Z górskiej perspektywy całe życie widać jak na dłoni, a kolejne przemierzone razem metry nadają wszystkiemu właściwe proporcje.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Próbujemy wkroczyć do tego innego świata co roku choć na chwilę, na kilka dni wymknąć się miejskiemu szaleństwu i na nowo się odnaleźć. Pakujemy do plecaków to, co wydaje się najpotrzebniejsze, jedziemy w góry i ruszamy na szlak. Trasa na każdy dzień zaplanowana, ale z dużą przestrzenią wolności, bo plany te można zmienić zależnie od pogody.
Górska wędrówka była jednym z punktów naszej podróży poślubnej, w którą ruszyliśmy w Beskid Żywiecki. Co roku, od dziesięciu już lat staramy się świętować naszą kolejną rocznicę właśnie tak – na szlaku. Włóczenie się razem kilometrami z wiarą, że tylko ta wspólna, czasem wertepiasta i błotnista droga ma sens i oglądanie świata z czułością wspólnymi oczami jest naszą największą, najlepszą przygodą.
Czas płynie inaczej
Uwielbiam chwilę startu. Poprawianie wiązania butów, zakładanie dużych plecaków, których ciężar w pierwszej chwili wydaje się nie do uniesienia i te nasze pierwsze, zwykle mozolnie pokonane metry. Wystarczy wyjść na polną lub leśną ścieżkę, zostawić za sobą gwar miasteczka, które było początkiem wędrówki, porzucić miejskie zabiegane, intensywne życie i stawiać kolejne kroki. Wkraczamy nimi w wędrówkowy bezczas.
Jest to niezwykłe, ale tu na szlaku czas płynie zupełnie inaczej, wszystko spowalnia, wydłuża się, nie ma pośpiechu i pędu warszawskiej codzienności. Jest za to marsz, wspólne zerkanie na mapę i kolejne etapy trasy i cel, którym jest bezpieczne dojście do schroniska na nocleg.
Wiatr we włosach
Kolejne wzgórza, szczyty, kolejne polany i łąki, mijane kapliczki przydrożne, schowane w dolinach małe wioski. Góra, dół, góra, dół. Pot, zmęczenie, uspokajanie oddechu, poprawienie uwierających ramiona pasków plecaka, który wbrew wszystkiemu w czasie tej drogi coraz bardziej staje się naturalną częścią mnie.
I wiatr czochrający delikatnie włosy. I przystanki na krótki odpoczynek, kawałek czekolady i łyk wody, który staje się fizyczną przyjemnością. Bo gdy zamknie się oczy, mając ją w ustach i zacznie się wolno ją połykać, to czuć, jak wlewa się w nas, w każdy zakamarek naszego ciała, jak jest pochłaniania, jaką przynosi ulgę.
Słowa i milczenie
Na szerszych odcinkach szlaku możemy iść razem, ramię w ramię. To czas na rozmowę. Ale gdy ścieżka robi się wąska, któreś z nas prowadzi, idziemy gęsiego, bez słów.
Lubię te momenty, gdy idę, patrząc na plecak mojego Ukochanego, który kroczy szlakiem przede mną. Ta świadomość, że idziemy tu razem, jest tak bardzo cenna. Jesteśmy na życiowo-górsko-małżeńskim szlaku jedynym i niepowtarzalnym. Jesteśmy my i ten piękny świat.
W czasie drogi jest więc też wspólne milczenie, jest wyciszanie się wewnętrzne, uładzający się coraz bardziej chaos myśli. Jest i modlitwa. Wdzięczności, dziękczynienia i prośby. Osobista, ale i wspólna, na przykład o poranku, gdy już na szlaku usiądziemy razem w jakimś miejscu z widokiem, którym możemy się wspólnie zachwycać i czuć się w tych chwilach zdecydowanie bliżej Nieba. Z górskiej perspektywy całe życie widać jak na dłoni, a kolejne przemierzone razem metry nadają wszystkiemu właściwe proporcje.
Dźwięki i zapachy
Wędrując, słyszy się więcej. W niepowtarzalne melodie zmienia się chrzęst kamieni, szum wiatru, śpiew ptaków, skrzypienie suchych gałęzi, własne oddechy, szelest trawy, plaskanie błota i chlupot poruszonej przy nieuważnym kroku kałuży.
Czuje się więcej: ciepło promieni słońca, różną temperaturę powietrza, ciepłe prądy w rozgrzanym lesie i chłód niesiony przez wiatr na szczycie, miękkość mokrej ziemi, wilgotny dotyk liści…
Nos wychwytuje nitki różnych zapachów: wilgoci, żywicy, ściętych drzew, kwiatów, deszczu czy leśnych poziomek. Ciągle więcej i więcej. Bogactwo.
Stawiając kolejne kroki, czując pot spływający po ciele, patrząc uważnie pod nogi – nie czuje się przemierzanych dystansów. To, ile się przeszło, widać dopiero gdy robimy chwilę przystanku na wyrównanie oddechu.
Panorama
Można wtedy podnieść wzrok i zadziwić się, ile już jest za nami i jak wszystko inaczej wygląda z tej perspektywy. Korzystając z tego postoju, zawsze spoglądam Ukochanemu prosto w jego błękitne, radosne oczy. Czuły pocałunek na szlaku albo cmoknięcie w spocone czoło i smak soli na ustach. Szczęście.
A na szczycie, gdy można ogarnąć spojrzeniem wszystkie przemierzone już pobliskie górskie pasma, radość i niedowierzanie są tym większe. Jeszcze chwilę temu byliśmy przecież zupełnie gdzie indziej, tak daleko i szliśmy tylko i wyłącznie na własnych nogach.
Pokonane odległości wydają się wprost nierealne. Gdy zaczerwienioną od zmęczenia twarz owiewa chłodny powiew wiatru, gdy mogę odetchnąć, patrząc na rozległą panoramę, na zieloność, na błękit nieba – wtedy czuję niesamowite przepełnienie radością i wdzięcznością za wszystko, czego doświadczam. Wiem, że mój Mąż czuje dokładnie to samo. Jedność.
Miłość
Tu, na górze czuć jeszcze bardziej boski majestat, czuć Jego miłość. Właśnie dlatego tak lubię wracać na górski szlak. To sprawia, że czuję się wypełniona Obecnością, czuję się jakoś lepsza, wewnętrznie bogatsza i piękniejsza.
A gdy w tej wędrówce na szczyt uczestniczy ukochana osoba, z którą dzieli się małżeńskie życie, to wszystko jeszcze się jakby podwaja, jeszcze bardziej rośnie, jeszcze bardziej raduje i sprawia, że chce się dziękować całym sobą za miłość, jaka jest nam dana i którą możemy się obdarzać.
Górski szlak jest jak codzienna małżeńska droga: trud, potknięcia, pokonywanie swoich słabości, wzajemne wsparcie, mocne trzymanie się za rękę i kolejne kilometry przemierzone ramię w ramię, wspólne patrzenie i zachwycanie się pięknem. Radość bycia razem w tym zmęczeniu i zachwyceniu. To wyprawa, które zbliża i umacnia.
Tu, na górskim szlaku, gdy trzymam za rękę Męża i idziemy razem, to czuję, że potrafię kochać i potrafię miłość przyjmować. Jestem obdarowana. Jestem kochana.