separateurCreated with Sketch.

“Piraci z Karaibów”, czyli okazja do rozmowy z synem

Scena z filmu "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara"
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Kiszkis - 04.07.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Kolejne odcinki sagi „Piraci z Karaibów” są jak zjazd ze zjeżdżalni w aquaparku – trochę emocji, trochę śmiechu i nie wiadomo, co się właściwie wydarzyło.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Wszystkie odcinki serii obejrzałam po to, żeby dotrzymać towarzystwa synowi. Po wielekroć, nie oszczędzono mi bowiem licznych domowych powtórek. Mimo to nadal nie wiem, o co właściwie chodzi w którejkolwiek z kolejnych fabuł, i nie bardzo rozumiem fenomenalną popularność cyklu. Syn – pytany, czy rozumie, w czym rzecz – przewracał oczami, wzdychał i rozpoczynał wyjaśnienia „że wtedy on…” i „że wiesz…”. Nie pomagało. Mamy więc piąty odcinek serii, syn w międzyczasie wyhodował wąsy, a ja dalej trwam w nieświadomości. I oczywiście, w bezrozumnej nadziei na przełom, wybrałam się z nim na „Zemstę Salazara”.

 

Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara

Oryginalny podtytuł brzmi wprawdzie „Dead Men Tell No Tales” – martwi milczą. To znana angielska fraza o tych, którzy na pewno nie zdradzą już żadnego sekretu. Ale zemsta jest, owszem, a w każdym razie jest jej pragnienie – jeden z najprostszych i najpotężniejszych wehikułów fabularnych.

Jest i Salazar: hiszpański kapitan, zapamiętały wróg piractwa, także pośmiertnie, bo poznajemy go już jako upiora, wynurzającego się z otchłani wraz z potwornym okrętem. Salazara podżega ku czynom okrutnym nie tylko dawny zew praworządności, ale i żądza zemsty właśnie. Obiektem tejże ma stać się kapitan piratów, Jack Sparrow, który sprowadził na Salazara i jego załogę tę śmierć-nie śmierć, wieczną mękę na dnie oceanu. Żeby ocaleć, Jack Sparrow musi zdobyć mityczny Trójząb Posejdona.

Nieprawdopodobne, choć w ramach magicznej konwencji omalże wiarygodne zdarzenia dzieją się w zawrotnym tempie, logika chwieje się wesoło niczym pirat na drewnianej nodze, i tak sobie płyniemy po cudnych manowcach mórz południowych. Mam jednak wrażenie, że po czwartej części, której scenariusz i realizacja budziła przemożne skojarzenie z niezbyt skomplikowaną grą komputerową, nowi twórcy nabrali w płuca świeżego powietrza. Nie żeby się nim jakoś specjalnie zachłysnęli, sequel ma swoje prawa, ale i nie męczą widza zanadto. Pojawia się też nawet – nieobecny dotąd w serii – cień jakiejś głębszej refleksji, kiedy jedna z bardziej odrażających postaci zdobywa się na gest miłości ostatecznej – ojciec, który właśnie poznał swoją dorosłą córkę, poświęca życie, żeby ją ocalić.



Czytaj także:


 

Film dla miłośników piractwa

Jak małe dziecko nabrałam się natomiast znów na zachwycające efekty specjalne. Od początku serii nie mogę oprzeć się myśli, że ktoś z ekipy twórców na wstępie prac rzucił cytat z „Burzy” Szekspira: „Ojca morskie tulą fale; z kości jego są korale, perła lśni, gdzie oko było…”, który uruchomił nieprawdopodobną machinę wyobraźni. Ci, którzy mieszkają w głębinach, mają twarze i ubrania obrośnięte muszlami, są przerażającymi półludźmi-półośmiornicami, półkrabami, albo w ogóle jest ich pół, bo morska woda zniweczyła częściowo ich ciała. W każdej kolejnej odsłonie serii kolejne upiory są niepowtarzalne, a ich pośmiertne zniekształcenia zawsze uzasadnione: statek Salazara płonął przed zatonięciem, więc załoga wynurza się spod wody w części spopielała. Tak, wiem – komputerowe chwyty z XXII wieku czynią możliwym niemożliwe, ale czym byłyby bez ludzkiej wyobraźni?

Gwiazdorska obsada – w tym Paul McCartney, którego nie poznacie, jak zawsze przepaskudnie ucharakteryzowany i jak zawsze wspaniały Geoffrey Rush, komputerowo odmłodzony Johnny Depp, Orlando Bloom, już nie jako smukły młodzieniec, a w roli Salazara Javier Bardem – to oczywiście te miłe oku perełki, ale na role rodem z Bergmana czy Felliniego nikt chyba nie oczekuje i słusznie.

Nic więcej i nic mniej. Dwie godziny w klimatyzowanym kinie podczas upałów to rzecz warta rozważenia. Nie nastawiając się na jakieś szczególne olśnienia, można dotrzymać towarzystwa młodym miłośnikom piractwa, a później porozmawiać z nimi – na przykład o sile wyobraźni, o buntowaniu się, zemście, poświęceniu. Albo o rozrywce – co to takiego jest i jakimi prawami się rządzi.



Czytaj także:
Najtańsza skuteczna terapia małżeńska? Wspólne oglądanie filmów!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!