„Zawsze powinniśmy upewnić się, że ludzie, z którymi mamy styczność stali się lepszymi ludźmi dzięki temu, że mieli z nami do czynienia” – mówi nam Nathan Hill, autor kultowej już powieści „Niksy”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nathan Hill, amerykański autor, uważany jest za największy talent literacki ostatniego czasu. Jego „Niksy” porażają głębokim smutkiem i błyskotliwą ironią, z jakimi autor prowadzi przez kolejne strony dojmującej historii relacji matka – syn, odnosząc się do protestów na Wall Street, internetu, współczesnych narracji medialnych, kontrkultury lat 60. Wszystko inkrustowane norweską mitologią. „Niksy nie ukazują się już pod postacią koni. (…) Każdy widzi je inaczej. Ale zwykle ukazują się pod ludzką postacią. Zwykle kogoś, kogo wydaje nam się, że kochamy” – czy można nie ulec zwodniczemu urokowi niksy, jak bardzo nasz dobrostan uzależniony jest od poczucia szczęścia i co znaczy stać się niksą dla innych – opowiada debiutujący amerykański autor.
Marta Januszewska: Czy wierzysz, że każdy ma swoją niksę? W jaki sposób wpływają one na nasze życie?
Nathan Hill: Cóż, nie mogę wypowiadać się za wszystkich, ale z czystym sumieniem można powiedzieć, że większość z nas odczuwa silną potrzebę – osoby, jakiejś rzeczy, pieniędzy czy stylu życia. Czasem ta potrzeba może spowodować różnego rodzaju problemy. W mojej książce jest takie miejsce, gdzie Samuel przytacza historię o niksie opowiedzianą mu przez mamę i stwierdza, że rzeczy, których pragniemy najbardziej mogą też najbardziej nam obrzydzić życie właśnie dlatego, że tak mocno ich pożądamy. Ta chciwość jest kluczem. Powiedziałbym, że to chęć kontroli i posiadania przedmiotów naszego pożądania pakuje nas w tarapaty. To nas prowadzi do zazdrości i zawiści, i tak dalej.
Czytaj także:
“Gorące mleko”. Dlaczego relacja matki z córką jest tak trudna?
Dziedzictwo emocjonalne
Do jakiego stopnia historia naszych rodzin determinuje nasze życiowe wybory i określa, kim jesteśmy?
Nie ma innej możliwości – nasi rodzice nas kształtują. Nawet jeżeli nie było ich przy nas, kiedy dorastaliśmy. Wówczas kształtują nas swoją nieobecnością. Zniekształcają nas mniej lub bardziej nawet jeśli mają dobre intencje, nawet jeśli są fantastycznymi rodzicami. Jeśli rodzice przytulali cię, gdy byłaś dzieckiem, możesz cierpieć na lęk przed zatraceniem się w związku w dorosłym życiu. Jeśli cię nie przytulali, możesz odczuwać lęk przed odłączeniem. Bo przechodzą na nas nie tylko geny, ale także dziedzictwo emocjonalne i różne traumy. Oczywiście, to tylko jeden aspekt spośród wielu, jakie kształtują nasze „ja”. Nie powiedziałbym, że historia naszej rodziny determinuje wszystko w naszym życiu. Ale jest po prostu częścią składową.
Mam wrażenie, że tak boimy się zranienia, że składamy nasze potrzeby emocjonalne na ołtarzu świętego spokoju. Zarówno Twoi bohaterowie, jak i Ty sam, zdajecie się być osobami, które doskonale umiały się odnaleźć w wirtualnym świecie. Jak bardzo zaangażowanie w grę komputerową pomaga w uporaniu się z życiowymi troskami?
Myślę, że dokładnie jest tak, jak mówisz: często chowamy się przed bólem czy niepewnością, ale to wywołuje ból i niepewność innego rodzaju, często o wiele bardziej zdradzieckiego, bo są subtelne i ciche. Rzeczywiście, spędziłem sporo czasu chowając się przed bólem prawdziwego świata wewnątrz wirtualnego. I pewnie można, tak postępując, odczuć jakieś profity na krótką metę, jednak na dłuższą to katastrofa, by przywołać postać Pwnage (nie ma życia osobistego i traci zdrowie – przyp. MJ).
Czytaj także:
Wszystkie błędy mojej mamy, których nie chciałabym powtórzyć
Szczęście się należy?
Żyjemy w świecie, który przekonuje, że zasługujemy na to, by być szczęśliwymi i że musimy umieć stawiać granice. Oczywiście, nikt sobie nie życzy cierpienia, ale jesteśmy uczeni, że jeśli nie chcemy, nie musimy go w ogóle doświadczać. A przekaz Twojej książki jest bardzo jasny: sytuacje, które powodują nasz ból są nieuniknione. Czy jest jakiś sposób, żeby połączyć te dwie perspektywy? A może jesteśmy skazani na życie w nieustannym napięciu?
Nie wiem, skąd wytrzasnęliśmy ten pomysł, że zasługujemy na to, żebyśmy byli szczęśliwi przez cały czas. Najpewniej to obrazek z telewizyjnych reklam, które próbują nas przekonać, że jeśli kupimy dany produkt na pewno będziemy szczęśliwi. Ale jak się nad tym racjonalne zastanowić, nawet przez minutę, odkryjemy, jak pusta jest to obietnica. Większość przedmiotów, które wywołują natychmiastowe poczucie szczęścia jest w stanie uczynić to tylko na chwilę. Odczuwamy ukłucie szczęścia, po którym następuje nieuniknione wyciszenie, które każe nam znowu wyruszyć na poszukiwanie czegoś, co nas uszczęśliwi. Pwnage w mojej powieści tak się zachowuje – szuka coraz droższych gadżetów, żeby utrzymać w karbach stres i lęk. Istnieje wiele badań psychologicznych, które potwierdzają, że gdy zaspokoimy nasze podstawowe potrzeby, nie ma takiej kwoty pieniędzy, która sprawiłaby, że staniemy się szczęśliwsi w codziennym życiu. Na przykład ci, którzy wygrali na loterii są tak samo szczęśliwi rok po wygranej, jak rok przed nią. Myślę, że ważniejsze jest poszukiwanie zadowolenia i wdzięczności, niż chwilowego poczucia szczęścia.
Na koniec wrócę do opowieści o niksach. Dość łatwo zrozumieć, że każdy z nas ma kogoś lub coś, co staje się naszą niksą, ale o wiele trudniej pojąć, co oznacza być niksą dla kogoś innego. Jak zorientować się, że się kimś takim jest (lub staje)? I jak zminimalizować ból, który z pewnością zadamy drugiemu człowiekowi?
Co za świetne pytanie! Nikt mi takiego dotąd nie zadał! Szczerze mówiąc, nie wiem, czy możemy zminimalizować ból innej osoby, bo ból każdego z nas wynika z tego, że sami siebie oszukujemy, że mamy jakieś felery w naszym subiektywnym odbiorze rzeczywistości. I czasem ból jest jedynym sposobem, by ten feler wyszedł na jaw. Nie zrozum mnie źle, nie nawołuję do tego, by ludzie podchodzili do siebie nawzajem bez serca. Przeciwnie, bardzo proszę wszystkich – bądźmy życzliwi! Jest taki amerykański felietonista Dan Savage, który specjalizuje się w poradach związanych z seksem i związkami. Wypracował on zasadę zwaną „zasadą kempingu”. Kiedy jesteś na kempingu, powinieneś zostawić miejsce biwakowania w stanie lepszym, niż je zastałeś. To samo można powiedzieć o związkach: zawsze powinniśmy upewnić się, że ludzie, z którymi mamy styczność stali się lepszymi ludźmi dzięki temu, że mieli z nami do czynienia.
Czytaj także:
Kobiety, które kochają za bardzo