Udostępniwszy czytelnikom biblioteczkę książek Lewisa, Wydawnictwo Esprit wraca do klasyki literatury chrześcijańskiej. Tym razem książką „Wojna w niebie”, w której każda niemal stronie pachnie Lewisem.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zacznijmy więc od autora, bo to on jest w przypadku „Wojny w niebie” niesamowitą atrakcją. W Polsce nazwisko Charlesa Williamsa niewielu kojarzy się z czymś lub kimś wartym uwagi, a jednak… Williams to przede wszystkim bliski przyjaciel C.S. Lewisa, a także J.R.R. Tolkiena, choć z tym drugim akurat, bądźmy uczciwi, nieco się wadził. Czy w grę wchodził silny charakter autora „Władcy Pierścieni”, a może zazdrość o przyjaźń Lewisa? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, ale w końcu i takie „szorstkie” przyjaźnie mają swoją wartość, by wspomnieć osławiony alfabet Stefana Kisielewskiego, który przy nazwisku Jerzego Andrzejewskiego przyznał, że był to jego wielki przyjaciel, choć „nie bardzo się lubiliśmy”.
Elitarni Inklingowie
To właśnie za sprawą Lewisa Williams trafił do elity pisarzy chrześcijańskich, czyli Oxfordzkiego stowarzyszenia Inklingów. Kim byli Inklingowie? Tak nazwali się dżentelmeni, stanowiący absolutnie elitarną jednostkę pisarzy, których bronią było pióro, a wojną – twórczość. Podczas spotkań Inklingów, w zadymionych pubach lat ‘30 i ‘40, Tolkien czytał fragmenty „Władcy Pierścieni”, zaś Lewis – „Listów starego diabła do młodego” czy pierwszy tom z serii “Opowieści z Narnii”.
Sławę Inklingom zapewnił również Williams, którego w tamtym okresie uznawano za genialnego i absolutnie niesztampowego twórcę. Był pasjonatem metafizyki, uwikłanym swego czasu w mroczne praktyki ezoteryczne, popularne na przełomie XIX i XX wieku, a stanowiące swoistą odpowiedź na lansowanie dominacji nauki w każdej dziedzinie. Williams taszczył ze sobą bagaż doświadczeń i przełomów duchowych, które eksplodowały w wydanej właśnie przez Esprit „Wojnie w niebie”.
Książka zaczyna się niczym kryminał – od zbrodni. I to w dodatku w wydawnictwie. Spokojnie, nie jest to zbrodnia brutalna, jaką znają współczesne, skandynawskie kryminały, które zamiast wabić suspensem, łowią czytelników eskalacją przemocy. Kolejny akt „Wojny…” to już rozpisana zmyślnie intryga. Wszak zabójstwo było jedynie wstępem do kolejnych, niebezpiecznych rozgrywek nieprzyjemnego typa, który postanowił uwolnić siły zła przy pomocy Świętego Graala, znajdującego się w jednej z brytyjskich parafii. Wszystko przebiega zgodnie z planem, dopóki niezbyt lotny, ale za to bardzo dzielny archidiakon, orientuje się w podstępnych fortelach groźnego przeciwnika.
Metafizyczny thriller
„Wojna w niebie” to książka, której akcja jest wartka, ale momenty przełomowe często rozgrywają się bez fajerwerków, kiedy tempo zwalnia, a czytelnik, zamiast biegać oczyma po kolejnych zdaniach w oczekiwaniu na zakończenie, może rozkoszować się znakomitym piórem Williamsa. I erudycją, wszak autor – tu widać wpływ Lewisa jak na dłoni – uwodzi wiedzą o świecie duchowym czy pradawnych legendach.
„Wojna w niebie” nie jest jednak powieścią fantastyczną, ale thrillerem. I to thrillerem metafizycznym, w którym dobro ściera się ze złem w boju przedziwnym. To obrazowe starcie wartości z nihilizmem, światłości z ciemnością, chrześcijaństwa z magią. To bój o tyle sugestywny, że sam autor przeżył w swoim życiu podobną walkę, stąd „Wojna…” – co czytelnik w mig wychwyci – nie jest abstrakcyjnym popisem pisarskich umiejętności, lecz zapisem starcia, które toczy się realnie w każdym z nas.
Brakuje obecnie literatury, która jasno rozdziela to, co dobre i to, co złe. Ujmującej świetnym piórem, literacką finezją i wciągającą czytelnika w niezwykłą grę intryg oraz błyskotliwych refleksji. Williams sprytnie wymyślił fabułę, stanowiącą ostatecznie – jedynie i aż – tło dla przekazania głęboko chrześcijańskiej prawdy o sile Jezusowego Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą. Bo przecież ostatecznie właśnie o tym jest „Wojna w niebie”.
Charles Williams, Wojna w niebie, Wydawnictwo Esprit 2016
Krzysztof Gędłek