edukacji domowej jest także religia.

Magdalenę i Bartka Sobeckich można wesprzeć TUTAJ.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!