Chciał służyć Bogu przez pomaganie biednym. Gorąco pragnął „być prawdziwym chrześcijaninem”. Niewiele zabrakło, by Van Gogh został… pastorem. Zabrakło mu talentu kaznodziejskiego.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Polscy widzowie mogą obejrzeć wyjątkowy na skalę światową film „Twój Vincent”. Polsko-brytyjska produkcja, jedyna do tej pory pełnometrażowa animacja namalowana farbami, zostanie wyemitowana podczas 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Przy tej okazji chcemy pokazać Van Gogha, jakiego nie znacie.
Van Gogh pastorem?
O tym, że uważano go za chorego umysłowo – wiemy. O tym, że był biednym artystą – wiemy. Ale mało kto wie, że Vincent, zanim zaczął malować przygotowywał się do posługi pastora.
Powód? Jednym z nich mógł być fakt, że również jego ojciec, Theodoras van Gogh, a także dziadek byli pastorami. Z pewnością jednak możemy stwierdzić, że w stronę głoszenia Ewangelii skierowała młodego Holendra żywa wiara. Dowód? Wiele spośród 651 listów, które Vincent napisał do swojego młodszego brata Theo.
Pierwsze pisał z Hagi jako 19-latek. O codzienności, o książkach, sztuce, o tym, co sprawiało mu radość. Trzy lata później zaczął jeszcze więcej pisać o Bogu. Choć interesował się malarstwem i już przejawiał nadzwyczajne zdolności do rysunku, był przekonany, że jego powołaniem jest pomaganie biednym. Pełen pokory nie chciał żyć dla siebie, ale dla Boga. Swojego brata Theo również zachęcał do religijnego życia:
W ostatnie dwie niedziele chodziłem do kościoła, by posłuchać pastora Bercier. Słyszałem kazanie na temat: „Tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu” i „Stworzył człowieka na wyobrażenie swoje”. Było to naprawdę piękne i podniosłe. Jeżeli tylko masz czas, powinieneś co niedzielę chodzić do kościoła i choć nie zawsze kazania będą tak piękne, nie
pożałujesz tego z pewnością. (Paryż, 13 sierpnia 1875 r.)
Czytaj także:
„Twój Vincent”. Zobacz, jak powstał film, który podbija festiwale i ma szansę na Oscara
Nie miał daru kaznodziejskiego
Starszy brat nie tylko dzielił się z młodszym wrażliwością na Słowo Boże i radami co do pobożnego życia. Gdy podnosił go na duchu – robił to z ufnością w pomoc Boga:
Mój drogi, wiem dobrze, że w chwili obecnej masz poważne trudności, trzeba jednak być stanowczym i odważnym. Czasem trzeba sobie powiedzieć: „Nie śnij, nie wzdychaj”. Pamiętaj, „nie jesteś sam, ale Ojciec Niebieski jest z tobą”. (Paryż, 30 września 1875)
Młody Vincent pragnął głosić Ewangelię. Gdy miał 23 lata został pomocnikiem pastora metodystów. Podobno nie miał daru kaznodziejskiego (tytuł jednego z jego kazań: Sorrow is better than laughter – Smutek jest lepszy od śmiechu). Dodatkowo głoszenie utrudniała mu słaba znajomość języka angielskiego. Pomimo trudności zajęcie uskrzydlało Vincenta:
Theo, ubiegłej niedzieli twój brat wygłosił pierwsze kazanie w domu bożym, w domu, o którym napisano: „Pokój pewny dam wam na tym miejscu”. Posyłam ci szczegółowy opis, jak to się odbyło. Oby to były pierwsze z wielu.
Gdy wchodziłem na ambonę, czułem się jak ktoś, kto z ciemnej piwnicy ukrytej głęboko pod ziemią wychodzi na światło dzienne, i miałem przyjemne uczucie, że od tej pory, gdziekolwiek się znajdę, będę mógł głosić ewangelię. Żeby to się spełniło, trzeba w sercu swoim nosić słowo Boże. Oby On je tam posiał. (Isleworth, bez daty.)
Czytaj także:
Kryminalna przeszłość dzieł sztuki. Poznaj te niesamowite historie!
Chcę być prawdziwym chrześcijaninem
O swoim pragnieniu głoszenia pisał kilkakrotnie, ze wzruszającą gorliwością:
Drogi Theo, byłbym nieszczęśliwy, gdybym nie miał możności głoszenia ewangelii, gdyby moim celem nie było
głoszenie ewangelii, gdybym nie pokładał całej mojej nadziei i zaufania w Chrystusie. Byłbym wtedy naprawdę nieszczęśliwy,
podczas gdy teraz, mimo wszystko, mam odwagę. (Isleworth, 10 listopada 1876 r.).
Tuż przed rozpoczęciem studiów teologicznych w Amsterdamie w 1877 roku pisał o tym, że chce być prawdziwym chrześcijaninem i o swoich odczuciach, co do niektórych ksiąg Pisma Świętego.
Z całym przekonaniem i wiarą powziąłem ostateczną decyzję, której, jak sądzę, nigdy nie będę żałował: chcę stać się prawdziwym chrześcijaninem i prawdziwym sługą chrystianizmu. Cała moja przeszłość powinna się przyczynić do osiągnięcia tego celu. Dziś, kiedy poznałem duże miasta, jak Londyn i Paryż, poznałem życie w różnych środowiskach i pracę w szkołach w Ramsgate i w Isleworth, najbardziej pociągają mnie niektóre księgi zawarte w Biblii, np. Dzieje Apostolskie. (30 kwietnia 1877 r.)
Gdy Vincent zmagał się z trudnościami finansowymi oraz depresją nie przestawał ufać Bogu:
Bóg widzi przecież nasze kłopoty i nasz smutek i może nam pomóc mimo wszystko. Wiara w Boga jest we mnie głęboko zakorzeniona, to nie jest urojenie ani pusta wiara, lecz fakt i prawda: istnieje żywy Bóg, który prowadzi naszych rodziców, a jego oczy zwrócone są również na nas. Jestem pewien, że On ma jakieś plany co do nas i że my w pewnym sensie nie należymy do siebie. Tym Bogiem jest nie kto inny jak Chrystus, o którym czytamy w Biblii, a którego życie i nauki nosi każdy z nas głęboko w sercu. (Amsterdam, 30 maja 1877 r.)
W tym samym liście pisał także:
Bez wiary w Boga nie można żyć ani wytrzymać na tym świecie; ale kto wierzy, może żyć długo.
A dwa miesiące później:
Jedno tylko bogactwo dla każdego dostępne – to Bóg, i to jest skarb, którego człowiekowi nikt nie odbierze. (Amsterdam, 5 sierpnia 1877).
Czytaj także:
„Powidoki” – ostatni film Wajdy. Niedoszły malarz zrobił film o malarskim mistrzu
Tylko Chrystus może pocieszyć
Ogromna i piękna wiara 25-letniego Vincenta pomaga nawrócić się alkoholikowi, pozwala także z nadludzkim poświęceniem pielęgnować chorych podczas epidemii tyfusu (Wracam właśnie z odwiedzin u starej kobieciny w rodzinie węglarzy. Jest ciężko chora, zachowała jednak wiarę i cierpliwość. Przeczytałem z nią rozdział z Biblii, a potem modliliśmy się razem ze wszystkimi. (26 grudnia 1878 r.)
To wszystko młody Holender czynił jako kaznodzieja w Petit-Wasmes. W jednym z listów zwierza się z bratu z głoszenia kazania dla górników. Oparł je o fragment z Dziejów Apostolskich:
Powiedziałem im, żeby wyobrazili sobie owego – Macedończyka jako robotnika o twarzy smutnej, cierpiącej i zmęczonej. Prostego robotnika, który ma duszę nieśmiertelną, domaga się niezawodnego pokarmu, jakim jest słowo Boże. Tylko Jezus Chrystus może pocieszyć, podnieść na duchu i oświecić takiego człowieka, jak ów Macedończyk – zwykłego robotnika, borykającego się z losem – bo Chrystus sam wiele wycierpiał, zna nasze dolegliwości, sam był nazywany synem cieśli, choć był Synem Bożym, i przez trzydzieści lat pracował w nędznym warsztacie ciesielskim, aby wypełniła się wola Boża. Bóg chce, aby człowiek naśladując Chrystusa wiódł także żywot skromny, aby wędrując po ziemi, nie ubiegał się o niedostępne dla niego zaszczyty, lecz poprzestawał na małym i uczył się cnót ewangelicznych, łagodności i pokory serca.
Niestety, wrażliwość Vincenta na biedę i jego gorliwość nie była mile widziana przez Komitet ewangelizacji, który go zatrudnił. Został więc zwolniony. To był także ten czas, kiedy van Gogh coraz więcej rysował, odwiedzał muzea i przebudzał się dla sztuki. Choć nie udało mu się spełnić marzenia o niesieniu Boga ludziom w roli pastora, niewątpliwie o wiele więcej ludzi może doświadczać błogosławieństwa oglądając jego dzieła.
*Wszystkie fragmenty pochodzą z książki „Listy do brata” Vincenta Van Gogha