Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Pewnego razu miałem gościa. Gościa i nieplanowane zastępstwo w szkole. Gościa musiałem na kilka godzin zostawić samopas. W efekcie zdarzyło mi się coś, co dla większości z was jest najoczywistszą codziennością, a mnie zdarza się raczej rzadko. Co takiego?
Wracałem ze szkoły do mieszkania, w którym ktoś na mnie czekał. Czekał, żeby z nim wypić herbatę, pogadać, a potem odwieźć na pociąg. Tyle dokładnie było mi trzeba, żeby dotarło do mnie na nowo coś ważnego. Odpowiedź na moje adoracyjne frustracje.
Zdarza wam się nie mieć czasu na adorację? Albo nie móc wysiedzieć godziny czy nawet kwadransa, który sobie zaplanowaliście? Albo zasypiać w trakcie? Mnie się niestety zdarza.
Choćby dlatego, że adoracja po prostu jest trudna. Obecność Jezusa w Eucharystii jest naprawdę wąską bramą, przez którą trzeba się przeciskać, jak mówił bp Ryś na Bulwarowej w Krakowie (świetna homilia z sierpnia 2016 r. do obejrzenia poniżej).
Adoracja: hostia i cisza
Nasze zmysły świrują albo zasypiają, bo nie ma tu dla nich nic atrakcyjnego. Nic do oglądania – kawałek hostii w monstrancji. Nic do słuchania – cisza. Jest i drugi powód. My sami. Ja. Zaganiany, zmęczony, rozbity, w pół drogi między jednym a drugim zadaniem, między trzecią i czwartą sprawą. No i kolejna adoracja zmarnowana, mniej lub bardziej dosłownie przespana. Często na własne życzenie. A jednak nie do końca.
Bo On jest jak gość, który czeka na ciebie w twoim mieszkaniu. Z takich czy innych powodów znowu masz dla Niego mniej czasu, niż planowałeś. A jednak czeka. Tym bardziej zadbaj, żeby tej resztki czasu nie zmarnować. Żeby być. On po prostu jest. Ty też masz po prostu być. Nawet jeśli rozmowa się nie klei. Z przyjacielem nie zawsze trzeba o czymś gadać. Po tym poznajemy, że ktoś jest dla nas bliski, że potrafimy z nim milczeć. Nie trzeba mieć przygotowanego programu na każdą minutę, jak na wizytę oficjalnego gościa, jak na akademię ku czci. Ostatecznie można się przy nim nawet zdrzemnąć na chwilę i on to zrozumie.
On jest jak gość w twoim mieszkaniu, o którego obecności myślisz w ciągu dnia. Wiesz, że tam jest, że czeka. Może niecierpliwi się, tęskni, wygląda twojego przyjścia. Zobacz Jezusa, który uwięziony w tabernakulum na własne życzenie, wygląda twojego pojawienia się, nasłuchuje twoich kroków, zgrzytu klucza w drzwiach. Myślenie o tym Jego czekaniu na ciebie, ta kołacząca się gdzieś z tyłu głowy świadomość Jego obecności gdzieś tam w kościele, już jest formą adoracji, a przynajmniej przygotowania do niej. Wracaj do tego na chwilę co jakiś czas. W praktyce modlitwy nazywa się to aktami strzelistymi. To jak taki szybki sygnał: Wiem, że jesteś. Wiem, że czekasz. Ja też czekam na spotkanie z Tobą. To już prawie tak, jakbyś był obok. Już prawie. Przecież my całe życie jesteśmy już prawie obok Niego. Już zaraz.
Adoracja to stan umysłu i serca
Myślenie o Nim w natłoku codziennych obowiązków i zawirowań pomaga właściwie je oceniać. Co to znaczy, że nie wszystko układa się po twojej myśli, jeśli w perspektywie masz spotkanie z Miłością twojego życia? Skoro sam tęsknisz za spotkaniem z Przebaczającym, jak mógłbyś iść na nie, samemu po drodze nie przebaczając? Jak przejmować się codziennymi klęskami i niepowodzeniami, skoro tam czeka na ciebie samo Zwycięstwo?
Adoracja to nie tylko ta godzina czy kwadrans przed Najświętszym Sakramentem. To stan umysłu i serca. Umysłu, który pamięta i serca, które tęskni. A w ten sposób wyznacza właściwy rytm wszystkim niespokojnym godzinom, jakie dzielą cię od tego Spotkania. Dzielą? Raczej przybliżają.
Co nie znaczy, że samo spotkanie nie wymaga od ciebie zaangażowania i odrobiny wysiłku. Przed wejściem przeczesz myśli i spróbuj powitać Go uśmiechem, nie ziewaniem. Nawet jeśli chce ci się spać lub płakać. Przyjaciel i tak to dostrzeże, ale uśmiech powie Mu: Jestem tu dla Ciebie. Jak Ty dla mnie.