separateurCreated with Sketch.

Redbad Klynstra-Komarnicki: Przez ścisły post otworzyła się we mnie przestrzeń duchowa. Coś, czego nie znałem

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magdalena Galek - 02.03.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Aktor i dyrektor artystyczny festiwalu Nowe Epifanie/Gorzkie Żale opowiada Aletei o swoich doświadczeniach rodzinnych, ślubie i spektaklu, w którym mierzy się ze swoją przeszłością.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Magdalena Galek: Wielki Post to dla ciebie temat, którym zajmujesz się zawodowo, jako dyrektor artystyczny festiwalu Nowe Epifanie Gorzkie Żale. Czy dla ciebie ten czas ma również znaczenie osobiste?

Redbad Klynstra-Komarnicki: Tak, jest dla mnie przede wszystkim doświadczeniem duchowym. Od dziecka Wielki Post jest bardzo mocno obecny w moim życiu. Na początku przez to, że mój ojciec, będąc katolikiem pierwszego pokolenia…

Pierwszego pokolenia?

Mój ojciec nawrócił się i jest dosyć ortodoksyjny, przedsoborowy i stosuje 40–dniowy ścisły post. No i ja 2 razy w życiu, raz będąc 13–latkiem, a raz 16–latkiem cały ten post z nim przeszedłem.

Jak to wyglądało?

To było w Amsterdamie, w mieście, w którym można robić wszystko, co tylko dusza i zmysły zapragną. I może jako 13–latek nie byłem jakoś bardzo rozhuśtany, natomiast dla 16–latka to była radykalna zmiana codzienności. Doświadczyłem tego postu jako czegoś bardzo fizycznego. To była nieprawdopodobna przygoda. Zrozumiałem, co znaczy 40 dni na pustyni. Wytworzyła mi się pewnego rodzaju pustynia. Najpierw, przez pierwsze 3 czy 4 dni, były fizjologiczne doznania – głód, bóle głowy. Potem – nuda związana z odmawianiem sobie wszelkich zmysłowych doznań.

Czego konkretnie?

Jedliśmy tylko raz dziennie. Nie do syta i bez mięsa, nabiału, alkoholu. No i żadnych słodyczy, zero cukru.

Jak to wpłynęło na ciebie?

Z tego głodu otworzyła się pewna przestrzeń. Miałem dużo, jak na dziecko to chyba super dużo, takich jakby wglądów w siebie. Zaczynałem nagle rzeczy rozumieć inaczej. Miałem też zwyczajnie więcej czasu, żeby patrzeć, słuchać. Zadziałała ta zasada, że jak się zamknie oczy, to się więcej słyszy. Więc gdy jest wyłączony przewód pokarmowy, który jest silnie absorbujący, to inne zmysły chłoną więcej. Przez fizyczne doznanie, przez ścisły post otworzyła się we mnie przestrzeń duchowa. Coś, czego nie znałem… Nigdy wcześniej nie wiedziałem, że coś takiego jest możliwe i że to jest konkretne. Stan, w którym po prostu widzisz więcej, słyszysz więcej, czujesz więcej. Dlatego też w tym czasie msza, jako doświadczenie, wygląda inaczej.

A jak wcześniej wyglądało twoje uczestniczenie we mszy?

Samo chodzenie na mszę z moim ojcem to było przede wszystkim bycie z nim. Robienie z nim czegoś, co jest dla niego ważne, dla mnie piękne – śpiewy, kadzidło… Ale nie miałem żadnych duchowych doznań. Chodziłem z ojcem do kościoła zwyczajowo, ponieważ mój kontakt z nim był ograniczony – on chodził do pracy, ja – do szkoły, po szkole miałem różne zajęcia, więc spędzaliśmy ze sobą mało czasu.

Ale za to niedziela była dla was. Jak wyglądał ten dzień?

To jest ciekawe, że niedziela w Holandii to naprawdę niedziela. Jest totalna cisza.

Sklepy są zamknięte?

Tak, wszystko jest zamknięte i rano nie ma nikogo na ulicy. Naprawdę wszyscy odpoczywają i nawet ci, którzy nie chodzą do kościoła, a to jest większość. Już właściwie w sobotę zaczyna się zwalnianie. Ale nie imprezowe, tylko takie, że np. w sobotę po południu poświęca się czas na spotykania, na czytanie, ludzie już wtedy zaczynają się wyciszać. A niedziela jest naprawdę świętem. Więc to było naturalne, że szedłem z ojcem do kościoła w taki dzień. Potem zawsze szliśmy na obowiązkową kawę i ciastko.

Co się zmieniło w twoim życiu duchowym, gdy przyjechałeś do Polski jako 18-latek?

Kiedy zacząłem tutaj sam funkcjonować miałem taki okres, że nie chodziłem do kościoła. Przeszedłem całą ścieżkę poszukiwania w innych religiach.

Czego szukałeś?

Atrakcji. Ale to było też związane z tragicznym wydarzeniem. Moja mama zmarła w 1994 roku i to był moment, kiedy potrzebowałem dużo zrozumieć. Zrozumieć z zakresu, którego nie widać i który jest niemierzalny zwykłymi przyrządami. Na gwałt potrzebowałem pomocy duchowej i szukałem w różnych religiach. Zatoczyłem koło – aż doszedłem z powrotem do katolicyzmu, do bazy [śmiech]. Cieszę się z tego. Gdybym tego nie zrobił, to pewnie bym zawsze myślał „a może jednak coś innego…”.

Matka to temat tegorocznego festiwalu. Zdecydowałeś się podzielić z widzami osobistą historią…

Moja relacja z matką naznaczyła całe moje życie. Jej śmierć też miała duży wpływ na mnie. Nie mogłem przygotować festiwalu z takim hasłem i sam nic nie zrobić. A ponieważ w połowie roku wchodzę w związek małżeński, pomyślałem żeby raz na zawsze postawić kropkę. Jest to ryzykowne, ale nie jest to terapia ani ekshibicjonizm. Chcę się posłużyć formą kabaretowo – stand-upową.

O czym to będzie?

To ma być o mnie. Na początku myślałem, że będzie tylko o mojej matce. Zawsze ją stawiałem na pierwszym miejscu. W mojej sztuce nie oceniam jej. Chcę powiedzieć jak było, jak jest. Może osoby, które były ze mną w różnych relacjach, lepiej zrozumieją, dlaczego w takich czy innych okolicznościach reagowałem tak czy inaczej.

Przepracowałem to terapeutycznie i na różne sposoby, ale ten spektakl będzie taką kropką, którą jako artysta muszę w końcu postawić. Przez wiele lat chodziło to za mną. Myślałem o filmie dokumentalnym albo fabularnym, bo moja mama była niezwykłą postacią. Koniec końców, pomyślałem – teraz okoliczności się składają, planety tak się ustawiają, że muszę to zrobić. Jest to dla mnie niezwykle stresujące.

Oprócz własnej mamy pracowałeś też nad innymi figurami matki, którym przyjrzymy się podczas festiwalu – Matka Boska, matka ziemia, matka ojczyzna. Jakie jeszcze matki zobaczymy i dlaczego?

Mamy też matki Polki. Wdowy, które musiały sobie radzić wobec braku mężczyzn, którzy nie wrócili z wojny. Dziś jest wiele matek, które wobec braku ojca muszą pełnić funkcje ojcowskie. Nie chcę generalizować, ale mam takie poczucie, że mężczyźni w Polsce czują trochę mniejszą odpowiedzialność za dziecko niż matka. Jest oczywiste, że ona się czuje odpowiedzialna za dziecko, bo jeżeli nie jest w 100%, to jest źle oceniana. A kiedy ojciec jest w 100% odpowiedzialny – no to jest COŚ. U mężczyzny zakłada się, że takie 60% odpowiedzialności to jest ok, i tak jest nieźle, a jak 100% to już jest bohater.

Jak myślisz, z czego to wynika?

Według mnie to wzięło z tego, że nieobecność ojca była historycznie usprawiedliwiona. To był fakt po prostu. Pojechał na wojnę, nie było telefonu, nie wiadomo kiedy wróci. Może wróci, może nie. Więc czekamy, ale w międzyczasie jest dzień, jak co dzień. Trzeba wszytko ogarnąć. Dlatego kobiety stały się takie, z którymi teraz mężczyźni w Polsce mają problem. Chciałyby, żeby ten mężczyzna pełnił swoje role, ale one też muszą mu pozwolić. Widziałem wielokrotnie, że mężczyźni, z którymi nic złego się nie dzieje i którzy są w porządku, nie mają przestrzeni, żeby być mężczyzną. Bo ona nie ma czasu, żeby spróbować mu ją dać.

Ta przestrzeń jest potrzebna nie tylko do spełniania swoich ról, ale też do doświadczeń duchowych. Nowe Epifanie to jest druga część nazwy festiwalu Gorzkie Żale. Jestem ciekawa, czy w trakcie prac nad tym wydarzeniem doświadczyłeś jakiegoś osobistego objawienia?

Moją prywatną epifanią jest to, że chciałem wyreżyserować spektakl, w którym ktoś będzie grał moją matkę, ktoś będzie grał mnie. Czyli bardzo dużo formy i odległości od konfrontowania się. Potem zrozumiałem, że nie mogę nikogo tym obarczać. Nie mogę pozwolić na to, żeby ktoś był obarczony graniem mojej mamy. Będę sam. Będę sam i będę miał scenografię, światła i jeszcze muzykę na scenie. Ale zobaczyłem, że to jest coś, z czym muszę się naprawdę spotkać. Okazało się, że odpadały wszystkie teatralia.

A teraz okazuje się, że sama treść jest już tą epifanią. Jeżeli odważę się i nie będę uciekał w to, co może urozmaicić występ, tak żeby było atrakcyjnie, miło. Zrozumiałem, że forma nie musi być oczywistym elementem wydarzenia teatralnego. W niektórych wypadkach sama treść może być na tyle wystarczająca, że się wydarzy katharsis.

Redbad Klynstra-Komarnicki – od 2014 r. jest dyrektorem artystycznym festiwalu Nowe Epifanie / Gorzkie Żale, organizowanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Znany aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, a także reżyser i animator kultury. Ukończył studia aktorskie w PWST w Warszawie (1994). Laureat nagród i wyróżnień za role filmowe i teatralne, również w teatrze telewizji.

www.noweepifanie.pl

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.