Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 27/04/2024 |
Św. Zyty
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

“Mężu, dłużej chyba nie wytrzymam…” Niezłomni Stefania i Władysław Zarzyccy

STEFANIA I WŁADYSŁAW ZARZYCCY

Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie/Facebook

Dominika Cicha-Drzyzga - 01.02.19

„Kiedy tata wyszedł z więzienia i zabrał mnie do domu, powtarzał: Pamiętaj, że urodziłaś się w więzieniu na Zamku Lubelskim. Twoi rodzice byli więźniami politycznymi. Mamę zamordowali” – wspomina M. Zarzycka-Redwan.

Władysław Zarzycki nie potrafił mówić o zmarłej żonie. Na samo wspomnienie jego oczy napełniały się łzami. Ale kiedy wyszedł z więzienia i wśród dzieci w sierocińcu miał rozpoznać nigdy niewidzianą córkę, zrobił to bez trudu. Była podobna do Stefanii?

Stefania, Władysław Zarzyccy i ich “koszary”

Do majątku w Kolonii Łuszczów (k. Lublina) wprowadzili się w 1944 roku. 17 wysokich pokoi, spiżarnia, pomieszczenie dla służby, budynki gospodarcze, 20 ha ziemi otoczonej lasem. Nic więc dziwnego, że miejsce upatrzyli sobie żołnierze antykomunistycznego podziemia niepodległościowego. W domu Zarzyckich, zwanym “koszarami”, od 1946 r. pojawiali się m.in. Hieronim Dekutowski “Zapora” czy Zdzisław Broński “Uskok”.

Władysław, oprócz zapewnienia partyzanckiej “meliny”, działał w WiN-ie jako kwatermistrz – przemycał amunicję i pieniądze. Jego żona nieraz woziła naboje pochowane w workach z mąką… Zarzycki należał do związku chmielarskiego – rozmaite wyjazdy czy wizyty gości zawsze argumentował sprawami z tym związanymi. Wydawało się, że mają wszystko pod kontrolą.

Ale na początku kwietnia 1949 r., w nocy, wpadło do nich UB. Trzem partyzantom (Zdzisławowi Brońskiemu “Uskokowi”, Stanisławowi Kuchciewiczowi “Wiktorowi” i Edwardowi Taraszkiewiczowi “Żelaznemu”) udało się uciec. Troje dzieci – Marysia, Henio i Zosia pochowali się po kątach. Ich rodzice trafili do więzienia na zamku w Lublinie. Wkrótce miało urodzić się czwarte dziecko.




Czytaj także:
Ks. Jan Macha: ścięty za propolską działalność

Krzyki żony słyszałem na korytarzu

Ja w śledztwie byłem bity, w czasie kiedy siedziałem już na Zamku to do “karcu” wlewano wodę. Bił mnie tęgi osobnik, kijem, gumą, palono mi pod nosem ogień, na skutek tego wszystkiego podpisałem w śledztwie każdy protokół i co tylko chcieli. Krzyki żony też nieraz słyszałem, będąc na korytarzu. Raz żona, przechodząc korytarzem do ustępu, powiedziała: “Mężu dłużej chyba już nie wytrzymam”. Raz na dzień dawali mi kubek kawy, byłem zawsze głodny i zmaltretowany. Jak kiedy chciałem pójść do lekarza to mnie brali na korytarz [i] zapędzali do ustępu i kał musiałem zbierać i wkładać do otworów. […] Kiedy w kwietniu [19]49 r. byłem przyprowadzony na celę to mogą niektórzy stwierdzić, że tak byłem zbity, że nawet na nogach nie mogłem się utrzymać […] – wspominał Władysław.

Stefania nie wytrzymała brutalnych przesłuchań i wyczerpującego, przedwczesnego porodu. Zmarła 29 maja 1949 r., zaraz po tym, jak na świecie pojawiła się Magda.

Mama po porodzie wypowiedziała tylko dwa zdania. Zapytała: „chłopiec czy dziewczynka?”. Pani Traczowa [akuszerka – przyp. red.] odpowiedziała, że dziewczynka. A wtedy mama powiedziała: „Niech jej Bóg pozwoli żyć”. Akuszerka zajęła się wtedy na chwilę mną. A kiedy znów odwróciła do mamy, mama nie żyła – w rozmowie z “Gościem Niedzielnym” opowiada M. Zarzycka.

Szczątki Stefanii odnaleziono dopiero 6 października 2017 r. podczas prac ekshumacyjnych na Cmentarzu Rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.


Męczennice z Nowogródka. Autor: Adam Styka

Czytaj także:
11 zakonnic dobrowolnie poszło na śmierć, ratując życie 120 osób. Męczennice z Nowogródka

Magda, dziewczynka urodzona na zamku

Magda przebywała w więzieniu 2 lata i 2 miesiące, pod opieką więźniarek. Potem znalazła się w sierocińcu w Łabuniach i kolejnym, w Klemensowie. W 1957 r. przyjechał po nią ojciec. W zasadzie obcy człowiek.

Tata z Zosią obiecali, że będziemy jechać do domu w Łuszczowie furmanką, autobusem i pociągiem. Skusiłam się. Zosia z tatą mieli kanapki na drogę. Złożone tak jak na wycieczkę. Pierwszy raz widziałam takie kanapki. 

Zosia obiecywała, że w domu pójdziemy do ogrodu na czereśnie. Ja na to: “Jakie czereśnie?”. Ona: “Tato, ona nie zna takiego owocu”. Jadłam je tam pierwszy raz w życiu – wspominała w “Wysokich Obcasach”.

“Tata był dla mnie dobry. Zabierał mnie wszędzie z sobą i sadzał obok siebie przy stole. Chwalił się mną. Powtarzał, że stracił żonę, ale przynajmniej ma mnie – mówiła dalej. – Kiedyś pojechaliśmy na wesele Marysi. Tam był taki Adaś. Siedziałam z Adasiem przy tym stole, ale co tak długo przy stole robić? Nudno. Weszliśmy więc pod stół i zaczęliśmy wiązać sznurówki siedzącym przy stole mężczyznom. Chłopy wódkę pili. Nikt nas nie zauważył. Związaliśmy sznurówki butów sąsiada z sąsiadem albo dwóch butów do siebie. W którymś momencie zrobiła się chryja. Faceci zaczęli się przewracać. Wiadomo było, że to nasza sprawka. Adasia ojciec zlał, mnie mój – nie. Nie zrobił żadnej awantury”.

Magda nie była z ojcem związana. Nigdy jej nie uderzył, ale nie czytał bajek, zabawek nie kupował, “tylko opowiadał o wolnej Polsce. Powtarzał, że to szczęście, że się urodziłam i że jestem najmłodsza, najdłużej będę żyła i mam powtarzać innym, jak oni z mamą na zamku cierpieli. Jaką oni cenę zapłacili. Nie rozumiałam, o co mu chodzi”.

Ojciec zmarł, kiedy miała 13 lat. Trafiła do domu dziecka w Lublinie. Kiedy z niego wyszła, znalazła pracę w sklepie mięsnym. Nie na długo – wyrzucili ją, bo była “córką bandytów”. Marysię też ze studiów wyrzucili. Radziła młodszej siostrze: wyjdź za mąż, zmień nazwisko. Tak zrobiła.

“Jak wyszłam za mąż, nie umiałam w domu nic zrobić. Przypalałam nawet czajnik. Któregoś dnia tego nie wytrzymałam. Wyjechałam od męża i nie wróciłam. Zorganizowałam sobie szybko mieszkanie w Lublinie. Miałam nowe nazwisko. Dziecko poszło do przedszkola, ja do pracy” – wspominała w “Wysokich Obcasach”. Do swoich korzeni wróciła dopiero w l. 90. Wywalczyła rodzicom uniewinnienie, sobie odszkodowanie, wróciła do panieńskiego nazwiska.

“Nie chciałam wracać do przeszłości. Dziś nie mam z tym problemu. Uwierzyłam w słowa ojca, który powtarzał, że przeżyłam po to, by przekazywać innym, jak było”.

Stefania i Władysław Zarzyccy zostali odznaczeni Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski (2007 i 2016 r.).

Źródła: IPN, gosc.pl, Wysokie Obcasy


BYŁA NA LIŚCIE DO WYMORDOWANIA

Czytaj także:
„Mąż szukał w pogorzelisku kości dzieci”. Przeżyła ludobójstwo z rąk UPA




Czytaj także:
„Oświęcim przy nich to była igraszka…” Witold Pilecki na zdjęciach

Tags:
historiaII wojna światowa
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail