“Piątki z polskim” to nie tylko szlifowanie języka, ale też wzajemne wspieranie się i motywowanie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Coraz częściej w Warszawie słyszymy język ukraiński. Rynek sprzątania domów, opieki nad osobami starszymi, także niań opanowały w dużej mierze panie, które przybyły do nas zza wschodniej, niespokojnej granicy. Coraz częściej zakładają także własne firmy i pracują w wyuczonych zawodach.
Olga Żurawska, fotografka z Żytomierza i Agata Sosnowska, nauczycielka polskiego i coach postanowiły zorganizować dla nich „Piątki z polskim” w warszawskim klubie mam „Mamy Czas”.
Co tydzień mamy różnych narodowości zaczęły spotykać się, by uczyć się języka, poznawać się nawzajem i wspierać. W dużej sali klubu, wśród zabawek, samochodzików, przytulanek i bujanych koników mogły bawić się dzieci, a mamy zrzucały się na kawę i ciastka oraz cele statutowe stowarzyszenia „Mamy Czas”. Klub odwiedzały głównie mamy z Ukrainy, Białorusi, ale także z innych krajów. Dla wielu z nich była to pierwsza okazja do „wyjścia z domu”.
– To jest najważniejsze na obczyźnie: zbudowanie wspólnoty, poznanie osób ze swojego kraju, ale także tutejszych. No i nauka języka – mówi Agata, dla której nauczanie ojczystej mowy stało się wielką pasją i sposobem na życie.
Język przepustką do sukcesu
Larysa ze wschodniej Ukrainy, z obszaru, na którym wciąż prowadzone są działania wojenne, wykazała się wielką determinacją. Codziennie uczyła się polskiego przez wiele godzin i w ciągu kilku lat zaczęła piąć się po kolejnych szczeblach kariery w Warszawie. – Przyjechała w wieku 22 lat – opowiada Agata. – Teraz piastuje stanowisko kierownicze w dużej firmie.
Ola z Białorusi, kolejna uczennica Agaty, utrzymywała się z usług manicure. Początkowo jeździła do domów klientek, teraz ma własny salon przy prestiżowej ulicy Złotej.
Czytaj także:
Twórczyni Szumiących Misiów: Każda mama może być bizneswoman! Co kobiety wnoszą do świata biznesu?
Lena z Ukrainy musiała wykonać tytaniczną pracę, by zdać egzaminy dla pielęgniarek w Polsce. Skomplikowane słownictwo techniczne trzeba było opanować w krótkim czasie, bo w jej ojczyźnie pensje pielęgniarek stały się tak głodowe, że była zmuszona do natychmiastowego wyjazdu.
W piątki dziewczyny spotykały się nie tylko po to, żeby szlifować język, ale też po to, by pogadać o bolączkach życia zagranicą, nawzajem się wspierać i motywować.
– To stało się w pewnym momencie najważniejsze – dodaje Agata. – Ponieważ pracuję także jako coach, zrobiłam pewnego razu zajęcia o motywacji. Rozdzwoniły się potem do mnie telefony, dostawałam maile, SMS-y. Uczestniczki spotkań przypomniały sobie o swoich marzeniach, planach, które miały, zanim przyjechały do Polski. Jedna z nich, fotografka, nie odważyła się wcześniej pracować tu w swoim zawodzie. Trzeba przełamać nie tylko barierę językową, ale naprawdę wierzyć w siebie, by także w obcym kraju, bez sieci kontaktów, wsparcia środowiska, w którym się wyrosło, robić swoje. W końcu dziewczyna uwierzyła we własne siły, teraz jest wziętą fotografką.
Ukraiński kwiat, polskie serce
Katarzyna Andukiewicz, a właściwie Luba, założyła swój własny klub dla dzieci na warszawskiej Woli. Investment Mix Studio powstało z miłości do dzieci: pięcioletniej córki i syna, obecnie gimnazjalisty. – Chciałam stworzyć miejsce, w którym mogłabym przebywać z nimi, by nie czuły się obco w nowym kraju – wyjaśnia.
Lokal wraz z mężem wynajęła od „dobrego człowieka”. Przez dwa lata stał pusty, wcześniej mieściła się w nim redakcja lokalnej gazety. Wnętrze wyremontowali własnymi siłami. W sali tanecznej na ścianie wymalowali ukraińskie kwiaty, polskie serce i drzewo – jako symbol wzajemnej współpracy. – Spotkałam wielu życzliwych Polaków i chciałabym im podziękować za wszystko, co zrobili – mówi ze łzami w oczach Luba, kiedy wspomina wyjazd z miasta przy wschodniej granicy Ukrainy dwa lata temu.
Wciąż codziennie słychać tam strzały. – Najgorsza jest chyba świadomość, że nie można nic zrobić, że wyjechaliśmy i zostawiliśmy tam całą rodzinę – opowiada. Ale rodzice czy rodzeństwo woleli zostać we własnej ojczyźnie. Podobnie jak trzeci, najstarszy syn Luby, który postanowił studiować w bezpieczniejszym, oddalonym od granicy mieście. Teraz jednak chce dołączyć do reszty rodziny.
Młodszy syn jest przewodniczącym klasy i ma najlepsze oceny – mówi z dumą Luba. – Świetnie zna polski, mówi bez akcentu. Wspomina panią Marynę z fundacji „Ocalenie”, która z pasją i zaangażowaniem uczyła go i jego kolegów zawiłości polskiej mowy.
Luba z mężem przeszli kilkumiesięczny kurs w prywatnej szkole językowej. – Najpierw myślałam, że rozumiem i mówię już wszystko. Z czasem okazało się, jak wiele słów znaczy w polskim i ukraińskim co innego. Na przykład „chyba” to u nas pytanie. Wciąż zauważamy takie słowa i komentujemy je – śmieje się. – No i nie tak łatwo mi się pozbyć naszego śpiewnego akcentu – dodaje.
Warszawianki z Ukrainy
Piątki z polskim przekształciły się w cykliczne spotkania. – Uczymy się gotować po polsku, wielkim powodzeniem cieszył się również Międzynarodowy babski drink – spotkanie, w którym wzięło udział 6 pań z Ukrainy i Białorusi oraz 6 z Polski. W parach nie tylko konwersowały jeden na jeden, ale także nawiązywały relacje biznesowe i dzieliły się pomysłami na wspólne przedsięwzięcia – wspomina Agata Sosnowska.
Olga Żurawska, współtwórczyni „Piątków”, animuje na Facebooku grupę MamyWawy, w której zarejestrowanych jest już ponad 4 tys. członków – Ukrainek, Białorusinek, ale także Polek. Zaprasza je tą drogą na różne spotkania, wypady do restauracji, zwiedzanie miasta autobusem ogórkiem czy seanse kosmetyczne ze specjalnym rabatem w salonie prowadzonym przez Ukraińców. Wszystko po to, by wspólnie spędzić czas, nawiązać nowe znajomości, poznać Warszawę. Mamy zazwyczaj mogą na takie spotkania przyjść z dziećmi.
Również Studio Mix Investment stało się miejscem spotkań mam z Ukrainy, Białorusi czy Rosji, które przywożą dzieci na zajęcia ze śpiewu, malowania albo bardzo popularnego przez cały rok na Ukrainie zdobienia wielkanocnych pisanek. Przyjeżdżają tu z całego miasta, poznając przy okazji „lokalne” mamy – Polki z dzielnicy Woli.