Zakładając Kościół, Jezus dał nam do zrozumienia, że nie mamy iść przez życie w pojedynkę.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Poproszono mnie niedawno o wygłoszenie prelekcji na spotkaniu grupy katolickich kobiet. Ponieważ już od jakiegoś czasu nie przemawiałam publicznie, naprawdę cieszyłam się na tę okazję. A raczej – cieszyłam się do momentu, kiedy poznałam temat mojego wystąpienia: wspólnota.
Nie mogłam powstrzymać grymasu zniesmaczenia – wspólnota? A nie cierpienie? Modlitwa? Zgoda w rodzinie? Wierność nawet w czasie najgłębszego kryzysu?
Jednak nie – tematem miało być poczucie wspólnoty.
Nie ma wątpliwości, że częstą przyczyną, dla której niektórzy katolicy – przynajmniej w USA – porzucają swoje parafie i przechodzą do bardziej energicznych wspólnot protestanckich jest brak poczucia więzi z innymi członkami wspólnoty kościelnej. Czym więc jest wspólnota i dlaczego my, katolicy, często nie potrafimy więzi wspólnotowych stworzyć?
Wspólnota to po prostu grupa osób przyjaźnie do siebie nastawionych i zjednoczona wspólnymi celami. W czym więc trudność? Na czacie, na którym omawiano tę kwestię, wspólnym mianownikiem wszystkich głosów w dyskusji było: „nie potrzebujemy wspólnoty; chodzimy na mszę świętą dla przyjęcia Eucharystii”.
Czyżby? Czy naprawdę katolicy potrzebują tylko Jezusa, a nie potrzebują ludzi? To prawda, mamy Jezusa w Eucharystii, jednak duchowość bez wspólnoty jest fałszem. My sami jesteśmy Kościołem, co oznacza, że jesteśmy ludem. Pojęcie wspólnoty jest podstawą naszej chrześcijańskiej drogi przez życie; nauczył nas tego sam Jezus Chrystus.
Zakładając Kościół, Jezus dał do zrozumienia, że nie mamy iść przez życie w pojedynkę. Pokazał, że dla utrzymywania w drodze właściwego kursu potrzebna nam miłość i wsparcie ze strony podobnie do nas myślących ludzi, tak w dobrych, jak i złych chwilach życia.
Oczywiście, że uczestniczę w mszy św., aby przyjąć do serca Chrystusa w Eucharystii, lecz nie oznacza to bynajmniej, że moje doświadczenie Kościoła może ograniczyć się wyłącznie do momentu przyjęcia Komunii.
Jakiś czas temu proszono mnie, żebym wzięła udział w zajęciach kółka biblijnego dla kobiet. Po wielu odmowach zabrakło mi już dobrych wymówek i nie mogłam się dłużej wykręcać.
Bardzo szybko dane mi było się przekonać, dlaczego Duch Święty tak usilnie o to zabiegał.
Pewnego październikowego poranka jak zwykle odwiozłam dzieci do mamy. Jednak ona leżała łóżku i zupełnie nie miała świadomości, co się wokół niej dzieje. Wówczas okazało się, że teraz to ja stałam się beneficjentem wspólnoty kółka biblijnego – kiedy ja czuwałam przy łóżku matki, moje koleżanki rozpoczęły łańcuszek modlitewny.
To nie wszystko. Dostawałam od nich papierowe talerze i pampersy; przynosiły mi też jedzenie. Jedna z koleżanek, wiedząc, że po tygodniu będę musiała wrócić do pracy, a nie mam z kim zostawić dzieci, zaoferowała swoje usługi jako opiekunka dla moich pociech. I dziś, trzy lata później, nadal nią jest.
Poczucie wspólnoty i więzi, jakie zrodziły się w grupie studiujących Pismo święte kobiet, pozwoliły mi przetrwać najczarniejsze chwile mojego życia.
Być może największym błędem przez nas popełnianym jest niechęć do nawiązania więzi wspólnotowych z ludźmi siedzącymi obok nas w kościelnych ławkach. Kościół to wspólnota wiernych. Jaką jesteśmy wspólnotą, skoro nie pamiętamy o naszym obowiązku i powołaniu ulżenia sobie nawzajem w cierpieniu i prowadzeniu naszych braci i sióstr do lepszego poznawania Jezusa Chrystusa?
A przecież msza święta jest piękniejsza i ma o wiele większą moc, gdy przeżywamy ją w całej pełni: zyskując siłę duchową i z Eucharystii, i z doświadczenia jedności z innymi.
Tekst ukazał się w angielskiej edycji portalu Aleteia
Tłumaczenie i adaptacja: Aleteia