separateurCreated with Sketch.

Jak rozmawiać z kimś, kto naprawdę nie lubi katolików?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Przecież sam Jezus mówił, aby modlić się za nieprzyjaciół. Może oni właśnie tego potrzebują?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Światowe Dni Młodzieży. Czas niezwykły, chyba dla każdego. W głowie pozostały tylko dobre wspomnienia. Nadeszła sobota. Przeddzień kulminacyjnej niedzieli. Dzień, w którym przyjechało na Campus Misericordiae dużo więcej pielgrzymów niż się spodziewano. Autobus jadący z Krakowa do Wieliczki jest przepełniony pielgrzymami, którzy uduchowieni i radośni, w poczuciu niewidzialnej jedności i życzliwości, jadą na czuwanie z papieżem Franciszkiem.

Planowana trasa przejazdu przedłuża się nieco ze względu na zatłoczone ulice. Pomimo ścisku i zmęczenia na większości twarzy maluje się uśmiech. Włączam małe radio, aby posłuchać gdzie w danej chwili jest papież i co robi. Po kilkunastu minutach informacji, jako przerywnik zostaje wyemitowany doskonale wszystkim znany hymn ŚDM. “Wyłącz to radio!”, dało się usłyszeć. Z lekkim niedowierzaniem odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos. “Wyłącz to radio! Głuchy jesteś?!”

Gdy moje zaskoczenie i niedowierzanie spowodowane tym co usłyszałem, sparaliżowało mnie totalnie, niepozorna autorka tych słów, nie mierzącą więcej jak metr pięćdziesiąt pięć, w wieku około sześćdziesiątki, puściła w moją stronę bardzo wyszukaną polsko-łacińską mieszankę. Dowiedziałem się kim jestem i gdzie jest moje miejsce. Jak się okazało, nie tylko ja, ale również połowa autobusu dowiedziała się czegoś o sobie.

Pani agnostyk (jak sama siebie nazywała) szczerze nie pałała sympatią ani do mnie ani do całej bandy “psychokatoli”, którzy robili “sztuczny szum” wokół ŚDM. Była całkowicie na “nie”. To swoje “nie” wobec innych ludzi, ich poglądów i uczuć, wyrażała bardzo dosadnie, nie przebierając w słowach.

Jak w takiej sytuacji zareagować? Czy zareagować? Co zrobić? Czego nie robić? Rozwiązań jest na pewno całe mnóstwo. Każda nasza relacja z drugim człowiekiem, nawet ta najkrótsza, powinna być oparta na prawidłowym systemie komunikacji. Pomijając już wszelkie porady fundowane na kursach psychologii czy treningach interpersonalnych, takim ludzkim czynnikiem jest wzajemny szacunek rozmówców wobec siebie. Ale co w momencie, gdy jedna ze stron tego szacunku nie podtrzymuje a wręcz agresywnie podchodzi do tematu?

Pierwsza, iście ludzka reakcja, to oko za oko, czyli agresja. Nie jest ona jednak w żadnym wypadku dobrym rozwiązaniem. W sytuacji z autobusu, gdy któryś z pasażerów zareagował agresywnie, nasza pani agnostyk jeszcze śmielej ripostowała i ustawiała wszystkich dookoła. Naturalnie się nakręcała na agresję i pokazywała coraz to ostrzejsze pazury. Także agresji mówimy stanowcze “nie”. A co logicznymi argumentami i odwoływaniem się do zdrowego rozsądku?

Te próby również okazały się fiaskiem. Cokolwiek, którykolwiek z pasażerów nie próbowałby tłumaczyć, nasza rozmówczyni zawsze była na “nie”, okraszając to “nie” odpowiednim suplementem. W końcu wszelkie próby dyskusji zostały porzucone. Milczenie, które zapanowało w autobusie było na ten moment jedynym dobrym rozwiązaniem, przynajmniej tak się wydawało. Co można było zrobić jeszcze?

Po powrocie z ŚDM i po spokojnym przeanalizowaniu tej sytuacji przyszło mi do głowy jeszcze jedno rozwiązanie. Skoro ani prośbą, ani groźbą nie udało się znaleźć porozumienia trzeba było pójść w całkowicie inną stronę. Nabrać powietrza w płuca, powolutku je wypuścić i napełnić się pokorą. Wydaje mi się, że gdyby, mimo wszystko, okazać pani trochę miłości i życzliwości, może jej zachowanie byłoby troszkę inne? Może wystarczyło się za nią pomodlić. W ciszy ofiarować jej sytuacje Panu Bogu. Przecież sam Jezus mówił, aby modlić się za nieprzyjaciół. Może ona właśnie tego potrzebowała?

Może ludzie, którzy nie przyjmują żadnych argumentów, potrzebują właśnie miłości. Potrzebują tego, by powiedzieć im, że nie są sami, że Pan Bóg ich kocha, że też są Jego dziećmi. Wtedy w autobusie, większość z nas była oburzona zachowaniem pani agnostyk. Na szczęścia nie wszyscy podeszli do sprawy tak jak ja. Nie wszyscy byli zdezorientowani. Moja żona, która stała najbliżej tej Pani zmówiła za nią w ciszy dziesiątkę różańca. O tej modlitwie wiem ja, ale myślę, że modlących się osób było w autobusie więcej. Wierzę, że te modlitwy dotarły do Boga i przyniosą w przyszłości dobre owoce.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!