Być kosmonautą, strażakiem, aktorką, modelką, policjantem, baletnicą. Wydaje się, że to najczęstsze marzenia dzieci. A wpadłabyś na to, że one chciałyby być takie, jak ty?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dzieciaki uwielbiają przebieranki. Czasem wystarczy im stary kapelusz i przyduże buty rodzica. Ale najlepsza zabawa jest wtedy, kiedy mogą choć przez chwilę być tym, kim marzą. A jakie są ich marzenia? Policjant, strażak, kosmonauta. Baletnica, królewna w pięknej sukni, dobra wróżka. Wymyślne postaci z bajek, których tytułów nie sposób zapamiętać.
Czerwona sukienka
Dla niejednej mamy przygotowanie dziecku stroju na bal przebierańców spędza sen z powiek. Można pójść na skróty i coś kupić. Można też stanąć na wysokości zadania i przygotować go własnoręcznie. Tylko co to miałoby być, żeby maluch był zadowolony? Wszystkie mamy w tej chwili z pewnością pokiwają głowami ze zrozumieniem. Kto próbował kilka(set) razy zgadnąć, o co chodzi dziecku i czego ono w danej chwili chce (zwłaszcza, kiedy jeszcze nie potrafi komunikować swoich potrzeb i oczekiwań werbalnie), ten wie.
Czytaj także:
Dlaczego rozważam urlop wychowawczy i wielbię każdą matkę świata?
Przed takim wyzwaniem staje bohaterka reklamy Allegro. Kupiony strój odpada, bo koleżanka ma taki sam. Kobieta wyciąga z szafy zakurzoną maszynę do szycia i działa. Smok nie przypada go gustu małej strojnisi. Podobnie jak przebranie za chmurkę i kosmonautę. Przyznaję, przy trzecim odrzuconym stroju prawie straciłam cierpliwość. Pomyślałam sobie, że chyba upadłabym na głowę, żeby szyć strój numer cztery, pięć, a nawet sześć. Ale bohaterka spotu ma więcej cierpliwości niż ja. Ostatecznie jednak dziewczynka wybiera prostą, czerwoną sukienkę i perłowe korale.
Tak, dobrze czytasz. Zastanawiasz się, co to w ogóle za przebranie. Próbujesz sobie przypomnieć, czy któraś z bohaterek popularnych bajek tak wyglądała. Nic. Pustka. Mama dziewczynki też wydaje się skonsternowana. Tyle starań, nocy spędzonych przy maszynie, szukania materiałów i tkanin, a wystarczyła „zwykła” sukienka. Ale w końcu z dziecięcymi marzeniami się nie dyskutuje, prawda?
Najlepsza matka
Mama w końcu wiezie zadowoloną córkę na bal. Przechadzając się po szkolnym korytarzu, trafia na gablotkę z rysunkami, w których dzieciaki przedstawiają, kim chciałyby zostać w przyszłości. Są baletnice, kosmonauci, ale jest też zdjęcie bohaterki spotu w czerwonej sukience i perłowych koralach z podpisem: „Chcę być jak moja mama”.
Wzruszyła mnie ta reklama jak żadna inna. Przypomniała kilka prostych prawd, o których w szaleństwie codziennych wyzwań i ferworze starań, by być „najlepszą matką” tak łatwo zapomnieć. To jasne, że chcemy dla naszych dzieci jak najwspanialszej przyszłości. Dlatego chętnie zapisujemy je na zajęcia dodatkowe, lekcje języków, nauki gry na instrumencie, zajęcia sportowe. Dzięki temu będą miały większe szanse na spełnienie swych marzeń.
A o czym marzą dzieci? My, dorośli, myślimy innymi kategoriami – jaki zawód wiąże się z prestiżem, pewną pracą, pieniędzmi. Dzieci tak nie myślą. One patrzą na nas, bo jesteśmy ich pierwszymi nauczycielami i… wzorami do naśladowania. Jeśli mamy niezwykle atrakcyjną pracę, w której wciąż dzieją się ciekawe rzeczy, to istnieje szansa, że dziecko też (chociaż na chwilę), się nią zainteresuje (jak urocza dziewczynka z kolejnego filmiku, która w przydużych butach swojej mamy próbuje tańczyć przed lustrem flamenco). Z drugiej strony, nawet najciekawsza praca świata nie wzbudzi w dziecku emocji (chyba, że negatywne), jeśli rodzic wykonuje ją ze skwaszoną miną, jest wiecznie przemęczony i niezadowolony. Bo to właśnie my jesteśmy dla nich pierwszym feedbackiem, jaki widzą, nadajemy znaczenie i kierunek ich interpretacji świata.
Mały obserwator
Zanim zostałam mamą, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak świetnymi obserwatorami są dzieciaki. Jak bardzo szukają potwierdzenia w naszych oczach i ile może zmienić jedno spojrzenie. Mój mały synek potrafi na przykład nie rozpłakać się po niewielkim upadku, jeśli nie biegnę do niego przerażona, ale uśmiecham się i ze spokojem zapewniam, że nic się nie stało.
Patrzy na mnie wnikliwie, kiedy daję mu nowy owoc, a on z uporem najpierw wciska go do moich ust (jeśli się wykrzywię, bo jest kwaśny, to możemy zapomnieć o drugim śniadaniu). W jego oczach widzę morze zdziwienia, kiedy mówię coś podniesionym głosem do męża i falę spokoju, kiedy za chwilę się przytulamy.
Czytaj także:
Jak pomóc mężczyźnie być lepszym tatą
„Chcę być jak moja mama” to najpiękniejsze, co rodzic może usłyszeć od dziecka. To taki dowód, że z tym moim rodzicielstwem nie jest najgorzej. Wszystkie mamy dobrze wiedzą, ile razy zdarza się nam wątpić w to, że jesteśmy dobrymi mamami. Bo nie gotujemy codziennie świeżych zupek, bo dziecko nie umie czegoś samodzielnie zrobić, bo spędzamy z nim mniej czasu, niż byśmy chciały. A przecież bycie mamą to nie są wyścigi, w których odhacza się na liście kolejne zadania i zbiera punkty. Nie chodzi też o to, by teraz za punkt honoru postawić sobie ukierunkowanie pociechy na wybrany przeze mnie zawód.
Moim życiowym challengem jest bycie dla mojego dziecka kimś, kim ono chciałoby być.