Choć na koniec dnia jestem bardzo zmęczona, mam niesamowitą satysfakcję, bo wiem, że każdą minutę dnia przeznaczyłam na coś ogromnie sensownego.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Basia przez kilkanaście lat była poważną panią z HR. Realizowała ważne, międzynarodowe projekty, wyjeżdżała zagranicę, decydowała o tym, kto zostanie zatrudniony na dane stanowisko. Dobrze zarabiała, odnosiła sukcesy. Praca idealna! Wielu pewnie o takiej marzy! Ona też marzyła. Ale zupełnie o czymś innym…
Wypłynęłam na głębię… swoich pragnień!
Źle Ci było w tej korporacji? „Nie, bardzo dobrze. Ale miałam wrażenie, że moja łódź jest przycumowana do brzegu i nigdzie nią nie popłynę. A mnie ciągnęło na głębię” – mówi w rozmowie z Aleteią Barbara Karska. Zresztą, tak właśnie brzmi jej życiowe motto: „Wypłyń na głębię”.
Przez 18 lat pracowała w korporacjach w Polsce i w Londynie. Aż któregoś dnia postanowiła przeprowadzić w swoim życiu rewolucję. „Wszystkie doświadczenia w mojej zawodowej karierze złożyły się na to, gdzie jestem teraz. Faktycznie była to rewolucja, ale na bazie ewolucji. Postanowiłam spełnić pragnienie mojego serca i robić to, w czym jestem najlepsza” – mówi Basia.
Zanim rzuciła się w wir nieznanych mórz, postanowiła najpierw nauczyć się pływać – skończyła szkołę coachingu, szkołę przedsiębiorczości, warsztaty rozwojowe. Chciała przez to bardziej poznać siebie i zobaczyć, czego tak naprawdę pragnie – dla siebie, dla innych i dla świata. Bo to, co pragniemy robić – jak mówi Basia –nigdy nie dotyczy tylko nas samych, ale zawsze ma wpływ na innych ludzi.
„Nie byłam sfrustrowaną osobą, która się nudzi lub jest niedoceniana. Wręcz przeciwnie!” – mówi. Choć jak przyznaje, trudno było oderwać się od stabilizacji, bezpieczeństwa finansowego i zacząć „chodzić po wodzie”, czyli wyjść ze swojej strefy komfortu i rzucić się w nieznane.
„Wiedziałam, że jak nie zaryzykuję, to nigdy się nie dowiem, co jest po drugiej stronie burty, co się stanie, jak wyjdę z tej przycumowanej łodzi i odbiję od brzegu. Pociągało mnie odkrycie tego głębokiego pragnienia. W końcu je odnalazłam. Było ono już tak silne , że nie pozwalało mi dłużej siedzieć przy brzegu” – wspomina.
Projekt: misja
Wiedziała, jakie ma pragnienie: chciała, by szczęście, które czuje w sobie, emanowało także na innych. Chciała pomagać spełniać marzenia.
„Kiedyś usłyszałam zdanie, które mną wstrząsnęło – „w życiu spełniasz marzenia swoje albo innych”. Pracując w firmach przestałam spełniać swoje marzenia. Moje potrzeby nie były tam realizowane” – mówi.
Rekrutując pracowników zauważyła, że ludzie często mają problem z odpowiedzią na pytanie o motywację do pracy. Drążyła. Pytała, co tak naprawdę chcieliby robić, gdyby nie pracowali na danym stanowisku. Usłyszała wiele zaskakujących odpowiedzi – jednej chciał być leśnikiem, inny masażystą. „Ludzie mieli pragnienia, ale bali się je realizować. Szli do pracy, bo tak byli nauczeni. A mi było szkoda tych osób” – mówi.
Tak zrodziło się pragnienie, by pomagać innym w realizowaniu ich marzeń. „Zaczęłam ich zachęcać, by szli za swoją pasją. Zobaczyłam, że jest na rynku pracy dużo osób, które mają niezwykłe marzenia, ale nie wierzą w siebie”.
“Pamiętam ten moment, kiedy podjęłam decyzję, że odchodzę z korporacji i rzucam się w nieznane. Była 5 nad ranem, kiedy obudziłam się i już wiedziałam, że dłużej tak nie mogę… ” – wspomina.
Poprzedziła tę decyzję kilkumiesięczną modlitwą. W końcu nabrała zaufania – do siebie i do Boga. „Bardzo mi zależało na tym, żeby to, co będę robić nie było tylko spełnieniem moich aspiracji i pragnień, ale żeby było zgodne z wolą bożą”. Zaryzykowała.
Coś ogromnie sensownego
Jak jest teraz? „Zupełnie inaczej. To niesamowita przygoda i radość. Choć pracy wcale nie mam mniej!” – mówi Basia.
Kiedy odchodziła z pracy, nie wiedziała, co dokładnie będzie robić, nie miała planu. Wiedziała, że chce pomagać ludziom. „Chciałam być coachem, ale zastanawiałam się, jak będę zdobywać klientów, jak ci ludzie do mnie przyjdą. I mówiłam Panu Bogu – zajmę się tym, czego Ty dla mnie chcesz” – wspomina.
Założyła swoja firmę. I rozdzwoniły się telefony. To było dla niej potwierdzeniem, że wybrała dobrą drogę, że Pan Bóg jej błogosławi.
„Pomagam ludziom „wypłynąć na głębię”! Choć na koniec dnia jestem bardzo zmęczona, mam ogromną satysfakcję, bo wiem, że każdą minutę tego dnia przeznaczyłam na coś ogromnie sensownego, że moje wartości są teraz realizowane w 100 procentach. To moja misja życiowa. Wiem, po co żyję” – mówi dziś Barbara Karska, coach, trener rozwoju osobistego.