Nie wierzę, że to pytanie nie przemknęło przez myśl jakiemukolwiek mężczyźnie, który przygotowuje się do małżeństwa lub już w nim jest. Pieniądze dla nas, facetów są ważne. Trudno się z tym nie zgodzić.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeżeli znajdzie się ktoś, kto powie: “Przecież Jezus nie pozwolił troszczyć się zbytnio o sprawy materialne”, odpowiem, że nie zabronił tym samym zarabiać 10.000 miesięcznie. Pytanie powinno raczej dotyczyć miejsca pieniędzy w naszej męskiej hierarchii wartości.
Niektórych mężczyzn pieniądze wręcz definiują. Wielu z nich otwarcie się do tego przyznaje. Wystarczy poczytać wpisy na forach czy artykuły o tym, że “ona zarabia więcej”, by przekonać się, dla jak wielu “zwykłych” facetów pieniądze są niemal wszystkim.
Z drugiej strony, kilku moich znajomych tak mocno wzięło sobie do serca słowo o “nie troszczeniu się zbytnio…”, że pieniądze do ich zbożnej hierarchii niestety się nie łapią. Są zbyt profanum. Moim zdaniem temat spraw materialnych jak najbardziej powinien znajdować się w katalogu męskich wartości. Byle nie za wysoko. Jak jest u mnie?
Pokrótce: Bóg, żona, dzieci, wspólnota, praca, a więc i kasa. Tyle, jeśli chodzi o sprawy najważniejsze i ważne. Jak nietrudno zauważyć, żona jest wyżej niż pieniądze. Nie dziwne? Otóż patrząc (subiektywnie) na przeciętnego męża i ojca w przeciętnej polskiej rodzinie, po pracy chce on mieć to, na co tą pracą w swoim mniemaniu sobie zasłużył – święty spokój. Żona i dzieci niestety rzadko są tu synonimem. Kto jest wtedy najważniejszy? Ja. I pieniądze, którymi na ów święty spokój zarabiam. Jeśli w tym układzie okazałoby się jeszcze, że żona zarabia więcej, jej wysiłek zdecydowanie obraca się przeciwko niej…
W zdrowym podejściu żona po Bogu jest dla męża najważniejsza. W związku z tym daje on z siebie w pracy 110%, bo chce być dla niej darem z zahartowaną silną wolą. Dobre zarobki są efektem ubocznym.
Bardzo okazałym efektem ubocznym są one u Pata Gelsingera – wieloletniego dyrektora w firmie Intel, obecnie pracującego w VMware. W swojej książce “Tajniki żonglerki”, mówiącej o odpowiednim godzeniu spraw wiary, rodziny i pracy, Pat opowiada, że od początku dawał z siebie wszystko na uczelni i w obowiązkach w Intelu.
Eksponowane stanowisko i kolosalne zarobki rzadko idą w parze ze szczęśliwą rodziną. U niego poszły, bo prestiżowy pracodawca, góra pieniędzy i uznanie nie były i nie są dla niego najwyższą wartością. Ileż więcej wysiłku Pat musi dawać z siebie w życiu małżeńskim i rodzinnym, a nade wszystko w wierze?
Tu jest klucz! Ustawić sobie pracę poza podium moich priorytetów, gdzie jest miejsce dla Boga, żony i dzieci, i dawać w tej pracy z siebie wszystko, by potem dawać jeszcze więcej w rodzinie i w relacji z Bogiem. Pat tak żyje, więc najwyraźniej się da. Tym bardziej, że większość z nas nie jest dyrektorami w Intelu.
Jeżeli w tym układzie żona Pata – Linda zarabiałaby więcej, to nie pozostałoby mu nic innego, jak jeszcze mocniej dziękować za nią Bogu.
Myślę, że Jezusowi w słowach o “nie troszczeniu się zbytnio” o sprawy materialne chodziło również o to. Jeśli dobre zarobki traktuję jako efekt uboczny moich czystych intencji i uczciwej pracy, to jeszcze lepsze zarobki mojej żony są powodem do dumy, a nie do wstydu.
Pięknie reasumuje to wszystko Psalm 20, mówiący, że:
Jedni chlubią się rydwanami, inni zaś końmi,
my imieniem Pana, Boga naszego. (Ps 20,8)
Jeśli oczekujemy poklasku za to, że idziemy do pracy i zarabiamy, to żona zarabiająca więcej będzie dla nas jednym wielkim kompleksem. Pieniądze nie są dobrym powodem do chluby. Dziś je masz, jutro możesz nie mieć. Z Bogiem jest tak, że chlubić się powinno Obdarowującym, a nie darem.