Nie wiem, czy będąc dziadkiem miałbym odwagę, wiedząc o dorastających dzieciakach to, co wiem teraz, na wykonanie takiej akcji, jaką wykonał mój dziadziuś, gdy byłem w szkole.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kochałem dziadka strasznie, pamiętam jak z synami wojskowych kłóciłem się o AK i Powstanie Warszawskie, doszło nawet do bójki, w wyniku której miałem długo gojącą się śliwę pod okiem. Ale co innego innego dziadziuś Ignacy na terenie domowym, a co innego na terenie szkolnym.
Zwłaszcza gdy wnusio ma czternaście lat, zaczyna dojrzewać i musi zgrywać twardziela, którym nie jest. A tu trzydzieścioro uczniów, w tym szesnaście rozkwitających dziewczyn w fazie rozglądania się za facetami. My też już „byczkując” z lusterkami w dżinsach i grzebykami. Pamiętam, jak wtedy udawaliśmy, że lusterka służą nam do puszczania zajączków, ale tymczasem ukradkiem na korytarzu rzucało się okiem, „lustereczko powiedz przecie” i sprawdzało przystojność swojej pryszczatej facjaty.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Niebiańska linia
Na przerwach dochodziło do rytuału tokowania i łowów, dziewczyny stały w grupach i piszczały pod oknem, a my lataliśmy za piłką z gąbki wykonując figury świadczące a naszej sprawności fizycznej. Rytuały jak w każdej szkole, ustalające hormonalny podział na grupy zdobywców i ofiar. Tu nie było miejsca na oznakę słabości.
Choć Szkoła Podstawowa nr 61 im Juliana Przybosia była porządna, to prym dyktowało paru git-ludzi oraz kolega Ziółek, który wsławił się tym, że uciekł z domu i po trzech dniach został doprowadzony w asyście Milicji Obywatelskiej i dzielnicowego do szkoły. Mimo że u dyrekcji miał tyły, to w oczach uczniów – i co ważne uczennic – akcje Ziółka wzrosły. Taki uczeń jak ja miał słabo, nie byłem twardzielem, co prawda dobrze grałem na bramce, ale byłem chudy, miałem okulary i słabe spodnie (po wujku). Nadrabiałem żartami, ale i tak w rankingu klasowych Johnych Bravo byłem daleko.
Jednak po akcji dziadka moje akcje miały spaść do zera. Kochany dziadziuś… ech…
Czytaj także:
Szymon Majewski: Legendarny spryt dziadka Ignalka (który odziedziczyłem)
Była lekcja matematyki, kiedy po dziesięciu minutach nagle puka dozorca, matematyczka i wychowawczyni pani Bożena przerywa lekcję, a dozorca mówi:
– Jest dziadek Szymka, ma coś dla niego.
Zdążyłem tylko pomyśleć „Nie, niech to się nie dzieje”. Za późno!
Pani wychowawczymi mówi:
– Proszę, proszę, co się stało?
A dziadziuś:
– A… bo Szymuś zapomniał drugiego śniadania, mama kanapki mu zrobiła.
Koniec! Klasą wstrząsnął zduszony rechot Ziółków i innych, dziewczyny zrobiły facepalmy i padły na różowe piórniki.
Pamiętam, że łzy mi napłynęły do oczu, było to pomieszanie wzruszenia, wstydu i wściekłości na tych klasowych palantów. Podszedłem do dziadka i wziąłem zapakowane przez mamę śniadanie. Wróciłem do ławki, pani wychowawczyni próbowała zapanować na wybuchem klasowego obciachu, a ja przez łzy patrzyłem, jak za oknem dziadek szedł do domu z naszym psem Muchą na smyczy.
Kapitan AK ps. „Skiba” dostarczył wnusiowi kanapkę z ogórkiem na terenie wroga…
….
Dziadku, bardzo bym chciał, żebyś mi jeszcze kiedyś przyniósł kanapkę! Nawet do radia!
Czytaj także:
Dziadek z oddziału intensywnej terapii. Przytula dzieci od 12 lat