"Należę do rzadkiej grupy tetrachromatyków, którzy potrafią odróżnić 100 razy więcej odcieni barw niż większość populacji. Mam też umiejętność łączenia kolorów, na pozór do siebie nie pasujących. Takich osób wśród mężczyzn jest ok. 8-10 proc." – mówi Andrzej Żylak.
Andrzej Żylak jest prezesem Izby Przemysłowo-Handlowej Rybnickiego Okręgu Przemysłowego, konsulem honorowym Republiki Chorwacji, członkiem Prezydium Krajowej Izby Gospodarczej, honorowym przedstawicielem Chorwackiej Izby Gospodarczej w Polsce. Raciborzanin, ma 70 lat.
Beata Dązbłaż: Jak ubierać się dobrze?
Andrzej Żylak: Przede wszystkim dla siebie.
I już będzie dobrze?
I już będzie dobrze. Jeżeli sami sobie będziemy się podobali, to możemy mieć pewność, że wychodząc na zewnątrz będziemy czuli się dobrze. A nie tak, jak ja to określam – „pod lampą” – czyli że wszyscy na mnie patrzą. Zawsze ubierałem się dla siebie.
I zawsze miał pan te kolory we krwi?
To może trochę historii. Wiadomo, że po studiach człowiek podejmuje pracę, w której spędza większość czasu. Na pewno wtedy nie ubierałem się tak kolorowo, jak dzisiaj. Ale muszę przyznać, że będąc jeszcze dzieckiem, a dopiero dziś sobie to przypominam, poszedłem z mamą na basen i tam jedynymi klapkami, z jakimi można było wejść, były takie z parcianym paskiem. A ja za pierwsze pieniądze zarobione na sprzedaży cukierków kupiłem sobie kolorowe japonki, jako 11- czy 12-letni chłopak.
Teraz nie pamiętam, czy spód był błękitny, a góra różowa, czy odwrotnie, ale to były moje pierwsze zabawy z kolorami. Oglądając zdjęcia z dzieciństwa widzę, że na występach w przedszkolu byłem przebrany za Chińczyka, występując w bardzo kolorowej piżamie. Byłem bardzo widoczny na scenie, bo wszyscy chłopcy byli ubrani tak ja zawsze i jak wszyscy.
W liceum chodziłem na targ w Raciborzu, gdzie wyszukiwałem sobie bardzo ładne, kolorowe rzeczy. Na przykład bomberkę, jak dziś ją nazywamy, w bardzo ładnym błękitnym kolorze. Kupiłem ją za 100 zł, tyle samo kosztowała koza, o której też marzyłem. Zapamiętałem cenę dlatego, że chodziłem na targ co tydzień i oglądałem tę kozę, która nie chciała ani stanieć, ani zdrożeć. Gdy pletliśmy z siostrą wianki, moje były zawsze bardziej kolorowe.
Dziś mi się to wszystko przypomina i daje mi do myślenia, że jednak od dziecka widziałem trochę inaczej i trochę więcej kolorów. Więc one gdzieś we mnie były. Zawsze ubierałem się w sposób inny od wszystkich. Nawet jeśli gdzieś obowiązywał dress code, zawsze dodawałem jakieś ciekawe kolorowe elementy, choćby czarny kapelusz z kolorowym piórkiem. Kiedyś nie można było kupić takich kolorowych rzeczy jak dziś, ale spodnie i marynarkę miałem zawsze innego koloru. Wszyscy mnie pytali: jak ty to robisz?.
Ta pana umiejętność została fachowo nazwana dopiero niedawno.
Około dwa lata temu dowiedziałem się, że należę do rzadkiej grupy tetrachromatyków, którzy potrafią odróżnić 100 razy więcej odcieni barw niż większość populacji. Mam też umiejętność łączenia kolorów, które na pozór do siebie nie pasują. Takich osób wśród mężczyzn jest ok. 8-10 proc. Stąd bardzo naturalnie przychodzi mi to widzenie kolorów. To dało mi także odpowiedź na pytanie, dlaczego przemysł modowy nie szyje kolorowych ubrań dla panów – bo oni ich po prostu nie widzą. I to też odpowiada na pytanie, dlaczego niewielu mężczyzn ubiera się tak kolorowo.