Ludzkość od wieków jadła te produkty, bo wiedziała o ich cudownych właściwościach. Warto, żeby nie zniknęły z naszych stołów wraz z przemijającą modą.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wyobraźcie sobie, że opowiadacie swoim dziadkom o aromatycznym puddingu z tapioki, rozgrzewającej owsiance z chia albo energetyzującym smoothie z młodego jęczmienia. Ciekawa jestem, czy wielu z Waszych seniorów wiedziałoby, o czym mówicie? Nie ulega wątpliwości, że to moda na zdrowe odżywianie spopularyzowała ostatnio wiele produktów. Dzięki temu przebojem na nasze stoły wkroczyły zapomniane lub nieznane owoce, warzywa i przyprawy. I choć mody przychodzą i odchodzą, mam nadzieję, że coś w naszych kuchniach z tego zielonego szału zostanie na dłużej. A oto hity, które zadomowiły się w mojej rodzinie.
Czystek
Może nie jest to odkrycie tego sezonu, bo już dwa lata temu zdarzało mi się w gościach usłyszeć: kawę, herbatę czy czystek?, ale warto go reklamować, o nim pisać, a przede wszystkim pić! Czystek to zioło stare jak świat. Niektórzy nawet twierdzą, że to biblijna mirra. Najwięcej rośnie go w Grecji, gdzie na jednej z wysp mieszkańcy piją go codziennie i dzięki temu wyeliminowali ze swojej społeczności nieproszonych nowotworowych gości.
Ale konkrety! Czystek jest antybakteryjny, antywirusowy, antygrzybiczny i antyalergiczny. Pijmy go zatem w czasie przeziębień, katarów i innych osłabień! Co więcej, cudownie wyłapuje wolne rodniki, więc działa odmładzająco i przeciwzapalnie. A po za tym, rozpuszcza zatory i skrzepy powstałe we krwi, działa wybielająco na zęby i ma swoje sposoby nawet na krętka wywołującego boreliozę. Niestety, jeśli chodzi o walory smakowe to jak dla mnie… szału nie ma… gorzkawy, cierpki. Trudno przemyca się dzieciom, wystarczy jednak dodać trochę soku z malin i o niebo lepiej!
Kurkuma
W rodzinnym domu mojego męża ciasta, naleśniki czy pierogi zawsze miały dziwny żółtawy kolor. Smakowo nie odbiegały od normy. Tylko ten kolor był taki niecodzienny. Moja teściowa lubiąca dbać o zdrowie, zdradziła mi sekret, że gdzie tylko mogła dodawała szczyptę kurkumy. A było to jeszcze za czasów kiedy kurkumowe shoty podnoszące odporność nie były modne (przepis na taki napój: 2 łyżeczki kurkumy, szczypta pieprzu, trochę startego imbiru i sok z jednej cytryny). Lista jej cudownych właściwości jest baaaaardzo długa. (W sensie kurkumy, nie teściowej). Działa antybakteryjnie, przeciwzapalnie, a nawet przeciwbólowo. Oczyszcza wątrobę, wspomaga układ nerwowy, podnosi odporność, reguluje poziom insuliny we krwi, ma właściwości antyrakowe, działa jak naturalny antydepresant i wiele innych. Pasuje zarówno do dań słodkich, jak i wytrawnych. A swoim orientalnym zapachem od razu przenosi nas w dalekie wschodnie kraje.
Dzika róża
Może nie podbiła jeszcze internetu, ale mój patriotyzm karze mi o niej wspomnieć, bo to nasz lokalny kuchenny rarytas! Do tej pory o róży mówiono głównie w kontekście… nadzienia do pączków na karnawał i tłusty czwartek, bo podobno takie najsmaczniejsze. A ja tu o niej piszę ze względu na witaminę C! Otóż proszę Państwa, według najnowszych badań, to nasza polska dzika róża ma tej witaminy najwięcej! Nie brazylijska acerola, nie pięknie brzmiące owoce camu camu czy zdobywający popularność rokitnik, ale ona! Róża! Ja piję sok z róży, który według informacji na etykietce ma aż 450 mg witaminy C w 100 ml płynu. Dodam jeszcze, że witamina C nie tylko nas ratuje w sytuacjach przeziębieniowych, ale przede wszystkim pomaga w dobrym funkcjonowaniu naszego układu nerwowego i utrzymaniu równowagi psychicznej. W sam raz dla wszystkich zestresowanych.
Jarmuż
Jeśli chodzi o jarmuż to najbardziej lubię wspominać o nim w obecności mojej mamy, która zawsze wtedy się ożywia i komentuje, że to zielsko od lat uprawia u siebie w ogródku, zawsze się je jadło i nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby robić sobie z nim zdjęcie, a potem wrzucać do sieci. To prawda, jarmuż rośnie u nas od stuleci, a dopiero niedawno stał się gwiazdą, ma na koncie nawet kilka okładek poczytnych kulinarnych pism! Jarmuż świetnie się sprawdza jako dodatek do smoothie albo jako zdrowy odpowiednik chipsów (jarmuż skrapiamy oliwą, solimy i wrzucamy na 40 minut do piekarnika nagrzanego do 80 stopni! Przekąska gotowa!) A jemy go ze względu na duże ilości wapnia (zaskoczeni? Ja tak!), żelaza, kwasy omega, witaminy K, A i C, błonnik oraz antyoksydanty. Zatem jak widać, nie tylko na zdjęciu się dobrze z jarmużem wychodzi… (Chociaż moja mama twierdzi, że podobne właściwości lecznicze ma większość zielonych warzyw…)
Czarnuszka
Taka mała, a tyle może! O mocy jej czarnych ziarenek, nazywanych czarnym kminem usłyszałam niedawno przy okazji dziwnej wysypki na rękach u córki. Bo teraz wszystkie modne mamy takie alergiczne problemy leczą czarnuszką. Czarnuszkę się pije w postaci oleju, czarnuszkę się wciera w miejsca, gdzie pojawiła się wysypka, czarnuszką przyprawia się domowe pieczywo. Jest naturalnym antybiotykiem. Reguluje ciśnienie krwi, wspomaga układ trawienny oraz sercowo-naczyniowy. Pomocna w walce z nowotworami. Świetnie radzi sobie z astmą, łuszczycą, migrenami, zapaleniami oskrzeli. Jednym słowem leczy wszystko oprócz śmierci, jak mawiają mieszkańcy krajów arabskich, skąd do nas przybyła.
Olej kokosowy
U mnie olej trafił przez… łazienkę do kuchni. Najpierw zaczęłam używać go jako balsamu do ciała dla córeczki (inne specyfiki ją uczulały), potem jako maskę do włosów dla siebie (po ciąży bardzo wypadały mi włosy, olej autentycznie cudownie je wzmocnił). Później okazało się, że w kuchni też świetnie się sprawdza. Był domowy krem czekoladowy (awokado, banan, olej kokosowy i kakao, wszystko blenderujemy, potem do brzucha, pycha!), zdrowy budyń (kasza jaglana gotowana na mleku kokosowym z dodatkiem oleju) oraz smażenie na oleju! Bo tu, uwaga, olej kokosowy nie zmienia swoich właściwości nawet w wysokich temperaturach! Jest bogaty w witaminy B, kwas foliowy, cynk, fosfor, magnez, żelazo, potas. Ale uwaga! Producenci szybko wyczuli biznes. Trzy lata temu, kiedy go odkryłam w moim sklepie, były do wyboru trzy firmy sprzedające oleje kokosowe, wszystkie nierafinowane, czyli tłoczone na zimno. Dzisiaj na tej samej półce znajduje się około dwudziestu różnych produktów, z których wiele, to tańsze oleje rafinowane, czyli często pozbawione swoich cudownych właściwości. Dlatego uważajcie, nie dajcie się zrobić w kokosa…!
I choć istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że za kilka lat u szczytu zdrowotnej sławy znajdą się inne produkty (macie jakieś swoje typy? Ja stawiam na mirabelkę, patisona i cykorię), mam nadzieję, że wyżej wymienione nie stracą na swoich… wartościach. Jak to w przeszłości miało miejsce na przykład ze szpinakiem, który przez lata był najlepszym źródłem żelaza, a potem okazało się, że ktoś, kto robił badania… podobno w złym miejscu postawił przecinek i żelaza ze szpinaku nagle znacznie ubyło.
Można węszyć w tym jakiś spisek, zmowę rolników, sprzedawców, marketingowców i innych specjalistów. Można, ale po co. Jedno jest pewne, ludzkość od wieków jadła te produkty, bo wiedziała o ich cudownych właściwościach. Teraz na nowo wylansowane, warto żeby nie zniknęły z naszych stołów wraz z przemijającą modą.