separateurCreated with Sketch.

Czy wiesz, że Van Gogh marzył o głoszeniu Ewangelii wśród ubogich?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magdalena Galek - 04.08.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Chciał służyć Bogu przez pomaganie biednym. Gorąco pragnął „być prawdziwym chrześcijaninem”. Niewiele zabrakło, by Van Gogh został… pastorem. Zabrakło mu talentu kaznodziejskiego.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Polscy widzowie mogą obejrzeć wyjątkowy na skalę światową film „Twój Vincent”. Polsko-brytyjska produkcja, jedyna do tej pory pełnometrażowa animacja namalowana farbami, zostanie wyemitowana podczas 17. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Przy tej okazji chcemy pokazać Van Gogha, jakiego nie znacie.

 

Van Gogh pastorem?

O tym, że uważano go za chorego umysłowo – wiemy. O tym, że był biednym artystą – wiemy. Ale mało kto wie, że Vincent, zanim zaczął malować przygotowywał się do posługi pastora.

Powód? Jednym z nich mógł być fakt, że również jego ojciec, The­odo­ras van Gogh, a także dziadek byli pastorami. Z pewnością jednak możemy stwierdzić, że w stronę głoszenia Ewangelii skierowała młodego Holendra żywa wiara. Dowód? Wiele spośród 651 listów, które Vincent napisał do swojego młodszego brata Theo.

Pierwsze pisał z Hagi jako 19-latek. O codzienności, o książkach, sztuce, o tym, co sprawiało mu radość. Trzy lata później zaczął jeszcze więcej pisać o Bogu. Choć interesował się malarstwem i już przejawiał nadzwyczajne zdolności do rysunku, był przekonany, że jego powołaniem jest pomaganie biednym. Pełen pokory nie chciał żyć dla siebie, ale dla Boga. Swojego brata Theo również zachęcał do religijnego życia:

W ostat­nie dwie nie­dzie­le cho­dzi­łem do ko­ścio­ła, by po­słu­chać pa­sto­ra Ber­cier. Sły­sza­łem ka­za­nie na te­mat: „Tym, któ­rzy mi­łu­ją Boga, wszyst­ko do­po­ma­ga ku do­bre­mu” i „Stwo­rzył czło­wie­ka na wy­obra­że­nie swo­je”. Było to na­praw­dę pięk­ne i pod­nio­słe. Je­że­li tyl­ko masz czas, po­wi­nie­neś co nie­dzie­lę cho­dzić do ko­ścio­ła i choć nie za­wsze ka­za­nia będą tak pięk­ne, nie
po­ża­łu­jesz tego
z pew­no­ścią.
(Paryż, 13 sierp­nia 1875 r.)



Czytaj także:
„Twój Vincent”. Zobacz, jak powstał film, który podbija festiwale i ma szansę na Oscara

 

Nie miał daru kaznodziejskiego

Starszy brat nie tylko dzielił się z młodszym wrażliwością na Słowo Boże i radami co do pobożnego życia. Gdy podnosił go na duchu – robił to z ufnością w pomoc Boga:

Mój dro­gi, wiem do­brze, że w chwi­li obec­nej masz po­waż­ne trud­no­ści, trze­ba jed­nak być sta­now­czym i od­waż­nym. Cza­sem trze­ba so­bie po­wie­dzieć: „Nie śnij, nie wzdy­chaj”. Pa­mię­taj, „nie je­steś sam, ale Oj­ciec Nie­bie­ski jest z tobą”. (Paryż, 30 wrze­śnia 1875)

Młody Vincent pragnął głosić Ewangelię. Gdy miał 23 lata został pomocnikiem pastora metodystów. Podobno nie miał daru kaznodziejskiego (tytuł jednego z jego kazań: Sor­row is bet­ter than lau­gh­ter – Smu­tek jest lep­szy od śmie­chu). Dodatkowo głoszenie utrudniała mu słaba znajomość języka angielskiego. Pomimo trudności zajęcie uskrzydlało Vincenta:

Theo, ubie­głej nie­dzie­li twój brat wy­gło­sił pierw­sze ka­za­nie w domu bo­żym, w domu, o któ­rym na­pi­sa­no: „Po­kój pew­ny dam wam na tym miej­scu”. Po­sy­łam ci szcze­gó­ło­wy opis, jak to się od­by­ło. Oby to były pierw­sze z wie­lu.

Gdy wcho­dzi­łem na am­bo­nę, czu­łem się jak ktoś, kto z ciem­nej piw­ni­cy ukry­tej głę­bo­ko pod zie­mią wy­cho­dzi na świa­tło dzien­ne, i mia­łem przy­jem­ne uczu­cie, że od tej pory, gdzie­kol­wiek się znaj­dę, będę mógł gło­sić ewan­ge­lię. Żeby to się speł­ni­ło, trze­ba w ser­cu swo­im no­sić sło­wo Boże. Oby On je tam po­siał. (Isleworth, bez daty.)



Czytaj także:
Kryminalna przeszłość dzieł sztuki. Poznaj te niesamowite historie!

 

Chcę być prawdziwym chrześcijaninem

O swoim pragnieniu głoszenia pisał kilkakrotnie, ze wzruszającą gorliwością:

Dro­gi Theo, był­bym nie­szczę­śli­wy, gdy­bym nie miał moż­no­ści gło­sze­nia ewan­ge­lii, gdy­by moim ce­lem nie było
gło­sze­nie ewan­ge­lii, gdy­bym nie po­kła­dał ca­łej mo­jej na­dziei i za­ufa­nia w Chry­stu­sie. Był­bym wte­dy na­praw­dę nie­szczę­śli­wy,
pod­czas gdy te­raz, mimo wszyst­ko, mam od­wa­gę.
(Is­le­worth, 10 li­sto­pa­da 1876 r.).

Tuż przed rozpoczęciem studiów teologicznych w Amsterdamie w 1877 roku pisał o tym, że chce być prawdziwym chrześcijaninem i o swoich odczuciach, co do niektórych ksiąg Pisma Świętego.

Z ca­łym prze­ko­na­niem i wia­rą po­wzią­łem osta­tecz­ną de­cy­zję, któ­rej, jak są­dzę, nig­dy nie będę ża­ło­wał: chcę stać się praw­dzi­wym chrze­ści­ja­ni­nem i praw­dzi­wym słu­gą chry­stia­ni­zmu. Cała moja prze­szłość po­win­na się przy­czy­nić do osią­gnię­cia tego celu. Dziś, kie­dy po­zna­łem duże mia­sta, jak Lon­dyn i Pa­ryż, po­zna­łem ży­cie w róż­nych śro­do­wi­skach i pra­cę w szko­łach w Rams­ga­te i w Is­le­worth, naj­bar­dziej po­cią­ga­ją mnie nie­któ­re księ­gi za­war­te w Bi­blii, np. Dzie­je Apo­stol­skie. (30 kwiet­nia 1877 r.)

Gdy Vincent zmagał się z trudnościami finansowymi oraz depresją nie przestawał ufać Bogu:

Bóg wi­dzi prze­cież na­sze kło­po­ty i nasz smu­tek i może nam po­móc mimo wszyst­ko. Wia­ra w Boga jest we mnie głę­bo­ko za­ko­rze­nio­na, to nie jest uro­je­nie ani pu­sta wia­ra, lecz fakt i praw­da: ist­nie­je żywy Bóg, któ­ry pro­wa­dzi na­szych ro­dzi­ców, a jego oczy zwró­co­ne są rów­nież na nas. Je­stem pe­wien, że On ma ja­kieś pla­ny co do nas i że my w pew­nym sen­sie nie na­le­ży­my do sie­bie. Tym Bo­giem jest nie kto inny jak Chry­stus, o któ­rym czy­ta­my w Bi­blii, a któ­re­go ży­cie i na­uki nosi każ­dy z nas głę­bo­ko w ser­cu. (Amsterdam, 30 maja 1877 r.)

W tym samym liście pisał także:

Bez wia­ry w Boga nie moż­na żyć ani wy­trzy­mać na tym świe­cie; ale kto wie­rzy, może żyć dłu­go.

A dwa miesiące później:

Jed­no tyl­ko bo­gac­two dla każ­de­go do­stęp­ne – to Bóg, i to jest skarb, któ­re­go czło­wie­ko­wi nikt nie od­bie­rze. (Amsterdam, 5 sierp­nia 1877).



Czytaj także:
„Powidoki” – ostatni film Wajdy. Niedoszły malarz zrobił film o malarskim mistrzu

 

Tylko Chrystus może pocieszyć

Ogromna i piękna wiara 25-letniego Vincenta pomaga na­wrócić się al­ko­ho­li­kowi, pozwala także z nad­ludz­kim po­świę­ce­niem pie­lę­gnować cho­rych pod­czas epi­de­mii ty­fu­su (Wra­cam wła­śnie z od­wie­dzin u sta­rej ko­bie­ci­ny w ro­dzi­nie wę­gla­rzy. Jest cięż­ko cho­ra, za­cho­wa­ła jed­nak wia­rę i cier­pli­wość. Prze­czy­ta­łem z nią roz­dział z Bi­blii, a po­tem mo­dli­li­śmy się ra­zem ze wszyst­ki­mi. (26 grud­nia 1878 r.)

To wszystko młody Holender czynił jako kaznodzieja w Pe­tit-Wa­smes. W jednym z listów zwierza się z bratu z głoszenia kazania dla górników. Oparł je o fragment z Dziejów Apostolskich:

Po­wie­dzia­łem im, żeby wy­obra­zi­li so­bie owe­go – Ma­ce­doń­czy­ka jako ro­bot­ni­ka o twa­rzy smut­nej, cier­pią­cej i zmę­czo­nej. Pro­ste­go ro­bot­ni­ka, któ­ry ma du­szę nie­śmier­tel­ną, do­ma­ga się nie­za­wod­ne­go po­kar­mu, ja­kim jest sło­wo Boże. Tyl­ko Je­zus Chry­stus może po­cie­szyć, pod­nieść na du­chu i oświe­cić ta­kie­go czło­wie­ka, jak ów Ma­ce­doń­czyk – zwy­kłe­go ro­bot­ni­ka, bo­ry­ka­ją­ce­go się z lo­sem – bo Chry­stus sam wie­le wy­cier­piał, zna na­sze do­le­gli­wo­ści, sam był na­zy­wa­ny sy­nem cie­śli, choć był Sy­nem Bo­żym, i przez trzy­dzie­ści lat pra­co­wał w nędz­nym warsz­ta­cie cie­siel­skim, aby wy­peł­ni­ła się wola Boża. Bóg chce, aby czło­wiek na­śla­du­jąc Chry­stu­sa wiódł tak­że ży­wot skrom­ny, aby wę­dru­jąc po zie­mi, nie ubie­gał się o nie­do­stęp­ne dla nie­go za­szczy­ty, lecz po­prze­sta­wał na ma­łym i uczył się cnót ewan­ge­licz­nych, ła­god­no­ści i po­ko­ry ser­ca.

Niestety, wrażliwość Vincenta na biedę i jego gorliwość nie była mile widziana przez Komitet ewangelizacji, który go zatrudnił. Został więc zwolniony. To był także ten czas, kiedy van Gogh coraz więcej rysował, odwiedzał muzea i przebudzał się dla sztuki. Choć nie udało mu się spełnić marzenia o niesieniu Boga ludziom w roli pastora, niewątpliwie o wiele więcej ludzi może doświadczać błogosławieństwa oglądając jego dzieła.

*Wszystkie fragmenty pochodzą z książki „Listy do brata” Vincenta Van Gogha

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.