separateurCreated with Sketch.

Ratownik do zadań specjalnych

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Katarzyna Matusz - 04.05.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Strażakom w dniu ich święta życzmy tyle powrotów z akcji, co wyjazdów. Jesteśmy wynagradzani za to, co i tak lubimy i chyba nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Katarzyna Matusz: Jakie cechy powinien mieć dobry strażak?

Bryg. mgr inż. Wiesław Drosio: Upór wewnętrzny, bo wiadomo, że będzie spotykał się z różnymi problemami, zdolności psychofizyczne, odporność na stres ze względu na kontakt z osobami poszkodowanymi, zmarłymi, ponieważ to będzie na jego psychikę. Ważna jest też tężyzna fizyczna – gdy strażak wbiega ze sprzętem na ósme piętro, żebyśmy później nie musieli ratować samego strażaka (śmiech).

Pomagacie osobom poszkodowanym po trzęsieniach ziemi, byliście w Nepalu, na Haiti, jak to wygląda?

Pracujemy dwadzieścia cztery godziny na dobę tylko z przerwami na odpoczynek. Spotykamy się z dużą liczbą osób poszkodowanych, na gruzowisku szukamy osób uwiezionych. Pomagają nam w tym specjalnie wyszkolone psy ratownicze.

Rodi i Gines są tak skuteczne?

Tak, gdy korzystamy z geofonu osoba musi być przytomna, musi dać nam jakiś sygnał, żebyśmy mogli ją znaleźć, a przy psach nie ma takiej konieczności. Szukają bardzo szybko i na dużych powierzchniach. Wskazują nam wyłącznie osoby żywe, w dalszej kolejności wydobywamy osoby martwe, to jest druga faza, humanitarna. To wymaga od strażaka odporności psychicznej. Mamy dobrze zabezpieczoną tę sferę, strażak nie jest skazany na siebie, może korzystać z fachowej pomocy psychologicznej.

Co jeszcze jest trudne w tej pracy?

Kiedy słyszymy, jak w Nepalu, w zawalanym domu został mąż i dziecko, a drugie widziano ostatnio, jak biegło koło ściany, docieramy do nich i okazuje się, że wszyscy nie żyją. I wtedy musisz iść do rodziny i powiedzieć: przepraszam, nie udało się, wszyscy są martwi. To jest najgorsze. To zawsze jest dla nas porażka.

Jedziecie tam nie tylko ratować ludzi spod gruzów, ale wspomagacie także lekarzy?

Lekarze nie wszędzie docierają, ratownicy są bardziej wyszkoleni w dotarciu w trudne miejsca, na ile więc możemy – pomagamy. Udzielamy pomocy poszkodowanym, szacujemy budynki czy są bezpieczne i można w nich mieszkać, zostawiamy sprzęt logistyczny, który ze sobą przywieźliśmy.

Dobrze, ale kto dba o bezpieczeństwo ratowników podczas akcji?

Oficer bezpieczeństwa. Sprawdza, czy budynek jest stabilny, rozstawia urządzenia, które monitorują uszkodzony budynek. Każdy ruch ściany uruchamia sygnał i ratownicy wiedzą, że może wystąpić zagrożenie i mają się ewakuować z gruzowiska. Wielokrotnie jest ciężko, nie można do kogoś dojść, ale dbając o swoje bezpieczeństwo trzeba szukać różnych możliwości i jedna z nich będzie skuteczna.

Czy zdarzały się sytuacje, podczas których ucierpiał któryś z Pana strażaków?

Na Haiti, w szkole prowadzonej przez siostry zakonne zginęło ponad sześćdziesięcioro dzieci i przeszukiwaliśmy piwnice, bo tam były sypialnie. Zawalony strop zatrzymał się metr od podłogi na szafkach nocnych, na łóżkach. Przeżyliśmy. W Nepalu był ogłoszony alarm, budynek lekko zaczął się przechylać, strażacy wyskakiwali oknami, wtedy nogę skręcił operator kamery z ekipy telewizyjnej. My jesteśmy przyzwyczajeni do poruszania się po gruzie. Najgorsze są wstrząsy wtórne, wiemy, że mogą nastąpić, ale nie wiadomo kiedy.

Kiedyś straż pożarna jeździła tylko do pożarów, teraz działa w wielu innych obszarach, jak to wygląda?

Jeździmy do wypadków. Ratujemy ludzi podczas powodzi i usuwamy skutki huraganów. Dysponujemy ratownictwem chemicznym, wodnym i wysokościowym. Trudno znaleźć taki obszar w ratownictwie, w którym Państwowa Straż Pożarna nie bierze udziału. Tu też trzeba wspomnieć o rzeszy strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej, bez ich pomocy takich spektakularnych sukcesów byśmy nie mieli.

Mówiliśmy już o tym, co jest najtrudniejsze, a co jest najlepsze w Pana pracy?

To, że mamy w Warszawie grupę poszukiwawczo-ratowniczą, w skład której wchodzi czterdziestu sześciu ratowników i dziesięć psów. Jesteśmy certyfikowani przez ONZ, więc bierzemy udział w misjach międzynarodowych. Najlepszy podczas akcji jest ten moment, który kończy się odnalezieniem kogoś żywego, ileś lat pracujesz po to, żeby komuś darować drugie życie.

Świętujecie 4 maja w dniu Waszego patrona, św. Floriana. W tym roku obchodzicie także 25-lecie istnienia PSP, czego możemy Wam życzyć?

Strażakom życzmy tyle powrotów z akcji, co wyjazdów. Często śmiejemy się, że jesteśmy wynagradzani za to, co i tak lubimy i chyba nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.

*Bryg. mgr inż. Wiesław Drosio, dowódca Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej „Warszawa-9” oraz Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 15. Brał udział w akcjach ratowniczych w dotkniętych trzęsieniem ziemi Haiti (2010) i Nepalu (2015).

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: