Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Serce w sercu Szczecina”
Centrum ponad 400-tysięcznego miasta. Z jednej strony drogeria, piekarnia, sklep ze ślubnymi sukniami. Z drugiej bank. Naprzeciwko ruchliwa ulica, stacja benzynowa. Kawałek dalej najstarsze kino świata, obok kawiarnia. Niedaleko barokowa Brama Portowa.
Każdego dnia tą ulicą setki szczecinian pędzą do pracy, załatwiają ważne, codzienne sprawy, idą na popołudniowe spotkania z przyjaciółmi. A niektórzy wstępują po drodze do "Serca". Bo tak o tym najbardziej znanym w Szczecinie kościele zwykło się tu mówić.
Wejdźmy do środka i my. Szara, żelbetonowa bryła. To jedna z pierwszych takich budowli w Europie. Kamień węgielny pod budowę świątyni wmurowano w 1913 r. Jej styl architektoniczny był, na ówczesne czasy, niezwykle nowoczesny. Pomysłodawcy i sponsorowi budowli, Gustawowi Toepferowi, marzyło się jego upowszechnienie.
Sanktuarium, które jest "namiotem spotkania"
Kościół zbudowany jest na planie prostokąta. Nawa główna, dwie wąskie nawy boczne i sklepienie przypominające namiot. Być może właśnie dlatego o tym kościele mówi się "szczeciński namiot spotkania".
Właśnie w "Sercu" rozpoczęło się powojenne polskie duszpasterstwo, a dawnym protestanckim kościołem w 1945 roku zaczęli opiekować się księża Chrystusowcy. Tu, w ławkach zbudowanych w 1919 roku dla pruskich żołnierzy, zaczęli modlić się polscy katolicy. To tutaj, w latach sześćdziesiątych, powstawały też pierwsze wspólnoty akademickie. A zanim odbudowano pobenedyktyńską katedrę św. Jakuba, w "Sercu" organizowane były najważniejsze kościelne uroczystości.
To właśnie tutaj, w 1959 roku powstała, jedna z najstarszych w kraju, kaplica wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu. W tym niewielkim, intymnym miejscu (po lewej stronie neogotyckiego ołtarza) jest tylko kilka ławek, a Najświętszy Sakrament jest jakby na wyciągnięcie ręki. Tutaj wiele osób doświadczyło duchowych zwrotów w swojej życiowej akcji. Tutaj do dziś mieszkańcy miasta przychodzą, by mówić Bogu o wszystkim, co dla nich ważne.
Niedługo po otwarciu kaplicy w kościele zaczął działać wieczysty konfesjonał. Każdego dnia, od szóstej do dziewiętnastej, dyżurują w nim księża Chrystusowcy. I każdego dnia właśnie tutaj dziesiątki wiernych słyszą słowa: "I jak odpuszczam tobie grzechy, idź w pokoju...".
Tutaj Alicja Lenczewska rozmawiała z Jezusem
Właśnie z tym kościołem, z tą kaplicą, i z tym miastem splotły się losy Alicji Lenczewskiej. Choć urodziła się w Warszawie (1934 r.), większość życia spędziła na Pomorzu Zachodnim, a sanktuarium przy ul. Bogurodzicy było jednym z jej ulubionych kościołów. Między innymi tutaj odbywały się jej mistyczne rozmowy, a sam Jezus miał jej powiedzieć, że „jest to sanktuarium Jego serca”.
Życie Alicji Lenczewskiej, gdyby wyłączyć z niego Ducha, było proste i zwyczajne. Jednak Ducha wyłączyć się z jej życia nie da, bo to właśnie On jej proste życie zamienił w niezwykłą historię o Bożym miłosierdziu. W historię, w której zwyczajna kobieta stała się „sercem Chrystusa pośród ludzi”.
Ale zanim przyjęła to, do czego powoływał ją Jezus, stoczyła niejedną walkę o swoją wiarę. Szukała sensu, odczuwała pustkę, nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. „Były okresy kilkuletnie, kiedy to żyłam poza Kościołem, prawie zupełnie będąc w wyraźnej sprzeczności z przykazaniami Bożymi” – napisała w swoim duchowym dzienniku.
Kim była Alicja Lenczewska?
Alicja, wraz z mamą i bratem, po wojnie przeprowadziła się do Szczecina. Tutaj skończyła szkołę, a po maturze, w 1952 roku, rozpoczęła pracę jako nauczycielka we wsi Banie. Po skończeniu w Gdańsku studiów pedagogicznych pracowała jako nauczycielka prac ręcznych i mechaniki w I Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinie. W 1975 roku została nauczycielką pedagogiki i wicedyrektorką szczecińskiego liceum dla przedszkolanek.
Kiedy zmarła jej mama, a było to w 1984 roku, razem z bratem postanowiła dołączyć do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Wtedy też zaczęła czytać literaturę religijną, która, jak sama stwierdziła, ugruntowała jej wiarę. Podczas jej pierwszych rekolekcji – jak pisała – stało się coś, co "zupełnie zmieniło jej życie". Nazwała to "radością rozsadzającą serce".
"Wszystko, za czym tęskniłam i goniłam po świecie przez tyle lat, dał mi On. I dał wiele więcej, niż mogłam sobie wyobrazić i pragnąć" – czytamy w jej dziennikach. Po tych rekolekcjach rozpoczęły się jej mistyczne rozmowy z Jezusem.
„Skończył się okres mojego błądzenia po omacku” – napisała Alicja, kiedy zrozumiała to, czym została obdarowana. Codziennie chodziła na mszę, odmawiała różaniec, czytała Pismo Święte. I w tych samych ławkach, w których dziś modlą się szczecinianie, rozmawiała z Jezusem.
„To, co zapisujesz, jest po to, aby ludzie zrozumieli, że Ja chcę mówić do każdego, by pokierować nim, ustrzec od zła i wprowadzić na drogę zbawienia. Że jestem przy każdym człowieku, w każdej chwili jego życia” – mówił do niej Jezus.
Jej mistyczne rozmowy z Jezusem trwały wiele lat, aż do 2010 roku, kiedy to Alicja zachorowała na raka nerki z przerzutami do płuc. Chorobę przyjęła jako "Boży dar", i, jak mówili ci, którzy jej towarzyszyli, do końca życia nie utraciła pogody ducha.
Zmarła w 2012 roku, a tuż przed śmiercią miała otrzymać dar częściowego widzenia tego, jak wygląda życie po śmierci. Tak mówiła: „Jak tam jest pięknie! Widziałam moich rodziców. Jak On nas kocha! Byłam poza czasem. Ja wszystko słyszę. Umieram szczęśliwa”.
Źródła: dr inż. arch. Halina Rutyna "100 lat kościoła NSPJ w Szczecinie (1913-2013)", Wikipedia