separateurCreated with Sketch.

Wystarczy tylko wyciągnąć wtyczkę? “Nerve” pokazuje, że to nie takie proste

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Im bardziej nasze światy, realny i wirtualny, przenikają się, tym bardziej zapominamy – paradoksalnie – o odpowiedzialności za to, co robimy w sieci.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pamiętacie grę w prawdę i wyzwanie, jeszcze do niedawna nieodłączny element studenckich imprez, który miał zapewnić przednią zabawę i wyeliminować nudę? Jeśli nie, to krótkie przypomnienie. Uczestnicy mają do dyspozycji zestaw pytań oraz zadań – ci, którzy nie chcą odpowiadać na pytania, losują zadanie. Ten, kto go nie wykona, odpada z gry.

Prawda czy wyzwanie

Vee, bohaterka filmu „Nerve”, wciąga się w podobną zabawę, z tą różnicą, że wszystko dzieje się w internecie. Licealistka, wiecznie w cieniu swojej przebojowej przyjaciółki, postanawia zaszaleć i wchodzi do zabawy jako „gracz”. Ma w krótkim czasie wykonywać polecenia otrzymywane od „widzów”, za które dostaje pieniądze. Im trudniejsze wyzwanie, tym większa kasa.

Zaczyna się niewinnie – pocałuj nieznajomego w pubie, pojedź w miejsce „x”, przymierz sukienkę w sklepie „y”. Vee adrenalina uderza do głowy. Poznaje przystojnego chłopaka, wykonuje kolejne, coraz bardziej absurdalne wyzwania (jazda motocyklem 100 km/h z zamkniętymi oczami) i ma coraz większą widownię. W końcu przestaje być szarą myszką.

Ale z gry nie można tak po prostu odejść, jak wyjmuje się wtyczkę z komputera. Kulminacyjnym punktem „Nerve” jest stoczenie pojedynku z innym graczem – w końcu zwycięzca może być tylko jeden. I to dosłownie, bo ostatnim wyzwaniem, jakie otrzymuje przeciwnik Vee jest… zastrzelenie jej (dziewczyna wcześniej poinformowała policję o niebezpiecznej grze, a kara dla „kabli” musi być surowa).

Wyciągnąć wtyczkę

Ostateczną decyzję podejmują jednak „widzowie”. To w ich rękach (a raczej smartfonach) znajduje się życie Vee. Po płomiennym przemówieniu dziewczyny, wydawać by się mogło, że nastolatki (bo to przede wszystkim do nich adresowana jest gra), podejmą właściwą decyzję. Przecież nie skażą nikogo na śmierć. A jednak. 97 proc. głosów za tym, by przeciwnik pociągnął za spust.

Strzał. Dziewczyna upada. I nagle „widzowie” kolejno wylogowują się z gry. Gaśnie jeden ekran za drugim, jakby dopiero teraz doszło do nich, że to nie była tylko zabawa tocząca się na ich monitorach, ale realne życie człowieka. Nie będę zdradzać finału filmu, napiszę jedynie, że nie kończy się źle.

Jest jednak w „Nerve” coś, co przeraża – wniosek, że im bardziej nasze światy, realny i wirtualny, przenikają się, tym bardziej zapominamy – paradoksalnie – o odpowiedzialności za to, co robimy w sieci. Jakby wszystko sprowadzało się do wyciągnięcia wtyczki albo naciśnięcia przycisku „off”.

Jedzenie na ekranie

Można powiedzieć, że przecież to tylko film, że takie zabawy nie dzieją się naprawdę. Serio? Kilka dni temu przypadkiem natrafiłam na program Martyny Wojciechowskiej „Kobieta na krańcu świata”. Tym razem odcinek poświęcony był jednemu z najszybciej rozwijających się państw na świecie – Korei. Tu mieszkańcy nie chodzą, a biegną. 90 proc. z nich aktywnie korzysta z sieci, większość robi to praktycznie codziennie.

Bohaterką programu Wojciechowskiej jest BJ Levi, nastolatka, która relacjonuje swoje życie online. Jej najważniejszym zadaniem jest… jedzenie przed ekranem komputera. Każdego dnia nastolatka rozstawia potężne półmiski z jedzeniem i mlaszcząc (im głośniej, tym lepiej) zajada kolację. To dla niej nie tylko rozrywka, ale praca. Najlepsi Muk-bang (osoby jedzące przed komputerem) potrafią zarobić nawet 10 tys. dolarów miesięcznie, co pokazuje skalę popularności tego zjawiska w Korei.

Koreańczycy transmitują online nie tylko jedzenie. Nieodłącznym elementem ich aktywności online są gry, chyba nawet nieco podobne, choć nie tak niebezpieczne,  jak w filmie „Nerve”. Inna nastolatka, która pojawia się w odcinku „Kobiety…” spaceruje z Wojciechowską po ulicy, kiedy dostaje od swoich widzów zadanie – ma zatańczyć do wybranej piosenki i pokazać to online. Filmowa fikcja staje się rzeczywistością?

Lek na samotność

W języku koreańskim, jak dowiadujemy się z programu, „rodzina” to osoby, które jedzą razem. Koreańczycy są przekonani, że nie powinno się jeść posiłków w samotności, stąd taka ogromna popularność BJ-ów jedzących online. Wszystko dlatego, że w pędzącym świecie, im więcej mamy znajomych na Facebooku czy Instagramie, tym coraz bardziej jesteśmy samotni. W świecie rzeczywistym coraz mniej osób, które są naprawdę nam bliskie. Dlaczego?

Może zbyt zajęci wirtualnymi znajomościami, które są przecież znacznie mniej wymagające i tak łatwo można je zakończyć, kiedy coś na nie pasuje, zaniedbujemy tych, którzy siedzą na kanapie obok?

Bohaterowie programu Wojciechowskiej mówią, że oglądają BJ Levy (czy innych Muk-bang), bo nie chcą jeść w samotności. Idą do knajpki, ustawiają telefon na specjalnej podstawce, jedzą i oglądają. Nie prościej byłoby umówić się z kimś i zjeść razem patrząc na siebie bez pośrednictwa ekranu?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.