Ola Gałka-Reczko, „Wild pork and Watercress”, Barry Crump
Najpierw obejrzałam filmową adaptację i się nią zachwyciłam. Teraz sprawdzam „czy książka jest lepsza niż film”… Oto propozycja dla tych, którzy zechcą podszkolić się w języku „inglisz”, a to dlatego, że polska tłumaczenie jeszcze nie powstało. Podobno większość utworów, które wyszły spod pióra Crumpa, to powieści semi-biograficzne. Ciekawe, ile z cech pisarza odkryć można w głównym bohaterze Rickym – pulchniutkim maoryskim chłopcu, który nie ma łatwego dzieciństwa, często wpada w tarapaty i już jako kilkunastolatek jest na bakier z prawem. Chłopak dostaje jednak drugą szansę – opieka społeczna wysyła go do rodziny zastępczej. Rodziny, która mieszka pośrodku niczego. W dziczy. Naprawdę, w prawdziwym buszu. Książka napisana jest prostym, dowcipnym językiem. Można się przy niej uśmiechnąć (mnie się zdarzyło nawet zaśmiać w głos!), ale potrafi też wycisnąć łzę. Akcja powieści dzieje się w Nowej Zelandii. Dotychczas myślałam, że przepiękne krajobrazy najlepiej odzwierciedlają fotografie lub nagrania wideo. Tymczasem okazuje się, że pejzaże wymalować można także i słowem! Prozatorskie opisy Crumpa działają na wyobraźnię i też dają radę! A jak już połkniecie książkę, to polecam jej ekranizację w wykonaniu ekscentrycznego reżysera Taika Waititi – w Polsce pod tytułem „Dzikie łowy” (premiera w 2016 roku).
+