separateurCreated with Sketch.

Afrykańskie rytmy w Radzyminie

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jeszcze w sobotę rano Radzymin był zwykłym miasteczkiem pod Warszawą. Szare niebo, szare kamieniczki. Ludzie niespiesznie zmierzający na targ. Ale już za chwilę to się zmieni!

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z córeczką w wózku okrążamy senny ratusz i idziemy pod kościół. Przyjeżdżają! Stoimy i śpiewamy. Grupka wolontariuszy ŚDM i mieszkańców Radzymina. Ile sił w gardle, „siaba balua, Jezu, akina o-o!”, potem hymn ŚDM. Przez okna parkującego autokaru widać wycelowane w nas obiektywy i smartfony. Czyli jednak niczym się nie różnimy – myślę.

Wysiadają uśmiechnięci, radośni, z flagami. Wszyscy w czerwono-żółto-zielonych strojach. Grupa kilkudziesięciu Ghanijczyków z dwudziestu diecezji tego zachodnioafrykańskiego kraju wraz z księżmi i bp. Josephem Francisem Kweku Essien.

Pielgrzymi ŚDM w Radzyminie

fot. Anna Gawrońska-Piotrowska, Daniel Piotrowski

Przymierze nad schabowym

Oni filmują nas, my ich. Przybijamy piątki, zaczynają grać bębny i goście, a potem zaczynamy tańczyć. Już wiem że będzie fajnie! Pierwsze wspólne zdjęcia, chwila onieśmielenia, a potem gadamy, jakbyśmy się znali od dawna. Po rejestracji goście idą na obiad do strażnicy OSP. Tradycja musi być, na stole schabowy z ziemniakami. Uff, wszystkim smakuje!

Młodzież kilka razy piekła i sprzedawała w niedziele ciasta, aby teraz naszym gościom niczego nie zabrakło.

„Po co tak naprawdę przyjechaliśmy? Chcemy dzielić się miłością, którą obdarowuje nas Chrystus. Świętować miłość ze wszystkimi, którzy przyjadą. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem serdecznego przyjęcia i spotkania z rodzinami: dziećmi, młodzieżą, osobami starszymi. To dla nas ogromna radość”  – mówi bp Kweku Essien.

Po niedzielnej mszy, podczas której znów niespodziewanie tańczymy na środku kościoła, czas z rodziną. Zajadamy rosół. Dowiadujemy się od Isaaca i ks. Emmanuela, jak wygląda życie w Ghanie. Słyszymy o biednej Północy i bogatszym Południu. O dzieciństwie w Nawrongo, latach spędzonych w internacie katolickiej szkoły, która dała szansę na lepsze życie.

Po rosole ze stołu znikają w pierwszej kolejności jabłka. – „Świeże i soczyste!” – cieszy się ks. Emmanuel. – „Jabłka docierają do Ghany, ale są bardzo drogie i często nie pierwszej świeżości” – dodaje. W Ghanie jada się zupę „fufu” i wiele innych potraw. A także pije kakao, którego Ghana jest jednym z największych na świecie eksporterów.

1:0 dla Ghany

Żadna minuta nie jest zmarnowana. Zwiedzamy skansen w Kuligowie nad Bugiem, cmentarz Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Odwiedzamy najlepszą w mieście cukiernię (która serwuje gościom z Ghany darmową kawę i ciasta), a nawet rozgrywamy towarzyski mecz Polska-Ghana, który… przegrywamy, bo piłka nożna to sport narodowy Ghanijczyków.

Jest też wspólna modlitwa w parafii. Po czuwaniu biesiadujemy w parafialnym ogrodzie, gdzie już czeka grill. Stoły ustawione w literę „u”, płonące ognisko, kiełbaski, karkówka. Po chwili znów tańczymy w rytm bębnów. Do zabawy włącza się nawet proboszcz. Tam, gdzie jest dobro i życzliwość, bariery językowe przestają istnieć. Pani Krysia na migi dogaduje się z ciemnoskórym Joshuą. Rozumieją się bez słów.

Pielgrzymi ŚDM w Radzyminie

fot. Anna Gawrońska-Piotrowska, Daniel Piotrowski

Polsko-afrykańska mama

Wcześniej, w domu rodziców, patrzyliśmy z balkonu na podwórze. „To nasze małe rodzinne gospodarstwo” – pokazuję gościom. – „Jedna krowa, kilka kur. Tak dla siebie, nic na sprzedaż” – tłumaczę. Ale Isaac patrzy nieobecnym wzrokiem, trochę rozmarzony. „Gospodarstwo, jak gospodarstwo. Ale on pierwszy raz w życiu zobaczył jabłoń” – tłumaczy ks. Emmanuel.

„Dzięki, mamo!” – woła po angielsku Isaac, kiedy nasza mama wręcza mu torbę z wypranymi ubraniami. Nie miał ich zbyt wiele na zmianę. Niektórzy przyjechali z walizkami, inni na dwutygodniowy pobyt spakowali się do niewielkiego plecaka. Gdyby nie pomoc diecezji i Kościoła, wielu młodym Ghanijczykom nie udałoby się przyjechać do Polski.

Przygoda w Radzyminie szybko się kończy, pielgrzymi ruszają dalej. W oczach rodzin zbierają się łzy. „Przyjedziecie na święta?” – pyta pani Joasia. Spotkanie z drugim człowiekiem, niby z odległych światów, a jednak tak bliskich, zmienia wszystkich.

„Kościół bez młodych nie ma przyszłości. Nie ma życia. A wszyscy jesteśmy wezwani do miłości. Czy poświęcamy wystarczającą ilość czasu drugiemu człowiekowi? Chrystusowi?” – pyta na koniec bp Essien.

Na pewno jeszcze się zobaczymy. Jesteśmy tego pewni!

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.