Gdy kiedyś jedna ze współsióstr przyłapała ją w kuchni na mistycznej ekstazie, dostrzegła, że Teresa jednocześnie nie przestaje trzymać patelni i smażyć na niej ryby.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zawsze miałam pociąg do ludzi z nauką, gdyż niemałą szkodę wyrządzili mojej duszy spowiednicy niedouczeni, a prawdziwie uczonych, jakich pragnęłam, nie miałam. Przekonałam się o tym z własnego doświadczenia, że spowiednikowi, jeśli tylko jest kapłanem cnotliwym i świątobliwych obyczajów, lepiej jest nie mieć żadnej nauki, niż mieć niedostateczną.
– Św. Teresa z Avila, „Księga Życia”, rozdział 5.
Zasadniczo o Teresie w miarę rozgarnięty katolik wie tyle, że była to święta z tym czymś na literkę „jot”, o posiadanie czego posądza się ludzi konkretnych, stanowczych i z wigorem. Sama siebie opisywała tak: „Za tępą się nie uważam, piękno dla oka już jest, świętą zaś chciałabym zostać”.
Szeroko cytuje się jej zdanie, z którym wyjechała ponoć do Pana Jezusa tłumaczącego jej w objawieniu, że pozwala, by cierpiała, bo tak traktuje przyjaciół: „Nie dziwię się więc, Panie, że masz ich tak niewielu…”.
Ekstaza św. Teresy
Podobno umiała zmienić koło u wozu, a gdy kiedyś jedna ze współsióstr przyłapała ją w kuchni na mistycznej ekstazie, dostrzegła, że Teresa jednocześnie nie przestaje trzymać patelni i smażyć na niej ryby. Nie znosiła obłudy i przesadnej dewocji. W klasztorach przez siebie zakładanych, ku zgorszeniu dziewic świętszych od aniołów, układała zabawne piosenki i wykonywała je, akompaniując sobie kastanietami – „żeby życie było znośne”.
Drogę Teresy od żyjącej w klasztorze pobożnej pańci do wielkiej świętej opisano już w tylu miejscach, że nie ma po co silić się na konkurencję. Dość powiedzieć, że gdy Bóg zaczął wyraźnie pokazywać Teresie (już po jej czterdziestce), że chce, żeby ona z Nim była, a nie Go okadzała, zaczęła zachodzić w głowę, co zrobić, by nie tylko myślą, ale i codziennością starać się być bliżej nieba.
Jezus Teresy
Wymyśliła rzecz najprostszą: trzeba wziąć regułę, zbiór zasad, którymi powinna kierować się karmelitanka i potraktować ją serio. Pójść w głąb, zamiast latać za coraz to nową duchową atrakcją, nowym doświadczeniem. Zaczęła szukać towarzyszek i zakładać reformowane klasztory (karmelitanek bosych, wkrótce do ruchu dołączyli też faceci, i tak powstali karmelici bosi).
Jedni wielbili ją za to, inni fundowali tęgie baty. W jej losie rzeczywiście jest coś z historii o kobiecie, która wyczekiwała na miłość swojego życia, by ostatecznie dostrzec ją w stojącym od zawsze pod oknem wielbicielu. Teresa, zakładając nowy zakon, nazwała się Teresą od Jezusa. Jej siostry na jej grobie wyryły cztery słowa: „Teresa Jezusa, Jezus Teresy”.
Jest to tekst Szymona Hołowni z autorskiego cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie. Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.