Szczegóły uwolnienia uprowadzonego w Jemenie kapłana wciąż owiane są tajemnicą. Wiadomo jedynie, że kluczową rolę odegrali w tym muzułmanie z Omanu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Przez osiemnaście miesięcy niewoli siły czerpałem z modlitwy. Bóg okazał się dla mnie łaskawy” – mówi ks. Tom Uzhunnalil.
Msza święta z pamięci
O tym, że ich współbrat odzyska wolność salezjanie dowiedzieli się dopiero wówczas, gdy ks. Tom był już w drodze do Rzymu. Z pokładu samolotu Oman Air ktoś zadzwonił do przełożonego generalnego zakonu mówiąc, że za kilka godzin mają przyjechać odebrać go na lotnisko. I głos ks. Toma w słuchawce zapewniający, że ma się dobrze i naprawdę jest wolny.
Czytaj także:
Uprowadzony półtora roku temu ks. Tom Uzhunnalil odzyskał wolność!
Gdy dotarł do leżącego na terenie Watykanu domu salezjanów pierwsze, o co poprosił było wejście do kaplicy i modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Od razu chciał też odprawić mszę. Najpierw jednak musiał przejść pierwsze badania. W oczekiwaniu na lekarza poprosił o spowiedź. „Bardzo mi jej brakowało przez ten czas” – wyznał współbraciom.
Na początku niewoli udało mu się odprawić Eucharystię, ponieważ wśród zrabowanych przez porywaczy rzeczy znalazł kilka hostii. „Przez większość niewoli Eucharystię odprawiałem w sposób duchowy. Z pamięci odmawiałem poszczególne modlitwy i przypominałem sobie całe passusy Biblii” – wyznaje hinduski ksiądz.
Cierpienie w intencji papieża i Kościoła
W niewoli wspominał historie prześladowanych księży, którym nadaremnie starano się odebrać istotę ich kapłaństwa. „Nie straciłem nadziei. Nie obawiałem się śmierci. Doświadczyłem mocno, że nic mi się nie może stać, jeśli Bóg tego nie chce. Nawet włos z głowy mi nie spadnie. To dawało mi siłę”.
Dzień po oswobodzeniu spotkał się z Franciszkiem. „Nigdy wcześniej nie rozmawiałem z papieżem, może moja historia była właśnie po to potrzebna” – mówił żartując w czasie pierwszego spotkania z dziennikarzami. Powiedział Franciszkowi, że „wszystkie swoje cierpienia ofiarował w intencji jego pontyfikatu i Kościoła powszechnego”.
Wciąż nie wiadomo, kto stoi za uprowadzeniem kapłana, do którego doszło po ataku na dom starców prowadzony przez misjonarki miłości i brutalnym zamordowaniu czterech sióstr oraz dwunastu ich współpracowników i podopiecznych.
Nikt nie zmuszał mnie jednak do przejścia na islam
Ks. Toma oprawcy złapali w kaplicy, w momencie, gdy skończył spożywać konsekrowane hostie. Kaplica została zdemolowana, figury świętych zniszczone, a wszystko co dało się wynieść rozkradzione. Kapłana wrzucili do bagażnika samochodu razem z pustym tabernakulum.
„Nie byłem torturowany. Traktowali mnie dobrze. Jedynie, gdy nagrywali filmy do umieszczenia w sieci, udawali, że zachowują się brutalnie. Dostawałem żywość, a nawet z czasem zapewnili mi odpowiednie leki na cukrzycę, co w ogarniętym wojną Jemenie nie było łatwe” – wspomina ks. Tom, który w niewoli stracił 30 kilogramów.
Czytaj także:
Wzruszające spotkanie. Porwane przez Boko Haram uczennice wróciły do rodzin
„Porywacze rozmawiali po arabsku, nosili czarne stroje, ale nie kryli przede mną twarzy. Zasłaniali mi oczy jedynie wówczas, gdy mnie kilka razy przewozili z miejsca na miejsce. Brakowało mi możliwości porozmawiania z kimś, bo tylko jeden z nich znał trochę angielski. Od niego dostałem Koran po angielsku, który czytałem. Nikt nie zmuszał mnie jednak do przejścia na islam” – opowiada ks. Tom.
Zwykli kryminaliści
Pytany, dlaczego właśnie jego oszczędzono w czasie napadu na misję wyznał, że nie wie. „Zobaczyli Hindusa, cudzoziemca, może liczyli na pieniądze. Wydaje mi się, że bardziej byli to zwykli kryminaliści niż islamscy fundamentaliści” – dodaje. Po porwaniu pytali, kto się będzie starał go uratować – władze Indii, skąd pochodzi, księża, rodzina.
„Na dwa dni przed oswobodzeniem kazali mi się umyć i oddali moje stare spodnie z paskiem. Zrozumiałem, że na coś się zanosi. Zawiązano mi oczy i gdzieś pojechaliśmy. Jednak nadaremnie. Po kilku godzinach ubrali mnie w burkę i znów wyruszyliśmy. Jakiś mężczyzna podszedł i upewnił się, że to na pewno ja, a potem jechaliśmy bezdrożami wiele godzin, aż zdałem sobie sprawę, że opuściliśmy Jemen i jesteśmy w Omanie” – wspomina ks. Tom.
Za tydzień otrzyma paszport i wróci do rodzinnych Indii. Pytany o plany na przyszłość, odpowiada: „Jestem kapłanem, moje życie i przyszłość należą do Boga”.
Czytaj także:
Asia Bibi: Jezu, wybacz moim oprawcom!