Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Umyj talerz nie dlatego, że jest brudny ani dlatego, że każą ci go umyć, ale dlatego, że kochasz osobę, która użyje go jako następna” – mówiła Matka Teresa z Kalkuty.
Pot spływał mi po twarzy i plecach, gdy wycierałam i szorowałam, szorowałam i wycierałam. Każdego popołudnia w Prem Dan – domu opieki dla osób starszych w Kalkucie – myliśmy podłogi. Cięższe od tej pracy było jedynie wnoszenie ciężkich wiader z mokrym praniem po kilku kondygnacjach schodów, aby powiesić je i wysuszyć na dachu.
Konieczność czyszczenia brudnej bielizny widziałam jako syzyfową pracę. To, że słońce i ja współpracowaliśmy jako suszarka tych ubrań, sprawił, że doceniłam dostęp do pralki i suszarki w moim domu. Mimo wszystko rozumiałam potrzebę codziennego transportu prania na dach. Ale szorowanie całej podłogi? W tym ogromnym pokoju? Każdego dnia? Wydawało się, że to przesada.
Zburzenie moich standardów
Gdy patrzę teraz wstecz, zdaję sobie sprawę, że wyczerpanie zaburzyło moje standardy czystości – codzienne mycie pokoju, w którym wiele starszych osób o ograniczonej sprawności ruchowej spędza długie godziny, jest całkiem rozsądne. Ale wtedy wydawało mi się to zbyt trudne i zbyt monotonne. To było duże obciążenie; było to bardzo trudne i wymagające fizycznie i nie podobało mi się to.
Po zakończeniu mojej zmiany wróciłam do macierzystego domu misjonarek miłości. W drodze na górę do kaplicy, gdzie szłam, aby się pomodlić, minęłam grób Matki Teresy. Opadłam na podłogę, wciąż spocona, otoczona nieustannym hałasem ulic dochodzącym przez otwarte okna; padłam i modliłem się. Wymamrotałam coś w stylu: „Jezu, nie rozumiem tego, zupełnie nie jestem w swoim żywiole, to jest takie trudne, dlaczego wszędzie jest tak głośno, pomóż mi, nie mogę tego robić, oddaję to Tobie”, a potem tylko odpoczywałam i pociłam się dalej (tyle potu!) w Jego obecności.
Zaczęłam doceniać i kochać
Następnego ranka obudziłam się i zrobiłam to jeszcze raz. Nienawidziłam tej pracy. Nigdy się do tego nie przyzwyczaiłam. To prawda, że zaczęłam doceniać i kochać wielu ludzi, których spotkałam. Ale zdecydowanie nie myłam podłogi ani nie nosiłam prania w duchu miłości, ani z ochotnym sercem – po prostu wykonywałam absolutne minimum tego, co mi kazano, ponieważ ktoś mnie o to poprosił.
Przeniosłam tę postawę z powrotem do mojego życia w Stanach Zjednoczonych, kiedy zakończyłam swój pobyt w Indiach. Minęło wiele lat od tego czasu, a ja nadal mam tendencję do ignorowania lub bagatelizowania tego, jak ważne jest porządne wykonywanie małych, codziennych zadań. Zastanawiałam się nad tym, jak podchodzę do tych codziennych zadań i zdałam sobie sprawę, że muszę się zmienić.
Wiem, że ważne jest, aby pozostać wiernym i uważnym na moje powołanie w szerszym kontekście – spędzam dużo czasu, próbując posprzątać nasz dom, modląc się, ucząc nasze dzieci i obdarzając je miłością.
Ale ta wielka wierność i poddanie się w miłości, której przykładem była Matka Teresa, oznacza również niechodzenie na skróty w małych rzeczach – oznacza pamiętanie, dlaczego myję podłogę, myję stosy naczyń w zlewie lub myję ubłocone nogi mojego dziecka, mimo że kąpaliśmy się z samego rana. Powinnam myć, i to dobrze myć, bo kocham. Kocham Jezusa, który prosi nas o wierność w małych sprawach (Łk 16,10) i kocham bliskich w mojej rodzinie, którzy są Jezusem pośród nas.
Matko Tereso, módl się za nami!