separateurCreated with Sketch.

Schudła 35 kg i wkrótce spełni swoje marzenie  

Aneta przed rokiem (L) i obecnie (P), fot. Marta Kobylska

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Katarzyna Matusz - 19.05.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nieważne, ile razy człowiek upada, ale ile razy powstaje – to motto Anety Gmitrzak. 29 latka z Krakowa stała się dla wielu znakiem tego, że niemożliwe stało się możliwe.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Katarzyna Matusz: Dlaczego postanowiłaś wywrócić swoje życie do góry nogami i zacząć poważne odchudzanie?

Aneta Gmitrzak: Zawsze ważyłam dużo i w tyle głowy pojawiała się myśl o odchudzaniu, ale uważałam, że mam słomiany zapał i nawet nie próbowałam. Pewnego razu wybrałam się ze znajomymi w góry i tam – ważna dla mnie osoba zapytała – ile mam nadwagi? Ważyłam wtedy 115 kg. To był początek trudnej i oczyszczającej rozmowy. W kolejnych tygodniach pojawiły się problemy ze zdrowiem, mdlałam, trafiałam na SOR.

Pojawiła się dietetyczka i otrzymałaś zasady zdrowego żywienia, opowiedz o nich.

Najważniejsza zasada to jedzenie śniadania w ciągu godziny od przebudzenia się. Regularne posiłki co 3-4 godziny i najlepiej, żeby było ich pięć dziennie. Do każdego głównego posiłku jem warzywa. Nie zapominam o owocach, które serwuję w koktajlach. Zamiast kurczaka wybieram zdrowszego indyka, okazjonalnie mięso wołowo-wieprzowe, raz w miesiącu wątróbkę. Jem tylko ciemne pieczywo na zakwasie i sprawdzam, żeby jedzenie, które kupuję nie miało syropu glukozowo-fruktuzowego.

Nie dostałaś jakiś gotowych przepisów? Konkretnych dań, ilości…?

Dostałam taki przykładowy jadłospis na jeden dzień, który miał pokazać, ile mogę jeść. Wiem, co mogę jeść i w ramach tego przygotowuję posiłki. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś mi coś narzucał i takie kreatywne podejście do odżywiania bardzo mi się spodobało.

Jak to wygląda na co dzień?

Zupełnie wyeliminowałam cukier, sól. Używam za to więcej przypraw. Zaczęłam jeść marchewki jako przekąskę. Nie lubiłam nabiału, ale zaczęłam go przemycać w koktajlach. Nie przepadam za rybami, bo dużo ich zjadałam w dzieciństwie z racji tego, że mój tata jest rybakiem, ale zaczęłam je znowu jadać. Ostatni posiłek serwuję sobie na 2-3 godziny przed snem, piję 2-3 litry wody niegazowanej dziennie.

Wprowadziłaś też w swoje życie sport.

Zaczęłam się odchudzać 31 maja ubiegłego roku i na początek chodziłam na półgodzinne spacery i tak było przez dwa miesiące. Potem były Światowe Dni Młodzieży i jako wolontariuszka w mojej parafii, Matki Boskiej Fatimskiej w Krakowie, miałam dużo więcej chodzenia, a w sierpniu dodatkowo zaczęłam jeździć na rowerze. Od dwóch miesięcy chodzę na siłownię, zumbę i odkrywam w tym radość i pasję. Lubię tam być, kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogę biegać.

Nie uprawiałaś sportu przez piętnaście lat. A teraz masz marzenie właśnie sportowe. Jak dokonuje się taka zmiana?

Zgadza się. Na początku na siłowni tylko chodziłam na bieżni, po dwóch tygodniach mogłam przebiec minutę, teraz już siedem. W sierpniu chciałabym wziąć udział w biegu na 3 kilometry z przeszkodami. To dla mnie krok siedmiomilowy do pokazania sobie, że mogę realizować swoje marzenia, więcej, że mogę znaleźć odwagę, żeby je spełniać.

Czego nauczyłaś się w ciągu tego roku?

Tego, że mam silną wolę, że mogę wiele osiągnąć. Wiem, że jak mam cel, to do niego dążę. Nauczyłam się stawiać sobie małe cele. Jasne, że zdarzały się upadki, czasami nie miałam siły, uważałam, że to bez sensu. Ale wiem, że małymi kroczkami mogę wiele osiągnąć. Kiedy postawię sobie cel, że schudnę 35 kilogramów to jest to duży cel, ale kiedy postanowię, że w ciągu 3 miesięcy schudnę 10 kilogramów to jest to cel możliwy do osiągnięcia. Nauczyłam się, żeby stawiać sobie realne cele.

Jak się czujesz, kiedy na siebie patrzysz?  

Zawsze miałam problem z akceptacją siebie i teraz uczę się siebie nowej, a to nie jest takie proste. Pamiętam, że po pewnym okresie diety patrzyłam na siebie i zastanawiałam się, czy to na pewno ja? Czuję się lepiej i zdrowiej sama ze sobą. Miłość do siebie przychodzi z czasem. Choruję na depresję i stawianie sobie samej wyzwań pozwala mi walczyć z chorobą. Wiem, że gdyby nie błogosławieństwo Pana Boga na to, co teraz robię ze swoim życiem, nie udałoby mi się. To, co mogę zrobię, a resztę niech Pan Bóg ogarnia.

Twoja złota rada dla innych?

Nieważne, ile razy człowiek upada, ale ile razy powstaje – to doskonale obrazuje mój ostatni rok życia.

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.