separateurCreated with Sketch.

Naprotechnologia to nie medycyna? „Pozwólmy mówić faktom”

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - 16.11.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Naprotechnologia wychodzi z założenia, że problem, którego objawem jest niepłodność, trzeba usunąć. Metody wspomaganej reprodukcji skupiają się na obejściu problemu – mówi dr Maciej Barczentewicz.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Elżbieta Wiater: Jednym z najczęstszych argumentów przeciwko NaProTECHNOLOGY jest brak naukowych podstaw tej metody leczenia, w tym brak artykułów. Tymczasem każde wystąpienie naprotechnologa opiera się na dziesiątkach prac publikowanych w cenionych pismach medycznych (Human Reproduction, British Medical Journal). Skąd więc ta opinia?

Dr med. Maciej Barczentewicz*: Wszystko zależy od słowa-klucza, jakiego użyje się przy wyszukiwaniu w bazie publikacji medycznych. Jeśli chodzi o artykuły zawierające słowo „NaProTECHNOLOGY”, to rzeczywiście są tam tylko dwa: J.B. Stanford, T.A. Parnell, Ph.C. Boyle, Outcomes From Treatment of Infertility With Natural Procreative Technology in an Irish General Practice (2008) oraz E. Tham, K. Schliep, J. Stanford, Natural procreative technology for infertility and recurrent miscarriage: Outcomes in a Canadian family practice (2012). W zestawieniu z kilkuset tysiącami rekordów na temat IVF to rzeczywiście prawie nic.

Jeśli jednak zaczniemy wyszukiwać według słów odnoszących się do stosowanych w napro terapii (np. laparoskopia, histerosalpingografia, radiologia zabiegowa, chirurgia ginekologiczna itp.) czy sposobów diagnozowania (znaczenie śluzu płodnego, naturalne metody planowania rodziny itp.), wyniki będą inne. Liczba artykułów na te szczegółowe tematy jest o wiele większa, a naprotechnolodzy leczą w oparciu o zawartą w nich wiedzę.

Z tego powodu w tej chwili używamy na określenie naszego podejścia terapeutycznego szerszego pojęcia: Restorative Reproduction Medicine (RRM) – medycyna naprawcza prokreacji. Stosując je, chcemy dotrzeć do większej grupy lekarzy, szczególnie ludzi młodych, którzy są otwarci na nowe podejścia.

Czym ona różni się od metod wspomaganej reprodukcji, takich jak np. in vitro?

Różnica tkwi w założeniach dotyczących celu działań diagnostycznych i terapeutycznych. Medycyna naprawcza wychodzi z założenia, że problem, którego objawem jest niepłodność, trzeba usunąć. Wszystkie zaburzenia dotyczące przekazywania życia mają swoją przyczynę i leczenie. RRM polega na jej odszukaniu i usunięciu, dzięki czemu uzyskujemy powrót płodności, co skutkuje poczęciem i urodzeniem dzieci. Metody wspomaganej reprodukcji skupiają się na obejściu problemu – para, która dzięki nim uzyska dziecko, nadal pozostaje niepłodna. Celem jest uzyskanie potomstwa, a nie przywrócenie zdrowia prokreacyjnego.

Co stanowi o specyfice Restorative Reproductive Medicine?

Podstawą jest połączenie diagnostyki z obserwacją cyklu kobiety. Musi być zastosowana dowolna metoda obserwacji. Może to być ściśle związany z napro Model Creighton – z mojej wieloletniej praktyki wynika, że na obecną chwilę jest to najlepiej naukowo opracowana metoda. Można jednak stosować inne: polską, angielską, dr. Roetzera, podwójnego sprawdzenia, Bilingsów. Chodzi o nawiązanie relacji między fizjologią konkretnej pacjentki a stosowanym u niej leczeniem.

Obecnie w klasycznym podejściu brak elementu harmonijnie łączącego te dwa wymiary. Na studiach medycznych nie uczy się wspomnianych metod, a obecnie obowiązujący paradygmat mówi, że do płodności trzeba mieć podejście trochę jak do elektryczności: na zasadzie włącz-wyłącz. Jest niepotrzebna – bierzesz tabletkę, potrzebna – odstawiasz tabletkę, a jeśli nie uda się uzyskać poczęcia po odstawieniu – korzystasz z metod wspomaganego rozrodu. To jest skrajnie niefizjolgiczne.

Wspomniał pan o stosowanych w RRM sposobach leczenia. Jakie to sposoby?

Stosowane jest leczenie przyczynowe: chirurgiczne (np. usunięcie ognisk endometriozy, zrostów, niedrożności jajowodów), zachowawcze (np. suplementacja hormonalna w przypadku niedoborów, antybiotykoterapia przy infekcjach, stymulacja jajeczkowania przy nieprawidłowej owulacji) oraz dietetyczne (np. dieta niskowęglowodanowa przy insulinooporności w zespole policystycznych jajników, dieta eliminacyjna w chorobach o podłożu immunologicznym).

Diagnostyka laboratoryna, hormonalna i diagnostyka obrazowa, np. badania USG, jest oparta na fizjologicznym cyklu kobiety. Dzieki obserwacjom cyklu uzyskujemy „personalizację” leczenia – jest ono dostosowane do konkretnych osób, do określonej pary małżeńskiej.  W tym zakresie RRM różni się od klasycznego leczenia niepłodności. Dochodzi jeszcze jeden wyjątek – nie ma mowy o stosowaniu inseminacji i zapłodnienia pozaustrojowego. Korzystamy również w naszej przychodni z konsultacji psychologicznych, które mogą mieć istotne znaczenie wobec ogromnego napięcia emocjonalnego i stresu towarzyszącego diagnostyce i leczeniu niepłodności.

Czy obecnie są prowadzone badania naukowe dotyczące NaProTECHNOLOGY?

We współpracy z prof. Stanfordem opracowaliśmy wyniki naszego ośrodka w Lublinie z lat 2008-2012. Profesor chce to opublikować w czasopiśmie międzynarodowym jako trzecią pracę na temat tej metody leczenia. Będzie ona prezentować początki napro w Polsce. Jest to praca retrospektywna, na podstawie kartotek pacjentek – zawiera dane na temat tego, jakie były rozpoznania i jakie efekty leczenia (liczba poczęć, żywych urodzeń i poronień).

Prowadzone jest także badanie prospektywne iNEST: The international NaProTechnology Evaluation and Surveillance of  Treatment (Międzynarodowa Ewaluacja i Monitorowanie Skuteczności NaProTechnology w leczeniu niepłodności i poronień). Jest ono jeszcze bardziej miarodajne, gdyż już na początku założony w nim został zakres danych, jakie są zbierane, a do niektórych z nich nie było dostępu w badaniu retrospektywnym. Zostanie zakończone 31 grudnia 2016 i wyniki również zostaną opublikowane. W projekcie brały udział ośrodki z różnych krajów, mierzy on między innymi skuteczność NaProTECHNOLOGY.

Najnowszy projekt naukowy to STORRM: Surveillance of Treatment and Outcomes in Restorative Reproductive Medicine – badanie podobne do iNEST, ale z rozszerzeniem na inne metody rozpoznawania płodności niż Model Creightona.

Słuchając opowieści par, które leczyły się u konsultantów napro, mam wrażenie, że o ile środowisko lekarskie ma wciąż dystans do tej metody leczenia, to pacjenci przekonują się do niej coraz bardziej.

Nie reklamuję się w żaden sposób, przez co rozumiem, że nie wydaję pieniędzy na informowanie o mojej praktyce. Wystarczy, że moi pacjenci mówią innym o tej terapii. Trafiają do mnie na razie dwie grupy: ci, którzy nie akceptują in vitro ze względów religijnych lub z powodu innych przekonań oraz pary po nieudanych procedurach IVF. Ta ostatnia to grupa osób, które mają za sobą dwu-, trzykrotne niepowodzenie w programie in vitro. Rezygnują z niego, ale nie z leczenia. Próbują proponowanej przez nas terapii – części z nich jesteśmy w stanie pomóc, oczywiście nie wszystkim.

Zasugerowałem ostatnio jednej z pacjentek, żeby poszukała ginekologa, który poprowadzi jej ciążę, gdzieś bliżej miejsca zamieszkania, bo musiała dojeżdżać do Lublina. Zapytała: „Jak ja mam teraz iść do lekarki, która stwierdziła, że zostało nam tylko in vitro?”. Odpowiedziałem, że właśnie powinna to zrobić, żeby pokazać, że istnieją inne skuteczne metody leczenia. Skoro nie ma jeszcze wystarczającej liczby naukowych opracowań, trzeba pozwolić mówić faktom.


Dr Maciej Barczentewicz – mąż i ojciec 11 dzieci, ginekolog położnik; członek Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej i International Institute of Restorative Reproductive Medicine w Londynie. Prezes Zarządu Fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.