separateurCreated with Sketch.

Prymicję miał w wieku 76 lat. Bo nie ma zbyt późnych powołań

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Karol Wojteczek - 13.04.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Czy można być przez wiele lat szczęśliwym mężem, następnie ojcem i dziadkiem, a wreszcie… katolickim kapłanem? Historia ks. Stanisława Kicmana pokazuje, że jak najbardziej!

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Żadna chyba msza prymicyjna nie wzbudziła w ostatnich latach takiego zainteresowania katolickich mediów, jak ta sprzed niespełna 3,5 roku, z kościoła św. Wojciecha* na warszawskiej Woli. Co było w niej takiego niezwykłego? Otóż swoją posługę przy ołtarzu sprawował po raz pierwszy kapłan… wówczas 76-letni. Dla ks. Stanisława Kicmana tamten grudniowy dzień był zamknięciem pewnego życiowego rozdziału rozpoczętego 58 lat wcześniej.

 

Ks. Kicman. Wspomnienia z Powstania

Z Wolą i kościołem św. Wojciecha był on związany praktycznie od zawsze. Również w tych chwilach dla dzielnicy najtrudniejszych, gdy w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego Niemcy dokonali masowej rzezi tutejszych mieszkańców. Kościół stał się wtedy obozem przejściowym dla deportowanej do III Rzeszy ludności cywilnej. Słowo ewakuacja byłoby tu nieadekwatne.



Czytaj także:
Spoty powołaniowe, które zrywają ze stereotypami

„Akurat z boku, po lewej naszej ręce była stacja IX drogi krzyżowej – trzeci upadek Pana Jezusa pod krzyżem – wspomina w rozmowie przeprowadzonej dla Muzeum Powstania Warszawskiego ks. Kicman. – Siedzieliśmy na podłodze, na posadzce, a mama przez cały czas patrzyła na tę drogę krzyżową. I muszę powiedzieć, że też musiało się wiele w jej sercu wtedy dziać, bo prawda jest taka, że do końca życia, już po wojnie, codziennie odprawiała drogę krzyżową”.

Wedle wspomnień ks. Stanisława, wówczas 7-letniego, stosy trupów wokół kościoła sięgały tamtego dnia 3 metrów wysokości. Wtedy też zamordowani zostali przez Niemców księża z miejscowej parafii. Samemu Stasiowi i jego rodzicom udało się jednak przetrwać koszmar powstania, tułaczki po obozach i późniejszych robót przymusowych. Do Warszawy rodzina wróciła dopiero w roku 1949. Zobaczywszy cudownie ocaloną od zburzenia wieżę kościoła św. Wojciecha, Stanisław rozpłakał się.

 

Stanisław i Czesława. 53 lata razem

Po wojnie Staś służył do mszy w kościele Narodzenia NMP, dzisiaj moim parafialnym. Przed wojną było to Leszno, zaraz po wojnie Świerczewskiego, dziś to Aleja „Solidarności”. Słynny kościół przesunięty potem w ramach bezprecedensowej operacji o 21 metrów, by umożliwić budowę trasy W-Z.

Zanim jednak go przesunięto, Stanisław Kicman zdążył w 1953 r. wstąpić do Niższego, a w dwa lata później do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, by po kolejnych dwóch latach z niego zrezygnować. Wtedy miał poczucie, że się nie nadaje, że nie jest to jego droga.

Stanisław nie zrezygnował jednak ze służby na rzecz wspólnoty Kościoła. Działał jako prezes Akcji Katolickiej, członek Caritas i Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, ukończył teologię, wzorem swojej mamy prowadził piątkowe nabożeństwa drogi krzyżowej. Później był również nadzwyczajnym szafarzem komunii świętej i katechetą, m.in. wśród więźniów i uzależnionych. Żonę, Czesławę, Stanisław też zresztą poznał w kościelnym chórze. Przeżyli razem 53 lata wypełnione pielgrzymkami, modlitwą i po prostu – wzajemną miłością; doczekali się również dwóch synów.



Czytaj także:
Ocalony z Holokaustu polski Żyd, który został księdzem

 

Stanisław Kicman w seminarium

W 2012 r. po nagłej śmierci żony Stanisław Kicman odczuł wewnętrzne przynaglenie powrotu na raz już rozpoczętą ścieżkę kapłaństwa. „Ktoś może sobie pomyśleć: staruszek miał ambicję na koniec zostać księdzem. Ale ja mogłem tylko pragnąć. Ostateczną decyzję podjęli przedstawiciele Kościoła, w którym działa Duch Święty” – mówił w jednym z wywiadów.

I choć wiek prymicji ks. Stanisława stawia go u jednej z granic amplitudy, to kwestia tzw. „późnych powołań” zaznacza się w życiu Kościoła coraz wyraźniej. W dniach, gdy do rozpoczęcia swojej posługi przygotowywał się ks. Stanisław, Konferencja Episkopatu Polski powołała do życia Ogólnopolskie Seminarium dla Starszych Kandydatów do Święceń. Bo każdy wiek jest dobry, by odpowiedzieć na wezwanie Pana.

A co robi ks. Stanisław dzisiaj? W Wielkim Tygodniu niełatwo się z nim umówić. Posługuje w parafii pw. św. Szczepana w podwarszawskim Raszynie. Czas swój dzieli pomiędzy mszę świętą, konfesjonał (tu w okresie przedświątecznym pracy jest szczególnie dużo) i przygotowywanie z parafialnym zespołem Caritas paczek świątecznych dla osób w trudnej sytuacji materialnej. Jak sam mówi – mimo fizycznego zmęczenia jest prawdziwie szczęśliwym kapłanem i człowiekiem.

*Właściwa nazwa to Kościół św. Stanisława Biskupa i Męczennika parafii św. Wojciecha na Woli, aczkolwiek w świadomości większości mieszkańców Warszawy funkcjonuje on jako Kościół św. Wojciecha.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.