15 / 16
ROKSANA BARSKA. W Wasserze uczyłam matematyki 16-osobową grupę młodzieży z klas 4-8. Na pierwszej lekcji zweryfikowałam poziom wiedzy moich uczniów. Gdy na tablicy napisałam 2+2 dzieci zaczęły się śmiać, ale już przy równaniach 135+731, albo 12*9 zauważyłam, że niektórym sprawiło to trudność... Poziom grupy był bardzo zróżnicowany, ale wszyscy byli chętni do nauki. Nie było dnia, żebym musiała prosić kogoś o podejście do tablicy, bo zawsze był „las rąk”. Na początku miałam problemy z zapamiętaniem imion, bo były dla mnie zbyt egzotyczne. Zasmucające jest to, że zapamiętywałam ich po... ubiorze. Niektórzy przez cały miesiąc chodzili w tej samej odzieży: Samuel miał żółto-czerwoną bluzę, Abinet szary dres, a Degife bordowy sweterek i żółte spodnie... Wyzwania, jakim stawiłam czoła w szkole? Przede wszystkim komunikacja z uczniami. Większość z nich mówiła w języku kambatynia (język plemienny), w którym potrafię powiedzieć tylko "tak" i "nie". Porozumiewaliśmy się w języku angielsko-amharsko-migowym. Zaskakujące było dla mnie to, że na moje pytania odpowiadali podniesieniem brwi lub westchnieniem - tak, jakby się bali - co oznaczało zgodę.

+

© Dzieło na misji/Facebook