separateurCreated with Sketch.

Zwycięzca Master Chefa: Rodzice, pozwólcie dziecku nabroić, przypalić naleśniki. Tylko tak może się czegoś nauczyć

Luka Novak

Luka Novak

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Lojze Grčman - 02.06.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zwycięzca słoweńskiego MasterChefa, Luka Novak, dzieli się tym, co otrzymał wychowując się w 12-osobowej rodzinie. Mówi o spełnionych marzeniach, zdecydowaniu, pewności siebie, ale też o ryzyku, które czasami jest niezbędne do osiągnięcia wielkich rzeczy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Lojze Grčman: Jak wygląda codzienne życie Luki niecały rok po wygraniu MasterChefa?

Luca Novak: Jest na pewno zdecydowanie bardziej zróżnicowane niż wcześniej. Moje weekendy przesunęły się nieco na poniedziałek i wtorek. Codziennie coś się dzieje, cały czas jest jakaś akcja kulinarna.

Jakiś czas temu powiedziałeś, że żyjesz swoim marzeniem. Nadal tak uważasz?

Każdego dnia bardziej. Ponieważ robię to, co lubię. Kiedy wstaję rano, jestem pełen energii. Wiem, że dzień będzie kreatywny, że pracuję dla siebie, a nie dla kogoś innego. Rozwijam się, chcę być lepszy każdego dnia. Robię najwięcej, ile jestem w stanie i idę z prądem. Dlatego sprawy idą w dobrym kierunku. Człowiek nie ma supermocy. Nie możesz przejmować się otoczeniem, podążaj za swoją wizją.

Skoro już wspomniałeś o supermocach, jak doszło do tego, że jakiś czas temu dopadło cię poczucie wypalenia?

To było wtedy, gdy miałem 27 lat i pracowałem w rodzinnej firmie. Nawet teraz mam wysokie tempo pracy, może nawet czasem zbyt wysokie. Nauczyłem się już oceniać, kiedy mam dość i nieco wyhamowywać. Ale kiedyś byłem młody i głupi, waliłem głową w mur, bez względu na konsekwencje.

To była prawdziwa życiowa lekcja, że nie ma sensu upierać się przy czymś, kiedy to nie wychodzi i wszystko sprawia ci trudność. Czasami lepiej jest trochę zaryzykować, mieć trochę mniej. Kiedy robisz to, co chcesz, pieniądze same do ciebie przychodzą. Wszyscy chcemy robić karierę, ale najważniejsze jest to, by być szczęśliwym w tym, co się robi. Reszta sama przyjdzie.

Zobacz Lukę Novaka przy pracy - kliknij w galerię!

Mogłeś zostać dyrektorem rodzinnej firmy Novaki, produkującej meble – firmy, która odnosiła sukcesy. Dlaczego zdecydowałeś się rozpocząć własną działalność i wybrałeś kierunek kulinarny?

Zacząłem pracować w rodzinnej firmie w wieku 21 lat, a przejąłem ją w wieku 23 lat. Mówią, że aby być na tym stanowisku w tym wieku, trzeba być trochę stukniętym. W tamtym czasie nie interesowałem się podobnymi rzeczami, co moi rówieśnicy. Postrzegałem siebie jako osobę, która może odnieść sukces w określonej dziedzinie. Nie byłem wzorowym uczniem, co pozwoliłoby mi podjąć studia na elitarnych kierunkach. Ale nie żałuję, bo znalazłem to, co naprawdę lubię. Praca z ludźmi w połączeniu z kuchnią. Zawsze się we mnie gotowało, kiedy ojciec mówił do mnie: „Nie, to ci się nie uda”.

W gotowaniu czy w biznesie?

To dotyczy wszystkiego. Kiedy mój ojciec mówił mi, że nie mogę czegoś zmienić, motywowało mnie to jeszcze bardziej; to mnie kształtowało. Zawsze interesowałem się gotowaniem. Po ciężkim dniu zaczynałem gotować, bo to mnie relaksowało. Od dawna mówiłem, że pewnego dnia będę miał własną gospodę. Potem przyszło wypalenie. Myślałem o tym, czego chcę w życiu. Potem przyszedł MasterChef, do którego wszedłem z jasną wizją. Aby wygrać. Kiedy decyduję się coś zrobić, robię to na 100%.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że produkcja i sprzedaż mebli nie jest dla ciebie?

Po wypaleniu chciałem się trochę uspokoić. Zastanawiałem się, czy to w ogóle w porządku, żebym został w firmie, skoro nie sprawia mi to przyjemności. Mógłbym i wielu by to zrobiło. Zmieniałem zdanie niezliczoną ilość razy. Zgłosiłem się do MasterChefa, zostałem przyjęty. Wszedłem w to „za wszystko”. Byłem pewien, że mi się uda. I tak się stało.

Do podejmowania takich decyzji potrzebna jest duża pewność siebie. Gdzie ją zdobyłeś?

Myślę, że wciąż mam jej za mało. W biznesie czuję, że to mam. Wcześniej nigdy niczym nie ryzykowałem. Tym razem zrobiłem inaczej. Bardziej z uporu niż z pewności siebie. To dotyczy zarówno rodzinnego biznesu, jak i gotowania.

Wspomniałeś o uwagach swojego ojca. Co chciałeś zmienić w swojej rodzinnej firmie?

Wszedłem z nowym spojrzeniem na to, jak prowadzić biznes, jak pracować w dzisiejszych czasach, jak zachować równowagę między pracą a pielęgnowaniem zdrowych relacji. Wydawało mi się ważne, żeby być zdeterminowanym, trzymać się swoich decyzji. Jeśli jakaś szafa kosztuje 200 euro, to tyle kosztuje i już. Nawet jeśli kupujący twierdzi, że nie zapłaci tak dużo. Determinacja i wizja.

Pochodzisz z wielodzietnej rodziny z dziesięciorgiem dzieci. Jak się dogadywaliście?

Świetnie się dogadywaliśmy i nadal tak jest. Z niektórymi oczywiście trochę lepiej, z innymi gorzej. Jesteśmy zżytą rodziną. Jestem drugi pod względem wieku. Nauczyłem się, jak pracować w zespole, jak coś w nim zorganizować, aby działało. Dorastałem z dziewięcioma różnymi osobowościami. To pomaga mi dzisiaj łatwiej nawiązywać współpracę z ludźmi.

Jakie najcenniejsze doświadczenia wyniosłeś z 12-osobowej rodziny?

W tak dużej rodzinie rodzice nie mogą poświęcić swoim dzieciom tyle czasu, jak ci, którzy mają tylko jedno. Dlatego ja wyciągnąłem z tego ważną naukę: bądź sam dla siebie. Kiedy będę miał własne dzieci, będę je wspierał, ale nie podam im wszystkiego na tacy. Muszą sami na to zapracować.

Pamiętam dzień, w którym powiedziałem tacie, że zamierzam pracować w firmie, czemu wcześniej bardzo się opierałem. Kazał mi przyjść w poniedziałek rano. Ubrałem się jak do biura. Powiedział mi: „Co ty robisz? Przebierz się, idziesz na produkcję”. Nie powiedział mi: „Tutaj masz 2000 euro pensji, korzystaj, bądź synem dyrektora i baw się dobrze”. Zaoferował mi pracę i wynagrodzenie, ale wykazać musiałem się sam. Nie mógł tego zrobić za mnie.

Dokładnie to chcę przekazać moim dzieciom. Osoba, która chce się uczyć, uczy się od swojego otoczenia każdego dnia. Czasami ludzie nazywają kogoś młodym i głupim, ale i on miewa coś mądrego do powiedzenia. Jestem jak gąbka, chłonę doświadczenia, a moi bracia i siostry również wiele mnie nauczyli.

Jakiej rady udzieliłbyś rodzicom, aby zachęcić ich dzieci do tworzenia i pomagania w kuchni?

Przede wszystkim musi ci to sprawiać przyjemność. Jeśli tak jest, pozwól dziecku tworzyć. Pozwól dziecku trochę się powygłupiać, spalić kilka naleśników. Tylko tak może się czegoś nauczyć. Jeśli nie wypuścimy dzieci spod parasola, nigdy niczego nie osiągniemy. Idź i spróbuj. Co z tego, że wszyscy moi koledzy z klasy poszli do liceum. Jeśli lubisz kuchnię, idź do szkoły gastronomicznej. Dziś wszyscy chcieliby być dyrektorami. Tak już się nie da.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.