Okazało się, że zgoda na to, by oddać to, co mam najcenniejszego w życiu, przyniosła zupełnie odwrotny efekt, niż się spodziewałem. Mam jeszcze więcej pracy, stałem się jeszcze bardziej wrażliwy. Wszystko, co oddałem, wróciło z nawiązką – mówi muzyk, kompozytor i dyrygent Paweł Bębenek.
Budowałem na sobie
Karolina Krawczyk: Nasz wspólny znajomy powiedział mi kiedyś, że tuż przed pewnym występem modliliście się z zespołem i chórem, poprosiliście też obecnych tam kapłanów o błogosławieństwo.
Paweł Bębenek: To prawda… Po latach pracy w tej „branży” muzyków kościelnych mam taką obserwację – często zdarza się, że przy działaniach ewangelizacyjnych dzieje się coś niedobrego, pojawiają się przeszkody, przeciwności. Znam już źródło tego wszystkiego i wiem, że zazwyczaj przy organizowaniu jakiegoś modlitewnego wydarzenia czy przy tworzeniu utworu nie zabraknie kłopotów. Ale staram się skupiać na dobru, które z tego wyniknie. Przede wszystkim ufam Panu Bogu. On ma wszystko pod kontrolą. Liczba propozycji, by gdzieś pojechać i wystąpić, jest bardzo duża. Dziś, kiedy tworzę, to staram się, żeby dla mnie najważniejsze było nie moje „ja”, ale to, by opowiedzieć muzyką Prawdę.
Nie jest przypadkiem, że wielu zdolnych muzyków działających na rzecz Kościoła i w Kościele ma problemy rodzinne, wspólnotowe czy osobiste. Tacy ludzie są bardzo wrażliwi, o ile nie nadwrażliwi. Zresztą – także poza Kościołem muzycy, artyści przeżywają różnego rodzaju kryzysy. Whitney Houston, Freddie Mercury i wiele innych wybitnych postaci… Wydawać by się mogło, że mieli wszystko, oprócz… doświadczenia miłości, a raczej Miłości. Takiej miłości, która da im poczucie bliskości, czułości, bezinteresowności. Życiorysy artystów często są sobie podobne. Nie wystarczy mieć talent czy warsztat. Sam się o tym przekonałem.
W jaki sposób?
Zły duch, szatan, wykorzystywał przeróżne sytuacje w moim życiu. Zacząłem odchodzić od prawdziwych, życiodajnych więzi i budowałem na sobie. Sobie też przypisywałem dobro i piękno, którego doświadczałem. Zły przejął te relacje, a ja szybko stałem się jego niewolnikiem.
Kto, oprócz ciebie, na tym ucierpiał? Żona, dzieci?
Tak, przede wszystkim oni. Przestałem mieć kontrolę nad tym, że powinienem poświęcać im więcej czasu. Paweł Bębenek i jego twórczość stały się dla mnie ważniejsze niż Laura i nasze dzieci. Od tamtej pory uważam, że praca w tej branży jest bardzo delikatna. Trzeba się modlić za muzyków w Kościele. Ja sam modlę się za te osoby, które porzuciły kapłaństwo, duszpasterstwo, a z którymi nasze muzyczne drogi kiedyś się skrzyżowały.
Jednak nie od razu zauważałeś, że problemy mogą mieć również duchowe podłoże czy wręcz źródło. Mówiłeś, że byłeś skonfliktowany sam ze sobą.
Na początku nie byłem tego świadomy. Wchodziłem w dialog ze złem… To był mniej więcej ten czas, kiedy moje utwory zaczęły istnieć w przestrzeni publicznej. Zacząłem myśleć, że to JA jestem autorem, że to JA to stworzyłem. Pyszne i egoistyczne podejście. Próbowałem bardziej szukać siebie niż obiektywnego dobra.