separateurCreated with Sketch.

Aleppo zmartwychwstanie, ale zajmie to więcej niż trzy dni. Raport ze zrujnowanego miasta

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Widzimy koniec naszej drogi krzyżowej, jednak blask zmartwychwstania wciąż jest odległy i nadal potrzebujemy pomocy – mówi ks. Munir El Rai z Aleppo.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Widzimy koniec naszej drogi krzyżowej, jednak blask zmartwychwstania wciąż jest odległy i nadal potrzebujemy pomocy – mówi ks. Munir El Rai z Aleppo.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Największa zmiana? Panująca wokół cisza, tylko z rzadka przerywana odgłosem wystrzałów. – Do pokoju droga jest jeszcze bardzo długa – mówi pracująca w tym mieście siostra Brygida Maniurka ze Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi. – Wcześniej Państwo Islamskie było od nas o 5 km, a teraz jest o 13 km. Wciąż jest bardzo niebezpiecznie. Codziennie słyszymy, że ktoś zginął od miny. W mieście są nadal snajperzy – opowiada misjonarka. Mimo to ludzie zaczęli wychodzić na ulice, zabierają dzieci na spacer, odwiedzają niewidzianych przez lata bliskich, starają się powrócić do swych domów.

Wschodnia część miasta jest praktycznie w ruinie. Trzeba będzie wszystko zrównać z ziemią i budować od nowa. – Teraz jest czas oczyszczania terenu z min i pocisków, a także odnajdowania ciał pod gruzami. Ostatnio jedna z rodzin poszła zobaczyć, co zostało z jej domu. Gdy otworzyli drzwi, wszyscy wylecieli w powietrze. Rebelianci odchodząc pozastawiali bomby-pułapki – mówi misjonarka.

W mieście wciąż nie ma prądu, w wielu dzielnicach brakuje wody, wszystko jest straszliwie drogie. Jest za to ogromna wola życia. – Właściciele sklepików i warsztatów sprzątają je z gruzu, wybite szyby zalepiają folią i próbują wrócić do dawnej aktywności – opowiada s. Brygida.

Islamscy rebelianci zostali wygnani z Aleppo tuż przed Bożym Narodzeniem. To były pierwsze od pięciu lat święta z choinkami i światełkami na ulicach. Rodziny i przyjaciele organizowali wspólne wieczerze. Każdy kładł na świąteczny stół skromne produkty z paczek z pomocą żywnościową; nikogo nie było stać na ugoszczenie większej liczby osób. – Bieda jest okrutna, jednak serce rosło, gdy młodzi mówili: „To myśmy zwyciężyli. Oni mieli karabiny i moździerze, nas wychowano do miłości, przebaczenia, solidarności. Oni siali przemoc i zniszczenie, jednak to my zostaliśmy w Aleppo”.

To też zwycięstwo Kościoła, który w czasie wojny nie stał się jedynie organizacją pomocową, ale cały czas głosił Ewangelię i formował sumienia, tak jak w naszym oratorium – opowiada ks. El Rai, przełożony salezjanów na Bliskim Wschodzie. W pozbawionej dachu maronickiej katedrze św. Eliasza po czterech latach przerwy odprawiono bożonarodzeniową mszę. Szopkę ustawiono na stercie guzów. – Wielu całą liturgię przepłakało – mówi s. Brygida. I dodaje: „Zniszczenia są ogromne, po niektórych świątyniach nie został kamień na kamieniu. Kościół wybrał jednak inny priorytet: najpierw odbudowa domów dla rodzin, a dopiero potem struktur kościelnych”.

Także klasztor św. Wartana jest w ruinie. W nim również jezuici bardziej troszczą się o ludzi niż o mury, codziennie wydając tam ponad tysiąc gorących posiłków. Podobna kuchnia nieprzerwanie od lat działa w klasztorze sióstr franciszkanek.

Ludzie cieszą się odzyskiwanym pokojem. Rozpaczą napawa ich to, jak sobie poradzą z odbudową. Podczas gdy rokowania w sprawie pokoju w Syrii coraz bardziej się opóźniają Aleppo stara się normalnie żyć. Otwarto 23 szkoły podstawowe, niektóre dzieci po raz pierwszy zaczęły naukę. Dwie miejscowe drużyny rozegrały mecz piłki nożnej. – Nawet zwykły mecz, który oglądało 5 tys. ludzi, wskazuje, iż zaczynają myśleć o wszystkich wokół pozytywnie. Nie było przy tym żadnych napięć, a wspólne oglądanie zmagań piłkarzy daje okazję do tego, by zeszły z ludzie negatywne emocje – podkreśla o. Ibrahim Alzabagh. Proboszcz franciszkańskiej parafii dodaje, że gdy wielu wciąż myśli o emigracji, ponieważ sytuacja ekonomiczna jest naprawdę trudna, to coraz więcej rodzin przychodzi do niego, by się przywitać, bo wróciły z zagranicy.

Pod koniec stycznia Aleppo odwiedzili trzej papiescy wysłannicy, przywożąc ze sobą nie tylko słowa otuchy, ale i materialne wsparcie. – Przesłanie solidarności od Franciszka było dla nas bardzo ważne, tak samo jak wspólna modlitwa o pokój – mówi s. Brygida. Papiescy wysłannicy wzięli udział w inauguracji ekumenicznego programu wsparcia skierowanego do ponad 600 małżeństw, koordynowanego przez polską misjonarkę. – Niesiemy pomoc wszystkim, jednak zdaliśmy sobie sprawę, że obecnie najsłabsi są młodzi, którzy w ciągu wojny zawarli związek małżeński. Oni nie mają żadnych oszczędności. Boją się mieć dzieci, ponieważ obawiają się, jak dadzą radę zapewnić im przyszłość – mówi s. Brygida. Program ma też swój wymiar duchowy ponieważ wielu pobrało się bez żadnego przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa. Dlatego też właśnie ruszają kursy formacyjne.

Organizowane są spotkania przedstawicieli wspólnot chrześcijańskich i muzułmańskich, gdyż jednym z najpilniejszych wyzwań wciąż jest edukacja. – Fundamentaliści urośli w siłę dzięki pieniądzom i broni otrzymywanej z zewnątrz, ale także dzięki propagandzie i praniu mózgów młodych ludzi. By nastał prawdziwy pokój musimy postawić na wychowanie – podkreśla ks. El Rai. Paradoksalnie takim pierwszym programem edukacji do pokojowego współistnienia są trwające całą wojną ponadreligijne programy pomocy. Korzystają z nich również żony i dzieci rebeliantów walczących w szeregach dżihadystów. – Gdy staje przed nami człowiek potrzebujący nigdy nie pytamy jakiej jest religii – mówi s. Brygida.

Projekty pomocowe mogą być realizowane także dzięki wsparciu z Polski, np. rodzina rodzinie, mleko dla Aleppo, pomoc niepełnosprawnym. – Piękne jest to, że wojna nie zgasiła w Syryjczykach energii i pragnienia życia, które jak płomień tlący się pod zgliszczami czeka na sposobne warunki, by rozpalić się na nowo. Przejmująca jest wrażliwość młodych na cierpiących i potrzebujących – mówi s. Brygida. I dodaje: „Ostatnio młody chłopak zapytał mnie, jak może sam pomóc, bo jego rodzina otrzymuje wsparcie materialne. To przywraca nam wiarę w człowieka”.