Chodzi o to, żeby być ojcem nie od święta, ale od serca.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niedawno usłyszałam opowieść kobiety, która pojechała z całą rodziną do supermarketu. Wróciła z dziećmi i z zakupami, ale bez męża. Zapomniała i zostawiła go w sklepie. Zorientowała się dopiero wtedy, gdy do niej zadzwonił i rzucił wściekle: Gdzie jesteś?
Dobre pytanie.
A gdzie ty jesteś, mężu i tatusiu?
Mężczyźni wycofują się z trzymania rodzinnych sterów i przesiadają się na fotel obok kierowcy. Ich emocjonalny GPS z różnych względów nie potrafi zgrać się z potrzebami najbliższych. Tak im wygodniej. Albo sami mieli nieobecnego ojca.
Trudno mi pisać o nieobecnych tatusiach – mój ojciec potrafił kochać swoje córki i nie wstydził się tego okazywać. Myślę, że ta głęboka relacja miała szansę powstać również dlatego, że moja mama zrobiła dla niej miejsce. Przedszkole było obok jej pracy, ale to ojciec mnie odprowadzał. Nigdy nie jechaliśmy tramwajem. Zawsze wychodziliśmy wcześniej i trasę trzech przystanków pokonywaliśmy na piechotę. Mieliśmy czas, żeby pogadać.
Czytaj także:
Natalia Białobrzeska: Synku, nauczę cię być mężczyzną
Teraz po tylu latach, kiedy chcę „rozchodzić” jakiś problem, ruszam tą samą trasą po warszawskich Bielanach. Ojciec już nie żyje, ale w jakimś sensie tam, na tych małych uliczkach, on spaceruje razem ze mną.
Gotował dla nas obiady. A było to w latach siedemdziesiątych, kiedy większość mężów nawet nie wiedziała, gdzie w kuchni jest sól. Mama nienawidziła bałaganu, jaki zostawiał. Ale instynktownie wiedziała, że ważniejsze są te dziwne zupy i makarony. Wreszcie – wyjazdy z ojcem. Ponieważ pracował z kadrą sportowców, często spędzałyśmy je na zgrupowaniach. Miałyśmy szansę poznać naszego tatę w szerszym kontekście: jako pracownika, kolegę, po prostu zwykłego mężczyznę. W złych i dobrych dla niego momentach. To pomaga w tworzeniu szczerej, stabilnej relacji więzi tata – dzieci.
Nie musi być autorytetem, supermenem czy herosem. Wystarczy, że będzie ojcem
Myślę, że miłość ojcowska jest trochę inna niż ta matczyna, ale równie piękna.
Matka otwiera nad dzieckiem parasol ochronny, ojcowska opieka zachęca do niezbędnego ryzyka. Zachęca do odwagi. Do przekraczania strefy komfortu. Wspiera niezależność i samodzielność – właśnie bez nadmiarowej asekuracji, jaka zdarza się matkom.
Ojcowska, czuła, ale i asertywna dyscyplina uczy wzięcia odpowiedzialności za to, kim jesteś, co robisz i jakim jesteś człowiekiem wobec tych, którzy cię kochają.
Czytaj także:
Dobry ojciec… Niech będzie prawdziwie obecny!
Dobry ojciec
Córka mądrze kochającego ojca ma większe szanse, by pewnie i dobrze czuć się jako kobieta, a syn odpowiedzialnego i czułego ojca – lepiej zrozumie, co to znaczy być mężczyzną i tworzyć silne więzi. Również ze swoimi dziećmi.
Ofiaruje dziecku czytelne komunikaty: Rób, co chcesz. Na mnie zawsze możesz liczyć.
Ale z jakiegoś względu na wielu ojców ciągle nie można liczyć.
Bywają obecni w rodzinach tylko fizycznie. Przynoszą pieniądze i są aktywowani do ojcostwa w sytuacjach ekstremalnych. Syn pobił się po lekcjach. Weź z nim porozmawiaj!
I ojciec bierze na stronę i… nie rozmawia. Karci, karze, stosuje przemoc. Często nie jest ciekawy swojego dziecka. Ogranicza się do wiadomości szkolnych. Albo jest tatą weekendowym, nadmiarowym, który nie tyle mądrze jest z dzieckiem, ale rekompensuje mu swoją psychiczną nieobecność w czasie tygodnia. A kiedy w środę jest mecz, a córka coś od niego chce, to krzyczy, że zasłania mu ekran. I takie drobne, pozornie błahe i przecież łatwe do wytłumaczenia rzeczy budują poczucie, że nie jest się dla tego rodzica najważniejszą sprawą.
Czytaj także:
Jak być dobrym ojcem?
Ojców łatwo rozgrzesza się. Ale o co chodzi? Nauczył jeździć na rowerze, pograł w piłkę i kupił pierwszy samochód po maturze. Wymyka się to, co istotne.
Nie chodzi o to, żeby dziecko „ustawić” w świecie, chyba ważniejsze jest to, żeby się w nim dobrze czuło. Niezależnie od tego, czy ma trzy samochody, czy tylko hulajnogę.
Kłopot z okazywaniem uczuć
Dobrze by było, żeby ojciec wyposażył dziecko w mądry psychologiczny ekwipunek, ale często sam nie wie, co ma w swoim plecaku.
W psychologii mówi się o męskim wzorcu usztywnienia, który prowadzi do zawałów serca. Jest wielu facetów, którym zależy, by być dobrym ojcem. Są fajni, otwarci, umieją wysłuchać, wyrazić swoje zdanie, ale jednocześnie są zablokowani emocjonalnie. Nie potrafią rozpoznać i przekazać swoich uczuć. Trochę się krępują, trochę boją, bliskość ich nie cieszy, a więc nie angażują się sercem i wbrew sobie tworzą powierzchowne relacje.
Czasami dopiero w roli dziadków odkrywają w sobie uczucia i się ich nie wstydzą. Ale to nie jest wcale żaden happy end, bo lepiej jakby zrobili to już wcześniej, w stosunku do własnych dzieci.
Jak im pomóc być lepszym tatą?
Stwórz sytuacje, które ułatwią mu nawiązanie relacji z dzieckiem
Film „Kramer kontra Kramer”. Bohater, pracoholik, przebudza się do ojcostwa, kiedy musi zrobić synowi śniadanie i odkrywa, że przecież nie musi tego robić jak jego żona! Uczy małego przygotowywać francuskie tosty, nieporadnie, ale w tym dymie nad przypaloną patelnią pojawia się jakiś pierwszy ogień uczucia pomiędzy nim a dzieckiem.
Czytaj także:
Dowód na to, że warto pozwolić mężowi zająć się dziećmi po swojemu
Warto trochę usunąć się i zrobić miejsce na ojcowską miłość
Zastrajkuj. Powiedz mężowi, jak się z tą sytuacją czujesz. Ja już nie chcę siedzieć za tą kierownicą. Wysiadam. Na tydzień.
Możesz wyprowadzić się do przyjaciółki i być w kontakcie telefonicznym z dzieckiem. Niedobrze, żeby było skazane na milczenie i obojętność obydwojga rodziców. Monitoruj sytuację, ale się nie wtrącaj. To jego kierownica i jego droga. Wyboista droga, ale nie nudna. Na pewno pojawią się przygody, rozmowy i uczucia ojcowskie będą mogły wreszcie dojść do głosu.
Klasyczne wyjazdy z ojcem na ryby czy w góry rzadko się sprawdzają. Ryba może i bierze, ale dzieci, ryby i ojciec głosu nie mają. W górach to samo. Szczyt zdobyty, a ojciec nadal milczy albo schodzi pierwszy i nawet się nie obejrzy. Twardziel chowa twardziela.
Lepiej sprawdza się codzienność. Bo chyba chodzi o to, żeby być ojcem nie od święta, ale od serca.