Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 18/05/2024 |
Św. Jana I
Aleteia logo
Kultura
separateurCreated with Sketch.

Ostatnie takie lato, czyli jak Polacy spędzali wakacje’39 [wywiad]

WARSZAWA PRZED WOJNĄ NA ZDJĘCIACH

fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Jak było latem na lewym brzegu? Na zdjęciu lipiec 1939 roku. Mieszkańcy mogą jeszcze korzystać z radości i ochłody na basenie przy ul. Łazienkowskiej.

Marta Brzezińska-Waleszczyk - 13.08.19

Chciałem odtworzyć codzienność ludzi, pokazać ich marzenia, plany, ambicje. Także sprawy błahe – to, jak spędzali wakacje – wspomina Marcin Wilk, autor książki „Pokój z widokiem. Lato 1939”.

Opisując ostatnie przedwojenne lato, Marcin Wilk zajrzał do Zakopanego, spędził trochę czasu w Gdyni, przyjrzał się Zaleszczykom, ale przede wszystkim zboczył z popularnych tras turystycznych. Przemierzając tereny Polski przedwrześniowej, postanowił dotrzeć do żyjących świadków epoki i wysłuchać ich opowieści o ostatnich tygodniach życia w pokoju. Nam reportażysta opowiada o atmosferze lata’39 i rozmowach z bohaterami książki.

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Skąd pomysł, by pokazać ostatnie lato przed II wojną światową z perspektywy „zwykłych” ludzi?

Marcin Wilk: Ludwig Wittgenstein w swoim dzienniku miał napisać: „Co mnie obchodzi historia? Mój świat jest pierwszy i jedyny”. Najważniejsze dla człowieka jest to, co najbliższe, codzienność, zwyczajność. Na co dzień nie zajmujemy się wielkimi sprawami, nie interesujemy historią przez „H”. Zainteresowanie pojawia się, gdy dzieje się coś, co może zmienić nasze życie. Kiedy zacząłem zajmować się latem’39, pomyślałem, że dobrze to zrobić „od środka”. Chciałem odtworzyć świadomość, funkcjonowanie, codzienność tamtych ludzi, pokazać ich marzenia, plany, ambicje. Także sprawy błahe – to, jak spędzali wakacje.

Marcin Wilk o atmosferze w Polsce latem 1939 roku

Jaka była atmosfera ostatniego lata? Czuć było napięcie?

Wszystko zależało od tego, w jakim stopniu ktoś śledził sytuację na kontynencie. Warto zaznaczyć, że nie wszyscy mieli dostęp do prasy, a odsetek analfabetów przed wojną był znaczący. Ci, którzy orientowali się w sytuacji, mogli czuć niepokój, zwłaszcza po zajęciu Austrii czy rozbiorze Czechosłowacji. Jednak duża część społeczeństwa nie interesowała się tym, w końcu były wakacje, zasłużony odpoczynek. Oczywiście wyjazdy do kurortów były zarezerwowane dla elity. Mimo to nastroje były pogodne, jak to w wakacje. Duże napięcie odczuwało się pod koniec sierpnia, a już ostatni tydzień był bardzo nerwowy.

Z jednej strony informacje o oddziałach niemieckich wojsk przy granicy, z drugiej – poszukiwanie kwater na wakacje. Ludzie, mimo docierających znaków, zdawali się ignorować zagrożenie. Łudzili się, że tak odsuną widmo wojny? Pan, zbierając materiały, także odczuwał ten kontrast?

Ciężko to uchwycić. Gros mojej pracy to rozmowy, podczas których bohaterowie często wspominali wcześniejsze wakacje, dzieciństwo, dom, pochodzenie. Okazuje się, że kiedy wracają do czasów przedwojennych, te wydają się sielskie. Siłą rzeczy wspomnienia przeplatają się z grozą wojny, która nastąpiła po tym „ostatnim lecie”. Nastroje, jak w warkoczu, przeplatają się – dobra pogoda, wakacje, lato, z drugiej strony – widmo wojny.

W relacjach pańskich rozmówców pojawiają się też wyobrażenia o wojnie. Jakie one były? 

Wyobrażano sobie wojnę, odwołując się do wiedzy o świecie i doświadczeń I wojny światowej. Ludzie myśleli, że jeśli przyjdzie wojna, to będzie podobna do poprzedniej, która w ich wspomnieniach wciąż była żywa, minęły raptem dwie dekady. Nie przewidziano blitzkriegu. Wyobrażano sobie, że wojna dotknie cywilów w niewielkim stopniu. Przecież podczas wcześniejszych wojen walczyli żołnierze, a cywile zostawali w domu. Spodziewano się ataków gazowych. Kopano rowy przeciwlotnicze. Wyobrażano sobie, że wojna nie potrwa długo. Panowało przekonane, że jesteśmy „silni, zwarci i gotowi”, więc gromadzono zapasy żywności na kilka dni. Co więcej, pokutowało myślenie, że wojna będzie dotyczyć tylko zachodniej ściany, front zatrzyma się na Wiśle i w razie czego będzie można uciekać na Wschód.

„Nie oddamy ani guzika…” – wyobrażenia o nadchodzącej wojnie

Skąd to bojowe nastawienie („Nie oddamy ani guzika…”) przy jednoczesnej świadomości, że przygotowanie militarne jest słabe?

Propaganda sprawdza się zawsze, gdy rozum zawodzi. Politycy, zdając sobie sprawę z marnego położenia, używali kłamliwych argumentów. To przynosiło skutki, bo społeczeństwo im wierzyło. Propaganda bazuje na półprawdach, tu tym elementem było odwołanie się do żywego pośród Polaków etosu walki. Nie wyliczano konkretnie, jak silni jesteśmy, ale odnoszono się do ducha bojowego, bohaterstwa. Czuć było wzmożenie społeczne, czego dowodem był Fundusz Obrony Narodowej – kasa społeczna gromadząca pieniądze na wypadek konfliktu zbrojnego. Wspominam o tym w książce przez pryzmat patriotycznego tournee Jana Kiepury. Dając koncerty w różnych miejscach Polski, artysta zbierał pieniądze (i nie tylko, ludzie oddawali kosztowności, pamiątki rodzinne, złoto). Czuło się społeczną gotowość do walki za ojczyznę. A położenie było marne, bo przecież byliśmy młodym państwem, dopiero co wychodziliśmy z kryzysu, w zasadzie ledwie co zaczynaliśmy się zbroić…

Pańscy bohaterowie to ludzie, którzy w ’39 byli dziećmi. Jakie emocje, nastroje mieli tego ostatniego lata? O czym marzyli?

Mieli rozmaite marzenia, na przykład popularny wtedy rower marki Wilk. Chcieli dostać się do szkoły aktorskiej albo zacząć naukę w szkole (jeden z bohaterów kupił już podręczniki do geografii). Inny planował podróże po lasach ze swoim psem. Zwyczajne sprawy.

Jak z perspektywy czasu patrzą na swoje życie przed wybuchem wojny? Jak potoczyły się ich losy? Zmieniliby swoje decyzje, patrząc na tamte wydarzenia po latach?

To bardzo ciekawe pytanie. Nie rozmawialiśmy o tym długo, sam chętnie bym posłuchał. Część rozmówców traktuje ten czas sentymentalnie, w końcu to powrót do dzieciństwa, beztroskich lat, ale z drugiej strony czas kształtowania charakteru. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, doceniają to, czego uczyli ich wtedy starsi. Jeden z bohaterów wspomina, jak dostał od ojca zegarek, rodzinną pamiątkę i go zgubił. Bał się wrócić do domu bez tego zegarka, a okazało się, że ojciec nie zareagował zbyt gwałtownie. Kiedy to wspominał, czułem, że wyciągnął z tej sytuacji naukę, która towarzyszyła mu przez całe życie. Myślę, że wracając do najmłodszych lat, odkrywają, że to był czas, kiedy kształtowały się ich charaktery, poznawali proste życiowe prawdy. To dla mnie samego było pouczające. Każdego dnia, przez doświadczenia i reakcje, szlifujemy swój charakter.

Historia życia codziennego

Z jednej strony to sielskie wspomnienia, bo dzieciństwo, ale z drugiej – traumatyczne, bo wojna. Trudno było namówić bohaterów na rozmowy?

Niektórzy zgadzali się chętnie, inni mniej. Jedni na hasło „lato’39” od razu zaczynali opowieści o wojnie. Ciężka była praca z pamięcią, niektórym myliły się daty, nie robiło im większej różnicy, czy coś działo się w 1935 czy 1939. To było trudne, bo musiałem to później weryfikować podczas autoryzacji czy konsultacji historycznych. Były też negocjacje. Jedna z bohaterek była zdziwiona, że w książce umieściłem jej wspomnienia, jak wypoczywała na hamaku i marzyła o miłości. Dla niej to było raz, że bardzo błahe, dwa – intymne. Zrozumiałem, że dziś granice tego, co intymne, prywatne są zupełnie inne niż w 1939. Ludzie urodzeni przed wojną do dziś mają tamto przekonanie na temat granic intymności.

Pańskim celem było pokazanie, że historia to nie tylko suche fakty w podręcznikach, ale ludzie – snujący w hamaku plany na przyszłość albo marzący o rowerze? 

Tak, o to właśnie chodziło. Z tym, że nie jest to nowy pomysł, bo historycy od lat zajmują się tzw. historią życia codziennego. Mam wrażenie, że historia nieco zmienia oblicze. Ludzie chętniej patrzą na rzeczywistość historyczną z innej perspektywy, tych „zwykłych” ludzi.

Pana książka to taka przestroga, żeby nie ignorować znaków zwiastujących zagrożenie?

Myślę, że gdyby chcieć wskazać przesłanie (choć jako reporter dystansowałbym od słowa „przesłanie”) książki historycznej o lecie’39 to byłaby to zachęta do uczestnictwa w rzeczywistości. Byśmy nie odwracali oczu od tego, co się dzieje. Takim postępowaniem nie zmienimy biegu zdarzeń. Poprzez zaangażowanie, uczestnictwo możemy na bieżąco kreować rzeczywistość, aby nikt za nas nie decydował, jak ma ona wyglądać.

*Marcin Wilk, Pokój z widokiem. Lato 1939, Wydawnictwo W.A.B. 2019

pokoj-z-widokiem.jpg

ODNALEZIONY WALC

Czytaj także:
Ich miłość przerwała wojna. Odnaleźli się po 72 latach


HENRYK TROSZCZYŃSKI

Czytaj także:
“Nade mną stał Niemiec i płakał. Łzy mu leciały z oczu”. Wspomnienia powstańca




Czytaj także:
Dziewczyny z powstania: „Cechowała je niesamowita dzielność”

Tags:
książkawojna
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail