Michaela DePrince w sierocińcu znana była jako dziewczynka nr 27. Prześladowana przez innych z powodu bielactwa nie miała łatwego życia. Dziś jest światowej sławy tancerką baletową.
Historia Michaeli DePrince pokazuje, że warto walczyć o marzenia. “Michaela to przykład cudu, jaki się stał, kiedy zdawało się, że już nic dobrego nie może się przydarzyć w życiu tej dziewczynki. Niech stanie się ona inspiracją dla wszystkich młodych tancerek i tancerzy świata – bez względu na kolor skóry” – pisze o sławnej baletnicy Misty Copeland, światowej sława tancerka baletowa, autorka książki Balerina.
Wojna domowa i koszmar sierocińca
Michaela DePrince przyszła na świat w Sierra Leone w 1995 roku. W wieku trzech lat straciła rodziców. Ojciec został zabity przez rebeliantów, a mama zmarła z głodu. Kobieta nie pamięta tego, jak wyglądali jej biologiczni rodzice. Po stracie najbliższych Michaelę umieszczono w sierocińcu i tam zaczął się jej koszmar.
Dziewczynka cierpiała na bielactwo – na jej ciemnej skórze pojawiały białe plamy. Była wyśmiewana, a pod jej adresem wielokrotnie padały wyzwiska. Nazywano ją „dzieckiem diabła” i nikt z odwiedzających sierociniec nie chciał jej adoptować.
O okropnych doświadczeniach z dzieciństwa Michaela opowiadała w rozmowie z portalem today.com. “Stworzyli dla nas ranking. Uszeregowali nas tak, że numer jeden był ulubionym dzieckiem, a numer 27 był najmniej ulubionym. Ja byłam numerem 27. Oznaczało to, że byłam ostatnim dzieckiem, które dostawało jedzenie na kolację, ostatnim, które otrzymywało ubrania. Wciąż powtarzali: Dlaczego ktoś miałby chcieć adoptować diabelskie dziecko?” – tłumaczyła dziennikarzowi today.com.
Jej jedyną przyjaciółką była pewna dziewczynka o tym samym imieniu, co ona. Mabinty nosiła numer 26. Dziewczynki spędzały ze sobą czas, śpiewały i wspólnie się bawiły. Opowiadały sobie historie o tym, jak wyglądałoby ich życie, gdyby ktoś zechciał zabrać je do nowego domu. Żyły w głodzie i zaniedbaniu.